Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2010, 02:15   #8
Raghrar
 
Raghrar's Avatar
 
Reputacja: 1 Raghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znany
Juan
Muzyka

Po drodze do kwater Teodoriusa musiał pokonać wąski most łączący dwie bliźniacze iglice. Widoczna stąd panorama rozświetlonego miasta mogła zapierać dech w piersiach. Wysokie, najczęściej zdobione witrażami, okna pobliskich szlacheckich i kupieckich iglic, rojące się od rzeźbionych gargulców i imperialnych symboli balkony nadawały temu miejscu specyficzny charakter. Zwieńczenie roju, siedziba zarezerwowana dla najzacniejszych i najzamożniejszych przedstawicieli czystej krwi. Większość mieszkańców Krakena nie mogła nawet marzyć o wzbiciu się na te wyżyny. Niżej położone, dużo gęściej zamieszkane dzielnice niknęły w oparach fabrycznego dymu i trujących wyziewach nie zawsze prawidłowo funkcjonujących filtrów. Tu przynajmniej nie śmierdziało tak bardzo, a przede wszystkim człowiek mógł spojrzeć na zewnątrz przez pole siłowe otaczające statek, by zachwycić się ogromem i pięknem wszechświata. Przy nielicznych zaś okazjach, jak teraz, kiedy szlak Krakena wiódł nieopodal gwiazdy, można było zaznać uczucia promieni słonecznych padających na gołą skórę. Było to miejsce zdecydowanie przyjemniejsze niż pozostałe dzielnice roju, skazane na wieczną ciemność łamaną jedynie sztucznym oświetleniem. Tu i ówdzie, pomiędzy specjalnie do tego przystosowanymi, szerokimi balkonami, przemykały śmigacze. Były to niewielkie pojazdy osobowe wyposażone w spore śmigła umieszczone po bokach, z możliwością regulowania kąta ich nachylenia. Dzięki temu były w stanie wykonywać manewry pionowego startu i lądowania, co znacznie ułatwiało poruszanie się po wyższych rejonach roju. Jedna z tych maszyn, zbliżająca się właśnie do balkonu przyległego do apartamentów Teodoriusa, przykuła uwagę Juana. Pilot czarnego śmigacza typu Auxilius XII z otwartą kabiną, zręcznie posadził maszynę na czarnej, pokrytej runami płycie umieszczonej na tym samym poziomie co most, po którym seneszal zmierzał w stronę swego celu. Juan dostrzegł jeszcze, jak z pojazdu wysiada Maxymilian Bohr, po czym szybkim krokiem zmierza w stronę wrót prowadzących do komnat swego ojca.

Juan i Max
Muzyka

Kiedy Juan mijał gwardzistów wynoszących zapakowane w czarny worek ciało, zobaczył jeszcze plecy potomka gubernatora wkraczającego do komnat swego ojca. Na miejscu panowało pewne poruszenie. Z obu stron drzwi rozstawili się gwardziści, zaś w środku krzątało się troje arbitrów, odzianych w ciężkie metalowe pancerze niebieskiej barwy. Przeszukiwali oni pomieszczenie, dokonując spisu rozmieszczenia i wszelkich cech charakterystycznych denatów, oraz umieszczając kartoniki oznaczone kolejnymi numerami w miejscach, w których znaleźli elementy istotne dla swego śledztwa. Serwoczaszka zwana Mortimerem natychmiast zabrała się do sporządzania fotograficznej dokumentacji pomieszczenia, z ledwie słyszalnym bzyczeniem lewitując w pobliżu swego pana, czasem tylko oddalając się odrobinę by znaleźć lepsze ujęcie na interesujące detale.

Przy zwłokach siedzących w fotelu przykucnął Qon, zaufany astropata Teodoriusa. Ubrany w mundur oficera floty, wysoki, aczkolwiek niezwykle chudy mężczyzna o jasnej karnacji i ciemnooliwkowych, powiązanych w niezliczone warkoczyki tłustych włosach, dotykał właśnie opuszkami palców czoła trupa. W drugiej ze swych kościstych dłoni ściskał sznur wykonany z ludzkich zębów, na którym zdawał się skupiać swą uwagę. Szeptał przy tym nieustannie wiązki zupełnie niezrozumiałych wersów, jednakże ich rytm i ton kojarzyć się mógł z jakąś rytualną pieśnią.

