Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2010, 19:36   #7
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Niedziela, 4 września 2011r, 11.10 AM, New York City, Siedziba Główna Wydziału Specjalnego N.Y.P.D.

Wszyscy

Stary Artur Mac Namarra wyszedł za wami ze swojego gabinetu, kiedy w biurze Wydziału Specjalnego krótkimi zdaniami ustalaliście dalsze działanie. Wiele słów nie trzeba było. Każdy z was stanowił część zespołu i każdy z was wiedział w czym sprawdza się najlepiej.
Wiedzieliście że Marlon był mistrzem komputerów – jeśli coś trzeba było w przeklętych bazach danych to nie maił sobie w Wydziale równych. Walter doskonale radził sobie z ludźmi, a jego perfekcjonizm w pracy zmieniał go w prawdziwą maszynę do wyciągania informacji ze świadków czy podejrzanych. Terrence najlepiej spisywał się analizując dane (podobnie zresztą jak prawie każdy z was) lecz on był w tym chyba najlepszy z was wszystkich – o ile oczywiście komuś zależało na niepotrzebnej w tej pracy rywalizacji. Jessica sprawdzała się w terenie – była twardą babką, która bez strachu działała na miejscu zbrodni chłodnym okiem psychologa dopatrując się w śladach czegoś, co mogło pomóc w rozpoznaniu tego jak działał umysł sprawcy. A Clause potrafił, najlepiej z was wszystkich, sprawiać problemy – najczęściej przestępcom, lecz zdarzało się że i wam. Niektórzy mogli uważać go za lekkoducha, który nie przykłada się do swoich obowiązków. Było to mylne założenie, ponieważ Clause lubił swoje obowiązki – o ile należało do nich, na przykład, spranie podejrzanego w ciemnym zaułku. Oczywiście niczego mu nigdy nie udowodniono.
Kapitan Mac Namarra spojrzał na was twardo, z typowym dla niego błyskiem w oczach.
- Jeszcze tutaj– warknął, chociaż oczywiście że ten warkot jest swoistego rodzaju wyrazem sympatii dla waszej piątki. – Funkcjonariusz Mac Davell – ruszcie dupsko na dół, do kostnicy. Jak ojciec ofiary skończy rozpoznanie weźcie go gdzieś w spokojne miejsce i pogadajcie. Funkcjonariusz Grand – wy pogońcie patologa. Asystujcie przy sekcji zwłok. Nic tak nie wpływa na kaca, jak widok sekcji w niedzielny, słoneczny poranek. – uśmiechnął się złośliwie samymi koniuszkami warg - Funkcjonariuszko Kingston i funkcjonariuszu Vilain – wy ruszajcie na miejsce zbrodni. Nim mundurowi się zwiną i ludzie zadepczą scenę. Może złapiecie jeszcze techników. Zaułek to istny burdel, więc mają tam mnóstwo śmieci do zabezpieczenia. Funkcjonariuszu Baldrick! Wy jedźcie z nimi. Przyda się każda para oczu. Rozejść się! Aha! Czekajcie! Jeszcze jedno! Żadnych wywiadów dla prasy. Media mają szlaban na tę sprawę. Ruszać się! Oczekuje na pierwszy raport o 14.00 u mnie w biurze.
To mówić powrócił do swojego pokoju, skąd spoglądał na was przez lustro weneckie. Czując to ponaglające spojrzenie ruszyliście, tak jak zresztą mięliście w planach, do przypisanych wam ról. Widać, że „Staremu” zależy na szybkim rozwiązaniu tej sprawy.

Jak zwykle, skurczybyk, dokładnie zaplanował wam to, co sami sobie wybraliście. No, może poza Clausem.

