Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2010, 18:09   #5
Suriel
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
- Dzyń, dzyń, dzyń. Telefon uparcie dzwoni w kieszeni kurtki.
- Cholera znowu zapomniałam go położyć przy łóżku. – Jess powoli zwleka się z łóżka.
- Która to godzina, i kogo niesie w niedziele rano.
Wyjmuje telefon który nadal uporczywie dzwoni. Ciocia Holly, mogła się domyślić, tylko ona pewnie już nie śpi o tej porze.
- Dzień dobry ciociu, już tak wcześnie na nogach?
- Kochanie, jak dobrze że już nie śpisz – jak zwykle ciocia odporna na jakikolwiek sarkazm, czasami Jess się zastanawiała czy ona nie ma na niego wrodzonej odporności.
- Wiesz ze wujek nie lubi spać do późna, już poszedł po śniadaniu pielić grządki, dzwonie żeby Ci przypomnieć że w przyszła sobotę są urodziny wujka i robimy grilla, będzie twoja kuzynka z mężem i dzieciakami, babcia, kilkoro znajomych. Mam nadzieje że nie zapomniałaś?
- Oczywiście że nie i kupiłam nawet krawat który mu wybrałaś. – I butelkę whisky – dodaje w myślach.
- To dobrze, przyjdziesz z kimś, zostawić wolne miejsce przy stole? Twoja mama..
- Ciociu – Jess warknęła ostrzegawczo.
- Dobrze już dobrze, do zobaczenia kochanie.
- Do soboty ciociu.

Ciocia Holly i wujek Harold od śmierci rodziców starali się zastąpić Jess rodzinę, z lepszym, bądź gorszym skutkiem.

Jess spojrzała tęsknie na łóżko i Maxa wylegującego się w pościeli.




Tobie to dobrze
– pomyślała, jedzenie podadzą, wodę naleją, pobawią się, podrapią po brzuchu i żadnych zmartwień wokoło. Spać, jeść, bawić się i czasami zwiać z domu żebym się pomartwiła.

Mrucząc sobie pod nosem o wyższości życia kota, Jess poszła zrobić sobie poranną kawę, bez niej co rano słońce mogłoby nie wstawać.
Kiedy błogosławienny płyn zaczął rozpływać się po ciele, Jess poszła wziąć prysznic.
Idąc w stronę łazienki ponownie usłyszała dźwięk dzwonka telefonu, no nie pomyślała, o czym mogła jeszcze zapomnieć.

To jednak nie była ciotka Holly.
- Kapitanie? – to dzwonił jej przełożony kapitan Mac Nammara.
- Jess jesteś potrzebna, za godzinę odprawa u mnie, zdążysz?
- Oczywiście, będę najszybciej jak tylko się da.

No i niedzielny leniwy poranek diabli wzięli – pomyślała jeszcze Jess biorąc szybki prysznic.
Przelała resztę kawy do kubka turystycznego, nasypała jedzenia do miski dla Maxa i poszła do garażu po samochód.



Po drodze zajechała do cukierni po rogaliki, po głosie kapitana poznała, ze nie będzie to krótki dzień, a nie zdążyła nic zjeść przed wyjściem.
Uzbrojona w resztkę kawy i pudełko rogalików dla chłopaków weszła na posterunek.
Od progu odczuła że coś jest nie tak, zbyt dużo osób jak na niedzielny poranek, sprawa nie wyglądała najlepiej.

Weszła do gabinetu kapitana,
- Cześć Walter, gdzie reszta?
- Cześć, pewnie w drodze, za chwile będzie szef.

Jess postawiła pudełko na stoliku i usiadła na swoim miejscu. Czekali, powoli zaczęli się zbierać pozostali. Kapitan Mac Nammara zaczął już odprawę kiedy w drzwiach pojawił się Clause, wyglądał jak siedem nieszczęść.

- Przepraszam za spóźnienie, korki – wymamrotał i usiadł.

Kapitan rozdał akta sprawy i krótko streścił wydarzenia - Funkcjonariuszko Kingston, wy zajmijcie się próbą sporządzenia wstępnego portretu psychologicznego sprawcy.

- Tak jest.

- Sądzę, że powinniśmy się podzielić na dwa zespoły. Pierwszy pojedzie na miejsce zbrodni. Zbada ślady i przesłucha świadków. - powiedział Walter - Drugi zajmie się przesłuchaniem rodziny i znajomych

Chciałabym pojechać na miejsce zbrodni z Marlonem – wtrąciła Jess - niech nasz analityk sprawdzi w bazie danych czy nie było podobnych zbrodni na terenie stanów.

Odprawa dobiegła końca.
 
Suriel jest offline