Tymczasem w znajdującym się obok prywatnym gabinecie, będącym jednocześnie okazałą biblioteczką, Teodorius prowadził konwersację z Abdulem Cathayem, nawigatorem Lacrimosy. Otyły mężczyzna o twarzy wiecznie skrywanej kapturem błękitnej szaty zdobionej szeroko na brzegach splotem złotych i srebrnych nici, kiwał raz po raz głową potakująco. Najwyraźniej znalazł się on tu na wyraźne polecenie Teodoriusa, który uznał iż trzecie oko mutanta może się okazać przydatne. Kiedy Max i Juan weszli do pomieszczenia, nawigator odwrócił się w ich stronę, zasalutował, po czym obdarzył nowo przybyłych lekkim skinieniem głowy. Dwa rzędy niewielkich, ostrych jak igły pożółkłych kłów błysnęły światłem odbitym od lampki leżącej na szerokim biurku gubernatora. Cathay bardzo rzadko pokazywał się publicznie. Niestety rzadki dar, jakim jest dodatkowe, umożliwiające spojrzenie w spacznię oko, szedł często w parze z innymi mutacjami. W rodzinie Cathayów od pokoleń były to nienaturalnie szerokie, pozbawione warg szczęki, wyposażone w miejsce zębów jedynie w przerażające kły. Do tego nienaturalna, zahaczająca o ciemny fiolet karnacja i dłonie zakończone szponami sprawiały, iż przebywając wśród ludzi nieświadomych jego wartości Abdul zapewne zostałby bardzo szybko zamordowany, zaś jego ciało spalone jako nieczyste. Najwyraźniej zakończył właśnie konwersację z Teodoriusem, gdyż ukłoniwszy się mu głęboko, wyminął śpiesznie Maxa i Juana, po czym ruszył w kierunku przeglądających sąsiedni pokój arbites.

- Znowu uciekłeś śmierci? Choć zakładam, że nie byli dla ciebie wyzwaniem, to dotarli daleko. Może rozważysz opcję wzmocnienia twojej straży? Może ktoś z Salinne? - Zapytał Max z powagą, ale również z lekkim rozbawieniem, wiedząc co ojciec sadzi o ochronie, bo miał takie samo podejście.
- Ależ drogi synu… - Teodorius westchnął ciężko, po czym zaciągnął się dymem z fajki. – Ja nie uciekam, nawet przed śmiercią. – Rzekł, wydychając jednocześnie dym. – Więc chcesz mi powiedzieć, że to nie twoja sprawka?
- Ja po pierwsze byłbym skuteczniejszy, po drugie załatwiam sprawy osobiście, a nie wysyłam partaczy i po trzecie pasuje mi rola jaką teraz gram. Na twoim stanowisku jest za mało swobody. - odpowiedział, lekkim tonem. Po czym dodał - A mówiąc już poważnie to dowiedziałeś się już czegoś co może być pomocne?
- Dobrze synu. – Odparł spokojnie Teodorius. – Wolałem się jednak upewnić… Ta próba była koncertowym przykładem niekompetencji. Rozumiesz. Bardzo byś mnie zawiódł. – Ponownie zaciągnął się dymem. – Jednak istnieją pewne zbieżności pomiędzy technologią którą dysponujesz na Lacrimosie, a tym, czego użyli niedoszli zamachowcy. Mianowicie… Dostali się tu w wyniku otwarcia czegoś w rodzaju portalu. Towarzyszył temu niemiłosierny wręcz smród. Było ich czterech, przy czym pierwszych trzech, którzy z tego wyleźli możecie znaleźć w mojej sypialni… Ach racja. Jednego wynieśli do laboratorium. W każdym razie czwarty wpadł z powrotem kiedy wystrzeliłem do niego z Jesebell… - Wskazał wymownym gestem na swą ukochaną strzelbę. - … i już nie wyszedł, tymczasem przejście się zamknęło. Abdul właśnie przygląda się ścianie, na której powstała ta dziwaczna wyrwa. Co o tym myślisz Komisarzu? - Teodorius w końcu dopuścił Juana do głosu.
- To nie musi być ludzka technologia. Systemy podobne do tych na Lacrimosie polegają na przekazie objętościowym, nie tworzą portali, transfer obejmuję wszystkie obiekty jednocześnie. Czy mógłbyś Lordzie opisać ów... zapach?
- Tak, to było jak zgniłe mięso.
- Pięknie, działaniu Teleportarium często towarzyszy zapach: powietrza przed burzą. Obawiam się, że to nie była technologia ludzi. Tym bardziej, że relikty wymagają nadajników by przesłać obiekty w drugą stronę. Jak rozumiem nie znaleziono nic takiego przy ciałach. To co podejrzewam, to użycie zdolności nadprzyrodzonych, ale to już nie moja dziedzina. - spojrzał na Qona, który był najbardziej kompetentny by opowiedzieć o granicach zdolności psykerów.
- Dlatego też nalegam, abyś wspólnie z obecnym tu markizem… - Teodorius zwrócił się do Maxa, wskazując przy tym uprzejmym gestem otwartej dłoni na Juana.- …zajął się tą sprawą, jako że obecności takiego urządzenia poza naszą kontrolą na pokładzie Krakena tolerował nie będę. – Przypomniał sobie, że oficer Adeptus Arbites wciąż grzecznie czeka obok ze spuszczoną głową. – Więcej szczegółów omówimy za chwilę. Pozostańcie tutaj. Zdaje się, że pan kapitan miał mi coś do zakomunikowania?

