***
- Poszedł?
- Tak szefie.
- To dobrze. Jeśli Cienie chcą wojny to szczury im ją dadzą.
***
Nikt nie śmiał zagradzać mu drogi. Ludzie wokół słyszeli hałasy dochodzące z karczmy należącej do jednej z gildii trzymających władzę w tym niewielkim mieście. Jeśli ów śmiałek wyszedł z tego cało musiał być nieprzeciętnych możliwości. Nikt do tej pory nie wyszedł inaczej, niż nogami do przodu z pojedynku z Morikiem Szczurem. Ludzie po cichu poczęli szeptać między sobą słowa. "Kłopoty", "Wojna" czy "Miał szczęście". Zaklinacz jeśli chciał zachować incognito stracił wszelakie nadzieje na anonimowość.
W karczmie "Pod Bardem" przy stoliku czekał już Betno. Spokój na jego twarzy wcale, a wcale nie dodawał otuchy. Kojarzył się z brakiem emocji, a tacy ludzie zdolni byli do wszystkiego. Chociażby do zabicia z zimną krwią kogoś kto nawalił.
- Morik nie żyje. - raczej stwierdził, niż spytał. Pociągnął łyk ze swego kielicha. Firkrag dopiero teraz zauważył, że oprócz ich dwóch tylko Ebi - karczmarz - znajduje się w przybytku i spokojnie wyciera dawno już czysty kufel po piwie. Jego ruchy były spokojne jakby dawno już temu przyzwyczaił się do tego co zaraz miało nastąpić.
Wtem nagle w zachodniej części miasta słychać było donośny wybuch jakby kilka niewielkich ładunków prochowych ktoś wysadził w niewielkim pomieszczeniu. Do tego krzyk tysięcy ludzi i nie ludzi uciekających jak najdalej od morza.
- Umarli! Umarli! Czarny Drakkar! - krzyczał ktoś nim strzała nie przebiła mu gardła.
Betno nie czekał ani chwili dłużej. Wstał szybko ze stołu i machinalnym ruchem wyciągnął sztylet.
- Za mną, szybko! - krzyknął ni to do Ebiego, ni to do magika. Pobiegł w stronę niewielkiej piwnicy - znanej Firkragowi z wcześniejszych, tajnych spotkań Cieni. Widać było, ze raczej lider skrytobójców nie ma zamiaru dzielnie bronić swego miasta.
__________________ Why so serious, Son? |