Clause Grand i Walter Mac Davell

Kostnica leży na samym krańcu Głównej Komendy N.Y.P.D. Wasze identyfikatory pozwalają wam jednak bez trudu na przechodzenie przez kolejne drzwi elektronicznie zamykane na czytniki. O tej porze w niedzielę budynek jest prawie pusty.
Oszklony łącznik pozwala wam przedostać się z pilnie strzeżonego przez kamery rejestrujące wasze przejście budynku A w którym mieści się wasz Wydział do budynku C, w którym funkcjonuje „zwykły” komisariat. W porównaniu do cichych korytarzy Budynku A posterunek w budynku C zdaje się tętnić życiem. Kręcą się tutaj „mundurowi” na służbie, jakiś adwokacina wykłóca się z otyłym czarnoskórym sierżantem o swojego klienta. Codzienne, mimo niedzieli, życie nowojorskich glin. Sprzeczki małżeńskie przy śniadaniu kończące się interwencją patrolu, kolizje drogowe, bójki młodzieży, zakłócanie porządku publicznego, próby kradzieży i zwykłe sprawy wielkiego miasta. Jakże „niewinne” w porównaniu do tego gówna, w którym wy babrzecie się na co dzień. Fajnie wiedzieć, że cała ta umundurowana armia ludzi jest na jedno polecanie waszego szefa – gotowa przybyć jako wsparcie, gdybyście znaleźli się w tarapatach. Nie raz pomagają wam w obławie na sprawcę, nie raz obstawiają ulice, kiedy wy wchodzicie do budynku z podejrzany. To tworzy więź silniejszą niż wszystko inne. Mimo, że nie nosicie mundurów poza uroczystościami, jesteście częścią tej maszynerii
W końcu docieracie do kostnicy – przechodząc przynajmniej kilkaset metrów korytarzy i łączników a na koniec korzystając z windy. Wysiadacie z niej w podziemnym, klimatyzowanym korytarzu oświetlonym mętnym, sterylnym blaskiem świetlówek.
Przed wejściem do Sali rozpoznań siedzi mężczyzna po czterdziestce. Ubrany w elegancki prochowiec, gładko wygolony i blady, jak otaczające go ściany. Jeden rzut oka na schludny ubiór i ten charakterystyczny, zbolały wyraz twarzy pozwala wam rozpoznać ojca dziewczyny. Alexander Waterman. Wzięty stomatolog. Zapewne już po identyfikacji. Towarzyszy mu policjantka o zgrabnej figurze podkreślonej przez mundurową spódniczkę i miłej, ciepłej twarzy. Idealnie dobrana do roli „anioła śmierci” – osoby, której obowiązki obejmują między innymi prowadzenie rodzin do ich zamordowanych najbliższych. Aż dziw, że przy takiej pracy, dziewczyna potrafi zachować tyle ciepłe w oczach. Szybki rzut na tabliczkę identyfikacyjną na mundurze identyfikuje ja jako Star Moonlight. Bez jaj! Jej starzy byli chyba hipisami!


Marlon Vilain, Terrence Baldrick i Jesicca Kingston

Wybieracie auto jednego z was i ruszacie na miejsce zbrodni. To spory kawałek od Komendy Głównej. Kiedy ruszacie spod posterunku zegar wskazuje 11.15 AM, lecz kiedy docieracie do celu mija dwadzieścia minut. Mimo, że ruch na mieście jest niewielki, oczywiście jak na Nowy York. Dominują żółte taksówki, auta rodzinne i motocykliści szalejący na swoich japońskich maszynach.

Przejeżdżacie przez dzielnicę Soho – o tej porze dnia wyludnioną. Wiecie, że budzi się ona do życia popołudniem, kiedy otwierają się wszystkie puby, teatry, galerie, centra rozrywek, opery, wystawy i zwykłe burdele. Dzielnica „cyganerii artystycznej”, nawiedzonych artystów i zblazowanej młodzieży. Pod cienką warstwą „kultury” skrywają się tutaj paskudne ruchy artystyczne. Wiecie o orgiach, narkotykach, dziwacznych praktykach seksualnych i innych rzeczach, o których czasami pragnęlibyście zapomnieć.
Tam gdzie kończy się Soho a zaczyna zwykła dzielnica Tribeca - usługowo – mieszkalna, służąca bywalcom, Soho jako sypialnia i miejsce pracy.



