Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2010, 23:18   #7
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Nefarius

Kilka chwil później stali już we dwóch w pracowni mistrza Yertonga skąd mieli teleportować Nefariusa do Teziir. Izelhower bacznie przyglądał się staremu przyjacielowi tkającemu kolejne wątki zaklęcia przeniesienia. Procedura była mu znana pobieżnie jednak odległość na jaką miało go przenieść zaklęcie wymagało o wiele dłuższej i trudniejszej inkantacji. No i zawsze istniało ryzyko, że najmniejszy błąd w takim czarze może przynieść fatalne i nieprzewidywalne w skutkach komplikacje. Chyba każdy mieszkaniec Faerunu, nawet najmniej powiązany z magią, słyszał o magach spadających z nieba na krwawe spotkanie z powierzchnią ziemi czy przedziwnych i tajemniczych wizytach potężnych magów pośród gości weselnych wiejskiej izby czy stad owiec wypasanych na pastwiskach przez wiejskich cieciów. Nefarius miał jednak zaufanie do swojego mentora poparte nie tylko wieloletnim przywiązaniem i doświadczeniem, ale i ważną dla samego Gorma misją z jaką wysyłał swego niegdysiejszego ucznia. Yertong skończył ostatnią formułę i kilkoma gestami rzucił przygotowane zaklęcie na drzwi do gabinetu.



-Gotowe... <Gorm zaczął kasłać, z poły szaty wyciągnął chusteczkę którą przetarł usta i spojrzawszy na materiał zmartwił się czerwoną plamką> ..jak już mówiłem: przeniesiesz się do domu Helefoniusa w Teziir. To mój stary znajomy, może nie zbyt uczciwy i rozgarnięty, ale najbliższy twojej destynacji. Jesteś zdany na siebie Nefariusie, uważaj na siebie, Smocze Wybrzeże może nie jest tym co kiedyś, ale na pewno nie jest bezpieczniejsze.
-Będę mistrzu. Nie zdążysz za mną zatęsknić, a wiadomość o uruchomieniu enklawy dobiegnie twych uszu. -mag był bardzo pewny siebie.

Nefarius podszedł do różowych, marmurowych stopni stawiając na nich kroki. Przed oczyma lustrował kunszt zdobień i rycin dębowych drzwi gabinetu mistrza okutych stalowymi ramami i umagicznionymi nitami przeszywającymi odrzwia. Wiedział, że aby zaklęcie zadziałało właściwie musi wykonać rytuał pewnie i zdecydowanie, całym sobą, ciałem i duchem. Schwycił zdobioną klamkę całą powierzchnią dłoni zamykając jednocześnie oczy, od razu poczuł znajome mrowienie w prawej kończynie, klamka zaczęła wibrować w jego dłoni, odciągnął skrzydło drzwi i po omacku przekroczył próg. Słyszał tylko szum, narastający i denerwujący ciągły dźwięk, potem głuchy trzask- drzwi Gormowego gabinetu zamykają się za nim, to był sygnał dla niego. Niepewnie otworzył oczy.

Nie spadał z tysięcy metrów w dół, nie dławił się wodą ani piaskiem, nie słyszał krzyków przerażenia ani odgłosów bitwy. "Udało się?" -zapytał się w myślach rozglądając się dookoła. Pokój był jasny, wyposażony w meble z jasnego drewna i pomalowany prawie kremową farbą. Jeśli miałby zgadywać funkcję onego pokoju to byłby to salon czy też jak kto woli pokój dzienny. Nie był pewien jeszcze czy jest w Teziir, ale na pewno był gdzieś daleko od Thay- zarówno meble jak i sama architektura domu były dla jego oka nietypowe. Niby wszystko było na miejscu, nie było niczego czego by nie rozumiał, nie znał czy już nie widział, ale jednak dostrzegał te małe różnice. Ostre światło wbijało się do pomieszczenia przez odsłonięte okna zza których dosłyszał pierwsze dźwięki ulicznego gwaru. Wewnątrz jednak nikogo nie było.



Nie chcąc być niegrzecznym nawoływał gospodarza, gdy nie uzyskał odzewu przeszedł po pokojach. Dom był pusty, nie opuszczony bo widać, że jeszcze dzisiejszej nocy ktoś urzędował w domostwie, ale teraz, w samo południe w domu nie było żywego ducha. Wydało mu się to dziwne biorąc pod uwagę fakt, że gospodarz na pewno został uprzedzony o teleportacji. Poza tym przy takich odległościach magowie używali tzw. bojek przestrzennym, które zwiększały precyzję przeniesienia i ktoś ową bojkę musiał tu ustawić i dostroić. Tego kogoś jednak tu nie było. Postanowił więc opuścić domostwo i zająć się własnymi sprawami tak jak pewnie robił to jego właściciel.

Shalia

Zwinna niczym pantera w miejskiej dżungli skrytobójczyni zdecydowanie gorzej radziła sobie w dziczy. Nie było to Skullport, nie Waterdeep ani Athkatla w których znała każdą boczną uliczkę, każdą wąską alejkę i inne zakamarki po których poruszała się z kocią gracją. Tutaj czuła się nieswojo robiąc zdecydowanie za dużo hałasu i śladów swojego przejścia. Nie mniej wyczucie kierunku sprzyjało jej niezmiennie, po kilku rzuconych w stronę złamanych gałązek i wystających korzeni przekleństwach i groźbach znalazła się po zachodniej stronie zamku. Faktycznie nie było to wielka warownia, ale atutów obronności nawet Shalia nie mogła Baszcie odmówić. Forteca nie była też dziełem krasnoludzkich budowniczych-artystów by zapierać dech w piersiach architektonicznymi rozwiązaniami, mimo to kobiecie na chwilę dech zaparło.



Odzyskawszy rezon zaczęła analizować budowlę układając w myślach plan zamku póki jeszcze widziała cokolwiek. Jedno wejście od strony lądu nie wróżyło jej udanego zaskoczenia przeciwnika, ale przynajmniej była pewna, że nikt nie ucieknie jej ze śmiertelnego uścisku w murach twierdzy. Pozostawało jej czekać na zmrok pod którego osłoną niezauważona wejdzie na Morską Basztę.. a tam.., tam dopadnie Reigtana, Czerwonego Czarnoksiężnika.
 
majk jest offline