Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2010, 21:38   #2
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Niedziela, 4 września 2011r, 6.59 AM, NY, Staten Island, Faser St. 32
Dom rodziny MacDawell



Walter obudził się minutę przed tym jak miał zadzwonić budzik. Wyłączył go i delikatnie wstał, by nie zbudzić żony. Sarah lubiła troszkę dłużej pospać w przeciwieństwie do niego, który od dziecka nauczony był wstawać skoro świt. Po szybkiej toalecie, Walter zszedł na dół do kuchni i napił się soku pomarańczowego. Dzień zapowiadał się słoneczny i ciepły. Gdyby nie to, że dzisiaj czeka go obiad u teściowej Walter byłby nawet zadowolony. Co miesięczne wizyty u teściowej zawsze przyprawiały go o dreszcze i wprawiały w pesymistyczny nastrój. Dobrze wiedział ja skończy się popołudnie. Wielką kłótnią, której nikt przecież nie chciał. Wiedział, że jego teściowa nie powstrzyma się przed tym, by wypomnieć mu, że mógłby zająć się pracą w sądzie, a nie uganianiem się za mordercami i gwałcicielami. Z kolei on nie powstrzyma się od ciętej riposty, która przyprawi teściową o szybsze bicie serca i wypieki na twarzy.
Na razie wolał o tym nie myśleć, by nie psuć sobie przyjemności niedzielnego poranka. Założył dres, a szuflady wyjął ipoda. Założył słuchawki i wcisnął play.
Przy dźwiękach kojącej muzyki wybiegł na ulicę.


Gdy wrócił z joggingu, cała rodzinka była już na nogach. Thomas i Judith podbiegły do niego z radosnym "tato, tato", podbiegły do niego. Gestem ręki powstrzymał je, by się nie zbliżały.
- Nie teraz dzieciaki, tata musi się wziąć prysznic.
Rodzeństwo odsunęło się zasmucone. Dobrze wiedziały, że z ojcem się nie dyskutuje.
- Mógłbyś je chociaż przytulić - odezwała się Sarah, która przygotowywała właśnie śniadanie.
- Słucham? - spytał Walter, jakby nie usłyszał słów żony.
- Mówię, że mógłbyś je chociaż przytulić na dzień dobry.
- Dobrze wiesz, że nie przebywać wśród ludzi, gdy jestem zgrzany i spocony.
- Walter to są przecież twoje dzieci, a nie jacyś obcy ludzi.
- No właśnie, nie chcę by źle o mnie myślały.
- Walter...
- Daj spokój nie chcę się kłócić - powiedział najspokojniej jak mógł, ale i tak za agresywnie.
Sarah odwróciła głowę i nie odzywała się już. Walter nie znosił, gdy ktoś miał inne zdanie od niego, a zwłaszcza ktoś z jego rodziny. Często podobne sytuacje kończyły się awanturą. Sarah jednak często wolała się wycofać niż wchodzić z mężem w ostrzejszy spór.
Walter poszedł na górę do łazienki i wziął upragniony prysznic.