Zaułek, w którym znaleziono ofiarę, znajduje się na styku obu dzielnic. Kierowani GPSsm docieracie w końcu na miejsce. Już z daleka widać zaparkowany radiowóz i żółte taśmy odcinające dostęp do zaułka. Rozpoznajecie również biało- błękitną furgonetkę służb technicznych. Widać, że ekipa techniczna jeszcze dłubie w odpadkach.
Zaułka pilnuje trzech mundurowych z trudem odpędzających coraz bardziej namolnych dziennikarzy. Błyskają flesze aparatów fotograficznych. Rozpoznajecie kilka znajomych twarzy. Theodora Stablera – patologa stojącego obok mundurowych w swoim ulubionym kombinezonie roboczym w którym przypomina hydraulika lub robotnika fabrycznego. Oraz upierdliwą dziennikarkę New York Herolda – brukowca, specjalizującego się w skandalach, ufo i zbrodniach, niejaką Cateriną Ezmo. Wasz wydział nie raz już procesował się z tym rudym babsztylem o ciętym języku i tipsach w kolorze zgniłych pomarańczy.
Udaje się wam znaleźć miejsce przy radiowozie i parkujecie tam dość nieprzepisowo. Jeden z mundurowych od razu rusza w waszą stronę ze zmęczonym, służbowym wyrazem twarzy.
- Starszy posterunkowy Red – przedstawia wam się policjant zgodnie z procedurą. – Teren jest zamknięty. Proszę natychmiast odjechać.
- Funkcjonariuszka Kingston – słyszycie skrzekliwy głos Cateriny Ezmo. – Jak to dobrze, że panią widzę!
Dziennikarka drepcze w waszą stroną na – a jakże ! – butach w barwie zgniłej pomarańczy.
- Czy możemy porozmawiać!
Ostatnie zdanie oczywiście nie można uznać za pytanie. Babsztyl ma legitymację prasową przyczepioną do pomarańczowego żakietu. Pędzi na was, niczym gadatliwa mandarynka.


Walter Mac Davell


Najlepszym miejscem na rozmowę z kimś, kto poniósł taką stratę jest miejsce neutralne. Takie, które pozwoli się rozmówcy rozluźnić, zapomnieć – chociaż na moment – o śmierci córki. Nie powinno się ono kojarzyć z policją, ze śmiercią, z ofiarą. Czasami takim miejscem może być bar lub kawiarnia, czasami ławka w parku, czasami inne miejsce publiczne. Alaxander wydaje się być spokojnym i twardym psychicznie człowiekiem. Na pewno był dobrym, chociaż też surowym i wymagającym ojcem. Zdradzają to jego szare oczy, wąska linia ust i ostro zarysowana szczęka. To typ „purytanina” – człowieka „usztywnionego” przez szereg zasada, wyrzeczeń i codziennych rytuałów, którym oddaje się codziennie o tej samej porze – picie kawy, czytanie rubryki giełdowej, medytacja, wizyta w kościele. Tak. Dobór miejsca do rozmowy jest w tym przypadku równie ważny, jak sposób jej prowadzenia.
Gdybyś miał postawić na to swoją intuicję, powiedziałbyś, że w przypadku Alexandra Watermana najlepszym miejscem na nawiązanie kontaktu będzie dobra kawiarnia, gdzie będzie można napić się dobrej, doprawionej brandy kawy. To typ, który wypłacze sobie oczy w poduszkę, ale dopiero wtedy, kiedy zobaczy, jak w żyłę zabójcy jego córki wtłoczona zostanie trucizna w komorze śmierci.
Szybko musisz zabrać go stąd, gdzie rozmowa będzie dużo łatwiejsza. Spoglądasz na Clausa, który wie o co chodzi i znika w środku kostnicy. Zostajecie w trójkę: ty, Star Moonlight i Alexander Watermann.


Clause Grand


Z niechęcią opuściłeś towarzystwo milutkiej funkcjonariuszki Star. Pozostawiłeś ją w towarzystwie Waltera i wszedłeś do kostnicy. Od razu odczułeś zmianę temperatury i ten specyficzny, sterylny zapach śmierci – środki sterylizujące w dużych ilościach.
W pomieszczeniu jest mała dyżurka, w której siedzi ubrany w biały kitel ciemnoskóry technik. Znasz go z widzenia i wasze relacje nie są najlepsze. Nazywa się Tedd Smith i jest dość wkurwiającym typem służbisty. Widząc cię od razu przyjmuje wyraz twarzy typu „Czego chcesz biały fiucie”. Nie lubisz tego wyrazu twarzy.
- Witam – cedzi Tedyy bez cienia uśmiechu. – Co tym razem?
I nim zdążyłeś otworzyć usta dodał:
- Formularze F-12 są tam – wskazał ciemną dłonią odpowiednią przegródkę stojącą na jego kontuaru.
Oczywiście. Formularze F-12. Procedura oględzin zwłok. Ich wypełnienie zajmuje zazwyczaj kilka minut. O ile, zważywszy na kaca, nie popełnisz pomyłki. Że też musiałeś trafić na tego fiuta – Teddyego.


