-
Ha! Rzeknij mi młoda niewiasto, czy w twojej rodzinie był jaki krasnolud?- spytał nagle, przerywając swoim krzykiem chwilową ciszę. -
Przekonany żem był, że będziesz chciała za swoje usługi zedrzeć ze mnie masę złota, a tu proszę, ochrona za ochronę! To mi się podoba, Arvan ma farta, że u niego pracujesz... Jakbyś kiedyś chciała, to wpadnij do mnie, może będę w stanie zaproponować Ci lepsze stanowisko...- burknął tajemniczo. Krasnolud wziął głęboki wdech i pogładził się obiema dłońmi po wydętym brzuchu. Jego broda opadała na wystający brzuch jakby miała zwrócić nań jeszcze więcej uwagi.
-
Niestety, twoje dobre intencje nie wystarczą. Wybacz mała, ale muszę sprawdzić twoje zdolności. Nie martw się jednak z twoich referencji, jakie to wystawił Arvan wynika, że dasz sobie radę!- oznajmił, sięgając ręką do niewielkiej szufladki zamontowanej po jego stronie stolika. Oswald wyciągnął z niej niewielki papier i mrużąc oczy przeczytał jego zawartość.
-
Mój przyjaciel, Ian ma problem z żądłakami, które od kilkunastu dni krążą niebezpiecznie blisko jego domostwa. Oczywiście nie każę Ci iść tam samej! Udaj się na Arenę i odszukaj elfa Gabriela. Powiedz mu, że przychodzisz ode mnie. Razem z nim udasz się do domostwa Iana, milę za miastem i wspólnie rozwiążecie problem żądłaków. Jeśli sobie poradzicie, masz tę robotę! Ha!- krzyknął brodacz. Nyarla dobrze wiedziała, gdzie znajdowała się Arena, ponieważ postawiono ją blisko świątyni Oghmy, do której nie raz odprowadzała znajomych poszukujących wiedzy w księgach. Kobieta nie tracąc czasu wstała od biurka i opuściła gabinet Oswalda. Po chwili do jej oczu dotarły ponownie promienie słońca. Zaklinaczka rozejrzała się na boki szukając wzrokiem najkrótszej drogi do miejsca, gdzie ponoć przebywać miał Gabriel. Wybrała w końcu drogę i ruszyła nią dziarsko. Arena znajdowała się dobre kilkanaście minut od Dębu elfów. Kobieta wciąż chciała jak najszybciej załatwić tę sprawę.
Arena była miejscem legalnych walk, fizycznego rozwiązywania sporów, a także organizowania pokazów wierzchowców. W ciągu dnia swe treningi odbywało tam wielu wojaków i najemników, chcących się podszkolić w walce z żywym przeciwnikiem a nie drewnianą kukłą w zbroi. O tej porze dnia, jednak miejski przybytek nie gościł wielu wojowników. Nyarla weszła na widownię otaczającą piaszczyste pole walk i z łatwością dostrzegła szczupłego, dobrze zbudowanego elfa o jasnych włosach, spiętych z tyłu głowy w koński ogon. Gabriel był dobrze zbudowany. Rzeźba jego mięśni robiła wrażenie. Miał na sobie szare, poszarpane spodnie, zaś jedynym elementem zbroi u tego mężczyzny był karawasz i naramiennik na lewą rękę. Elf ćwiczył dość blisko części widowni, na której znajdowała się Nyarla i kobieta dostrzegła na obu jego łopatkach paskudne blizny, wielkości ludzkiej dłoni. Zaklinaczkę zaczepił niespodziewanie przystojny osobnik w skórzanej zbroi, który prawdopodobnie już skończył swój trening.
-
W czym pomóc?- spytał uśmiechając się tajemniczo. Czarownica szybko wyjaśniła osobnikowi, że chodzi jej o Gabriela. Wojownik pokręcił głową z niezadowoleniem.
-
Strzaskane Niebiosa! Ktoś do Ciebie!- zawołał elfa, a ten wbił miecz którym walczył w podłoże i powoli podszedł do widowni.