Po śniadaniu rodzina zajęła się przygotowaniami do wyjazdu. Walter golił się w łazience, a Sarah prasowała im ubrania.
- Kochanie - krzyknęła z dołu - na fotelu położyłam ci koszulę i spodnie.
- Dziękuję - krzyknął Walter wycierając twarz w ręcznik.
Spryskał się wodą kolońską i zszedł na dół. W salonie na fotelu leżała koszula i spodnie. Na ten widok coś Walterze aż się zagotowało.
- Sarah możesz na chwilę.
- Co się stało? - spytała stając w progu.
- Co to ma być? - spytał wskazując ręką na koszulę.
- Koszula...
- Przecież wiem, że nie sweter. Pytam dlaczego ta?
Starał się być spokojny i panować nad głosem. W głowie powtarzał sobie ciągle "Walter nie krzycz, Walter nie krzycz"
- A co w niej jest nie tak?
- Dobrze wiesz co jest nie tak - wrzasnął - I znowu robisz to specjalnie, żeby mnie zdenerwować.
- Ależ nie...
- Ależ tak - przedrzeźniał jej ton - Dobrze wiesz, że nienawidzę tej koszuli.
- Ale to prezent od mojej mamy...
- No właśnie, prezent od twojej mamy. Co ty sobie myślisz, że ja znowu będę słuchał jej docinek. "O jak miło Walter, założyłeś tę koszulę ode mnie. To specjalnie dla mnie, czy po prostu z pensji policjanta nie stać cię na inną"
- Walter proszę...
- Ta ja cię proo..
W tej chwili zadzwonił telefon. Saraha spojrzała na męża i podeszła do telefonu.
- Halo.... tak... chwileczkę już proszę... To do ciebie kapitan Mac Nammara.
Walter rzucił koszulę na fotel i wziął słuchawkę.
- Witam szefie!
- Witaj Walt. Bardzo przepraszam, że przeszkadzam w niedzielny poranek, ale jestem zmuszony.
- Nic nie szkodzi. Co się stało?
- Jestem zmuszony prosić cię byś przyjechał do biura. Mam bardzo pilną sprawę. Opowiem ci o co chodzi, ale dopiero jak tu będziesz.
- W porządku. Rozumiem, że jakaś pilna sprawa wyskoczyła.
- Można tak powiedzieć. Za ile możesz przyjechać?
- Będę za półgodziny, o ile mnie korki nie zatrzymają.
- Dobrze. To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Walter bez słowa poszedł na górę i przebrał się. Zabrał pistolet z szafki, komórkę, notes i ołówek. Praca w niedziele była dla niego wybawieniem. Gdy tylko usłyszał, że dzwoni kapitan wiedział, że wywinie się z tego okropnego obiadu u teściowej.
Gdy schodził na dół Sarah spytała go:
- Rozumiem, że ze wspólnego obiadu nici.
- Tylko nie rób mi żadnych wymówek. Dobrze wiesz jaką mam pracę. Nic na to nie poradzę.
- No tak, cały Wydział Specjalny bez ciebie by nie istniał. Czy nie mógł kto inny pojechać?
- Nie wiem - odburknął - Zostałem wezwany przez kapitana i nie zamierzam podważać jego rozkazów. Skoro do mnie zadzwonił to najwyraźniej miał ku temu powody.
Walter zabrał kluczyki od samochodu i zarzucił płaszcz na ramiona.
- A mogę chociaż wiedzieć kiedy wrócisz?
- Nie wiem. Nie czekaj na mnie. Jedź z dzieciakami do swojej mamy. Zadzwonię do ciebie, kiedy będę mógł przyjechać.
Bez pożegnania wyszedł z domu.



Niedziela, 4 września 2011r, 10.30 AM, New York City, Siedziba Główna Wydziału Specjalnego N.Y.P.D.
Walter przyjechał jako pierwszy. Siedziba Wydziału Specjalnego świeciła o tej porze pustkami, tylko nieliczni funkcjonariusze pełniący służbę siedzieli we wspólnej sali. MacDawell przywitał się z nimi i spytał:
- Kapitan u siebie?
- Tak, czeka już na was.

Gdy zebrał się cały zespół kapitan MacNammara przedstawił sprawę. Ledwo zaczął czytać Walter wyciągnął notes i zaczął notować. Wraz z napływem informacji jego notatki powiększały się o kolejne fakty i przemyślenia.

Ofiara: dziewczyna, biała, lat 20. Dobra uczennica z dobrego domu. (spr.)
Zaginęła 29 sierpnia, zaginięcie zgłoszone następnego dnia.
Ciało znaleziona 4 września o 6.40, daleko od domu, Soho;
Ciało ofiary okaleczone, pozostawione ślady wskazują na zabójstwo rytualne.
Wzór spirali (spr.) karta Tarota,

Zabójca: mężczyzna biały, prawdopodobnie w wieku ofiary lub trochę starszy,
Być może były chłopak. (spr.)


Każde kolejne słowo kapitan sprawiało, że w notatniku przybywało słów i odnośników. Gdy kapitan zakończył odczytywać raport, Walter podniósł rękę na znak, że chce zabrać głos.
- Sądzę, że powinniśmy się podzielić na dwa zespoły. Pierwszy pojedzie na miejsce zbrodni. Zbada ślady i przesłucha świadków. Drugi zajmie się przesłuchaniem rodziny i znajomych. Myślę, że ja mogę zająć się przesłuchaniami, jeśli kapitan nie ma nic przeciwko.
Na koniec dnia moglibyśmy się spotkać w biurze i przedstawić zebrane informacje.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 23-04-2010 o 21:45.
brody jest offline