Jesicca Kingston


Widząc zbliżającą się w waszą stronę dziennikarkę i słysząc, jak wymienia twoje imię, wiedziałaś, że nie tak łatwo będzie ci ją zignorować. Już kilka razy dostaliście opierdziel z „góry”, że psujecie prasę policji. Od tej pory macie obowiązek być miłymi dla gryzipiórki, szczególnie dla tej wypacykowanej, pomarańczowej małpy, która sypia ponoć z kimś ważnym w Radzie Miasta. Nie mogłaś po porostu jej wyminąć bez słowa, ale też nie mogłaś jej nic powiedzieć, bo Mac Namarra wyrwałby ci serce własnymi rękami. Musiałaś zamienić z babsztylem kilka słów, zasłaniając się dobrem śledztwa, etyką zawodową (chociaż Ezmo nie miała takiego słowa w swoim słowniku) i innymi pierdołami. Spojrzałaś na towarzyszących ci detektywów, dając im znać, że dołączysz do nich później i wyszłaś na spotkanie dziennikarce.
- Pani Kingston – uśmiechając się sztucznie Caterine Ezmo zatrzymała się przed tobą. – Jak się cieszę, że panią widzę? Ponoć zabito tutaj młodą dziewczynę i poszatkowano jej ciało na części? Co może pani mam powiedzieć w tej sprawie?

Pytania zawisły w powietrzu oczekując na odpowiedź. W waszą stronę, jak hieny, ruszyła reszta dziennikarzy. Wiesz że musisz zręcznie wybrnąć z sytuacji, by nikt nie marudził, że gliny olewają prasę a jednocześnie by tak naprawdę nic nie powiedzieć.


Marlon Vilain


Z dużą ulgą powitałeś fakt, że to Jesicca wzięła na siebie rolę „kozła ofiarnego” dla prasy. Szczególnie, że ruda Ezmo nie należała do waszych ulubieńców. Minąłeś mundurowego, który chyba rozpoznał w was kolegów z „firmy” i zbliżyłeś się, wraz z Baldrickiem, do żółtych barierek. To był twój świat. Niestety. Miejsca zbrodni. Stojący przed taśmą mundurowy – starszy już facet (typ latynosa) o nazwisku Mendoza na mundurze przywitał was zmęczonym uśmiechem. Zapewne to on, lub któryś z jego ludzi znaleźli ciało a to oznacza, że stoją tutaj już z pięć godzin.
- Sierżant Mendoza – przywitał się policjant wyciągając dłoń na powitanie. – Rozumiem, że jesteście z Wydziału Specjalnego? Nie spieszyło się wam, chłopaki?
Ostatnie słowa zneutralizował uśmiechem. Widać, że nie miał wam tego za złe.
- Co chcecie zobaczyć? Ostrzegam. Technicy czyszczą cały zaułek. Zejdzie im chyba do wieczora.


Terrence Baldrick


To chyba fart, że jednym z patologów badających miejsce zbrodni jest Theodor Stabler. Twój dobry znajomy, który rzadko wychodzi zza biurka. Pewnie w niedzielę rano nikogo innego nie udało się ściągnąć na miejsce. Tym lepiej dla ciebie. Wysiadłeś z auta widząc, że Jessica zdecydowała się zająć prasą. To dobrze. Ty nie najlepiej radzisz sobie z nowymi znajomościami. A z Theodorem będzie łatwo rozmawiać.
W końcu cię zauważył – to znak, że jest nie w formie. Zawsze zachowuje większą czujność. Tak. Lekko zdefasonowany garnitur pod jesiennym prochowcem i niezbyt dobrze dobrany krawat. Wszystko jasne. Angie – jego chorowita zona, zapewne znów gdzieś musiała wyjechać. Dlatego Theodor miał czas na to, by stawić się na miejscu zbrodni w niedzielę.
Kiedy minąłeś trzyosobowy „kordon” pilnujący taśmy ochronnej Theodor zauważył cię w końcu. Uśmiech rozjaśnił jego twarz i wyszedł ci na spotkanie wyciągając rękę.
- Co za pieprznik – rzucił spoglądając przez ramię na zaułek za nim. – Mówię, ci. Do Święta Dziękczynienia się stąd nie wygrzebiemy. – Zresztą ja już swoją robotę skończyłem. Nie ma tam ani kawałka więcej ciała. Od godziny ryłem nosem beton w poszukiwaniu „ludzkich resztek organicznych, jak to nazywają nasze procedury. A teraz, nieważne niedziela czy nie, muszę się koniecznie napić. Jak będziesz chciał pogadać, to zadzwoń. Angie znów wyjechała.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 29-04-2010 o 00:10. Powód: Usunięcie P.S.
Armiel jest offline