Stojący w kącie mężczyzna w końcu podniósł wzrok.
- Tak, panie gubernatorze. Mam obowiązek poinformować, iż w dolnej części miasta, mniej więcej w centralnych rejonach, wybuchły zamieszki. Wstępne rozpoznanie wskazywało na zaawansowany stopień wojen gangów, które przerodziły się w zacięte walki całej populacji dzielnic biedoty. Nasze siły, zgodnie z rozkazem podjęły się zadania stłumienia rozruchów. Niestety w momencie zaangażowania moich ludzi w walkę, furia tłumu została jakby ukierunkowana przeciwko nim. Nagle zupełnie przestali zajmować się sobą nawzajem, jak miało to miejsce do momentu pojawienia się oddziałów porządkowych. Wskutek tego byliśmy zmuszeni się wycofać, zaś dzielnica została odcięta dzięki interwencji kapłanów maszyny. Jak czcigodny Lord zdaje sobie sprawę, każdy sektor można niemalże szczelnie zamknąć przy pomocy ogromnych wrót. Cały ruch został zablokowany od strony obu burt i rufy, jednak wrota od strony dziobu dały się zamknąć jedynie połowicznie. Kapłani maszyny nad tym pracują, tymczasem my ustawiliśmy barykady i jesteśmy w stanie powstrzymać szturm oszalałego tłumu. Wezwaliśmy na pomoc Gwardię Imperialną, minie jednak około dwóch godzin, nim ich oddziały będą w stanie stawić się na miejscu w pełnym składzie. Otrzymałem przed chwilą informację, iż właśnie przeprowadzana jest odprawa dla kluczowych drużyn, której elementem ma być bezpośrednia transmisja z rejonu zamieszek. Jeśli czcigodny lord gubernator sobie życzy, mam odpowiednie kody by odszyfrować transmisję w każdym udostępnionym mi terminalu.

Teodorius w milczeniu i ze spokojem przysłuchiwał się raportowi arbitra.
- Kiedy dotarła do was informacja o zamieszkach?
- Trzydzieści siedem minut temu czcigodny Lordzie Gubernatorze.
- Interesujące… – Teodorius zmarszczył brwi i przygryzł ustnik fajki. – Kiedy zaczynacie tą transmisję?
- Za dwie minuty czcigodny Lordzie Gubernatorze.

Chwilę później Teodorius otrzymał przenośny komunikator oficera arbites, po czym podłączył go przy pomocy kabla do jednego z ukrytych gniazd w blacie biurka. Okrągły płat drewna w prawym rogu blatu mebla delikatnie podskoczył, po czym opadł niżej, a następnie schował się całkowicie, dzięki czemu świat ujrzał niewielki projektor holograficzny. Obraz mocno śnieżył, kiedy oczom zebranych ukazał się widok kamery zamontowanej w jednym z serwitorów należących do Adeptus Arbites. Kołysanie i sposób, w jaki kamera się poruszała kazał podejrzewać, że urządzenie zostało zamontowane w serwoczaszce.

Theodore i Franc
Muzyka

Tymczasem w największej sali odpraw garnizonu krakeńskiej Gwardii Imperialnej zebrał się już spory tłum. Gwardziści należący do drużyn mających przeprowadzić interwencję zajmowali już odpowiednie miejsca. Franc zauważył, że nie tylko jego podopieczni stawili się na odprawę, przybyli także żołnierze należący do grupy dowodzonej przez komisarza Rottenberga. Zauważył też, że wśród obecnych znalazł się także Theodore Ridgver, członek elitarnego oddziału Salinne. Dosłownie kilka sekund za nim do Sali wkroczył komisarz Gregor Rottenberg. Siwiejący już mężczyzna był odziany w charakterystyczny skórzany płaszcz z błyszczącymi złotem naramiennikami i czerwonymi frędzlami, pancerny, barwiony na czarno kirys i szerokie spodnie wpuszczone w wysokie skórzane buty z podkutymi podeszwami. U jego pasa widniała wspaniała, błyszcząca złotem szabla, oraz kabura z pistoletem plazmowym. Czoło zaś zdobiła nieodłączna czapka z wysokim frontem zdobionym złotym emblematem orła imperialnego. Kiedy komisarz stanął nieopodal mównicy i rozejrzał się po sali wszelkie rozmowy umilkły i zapanowała cisza, mącona jedynie odgłosem silników pracujących na zewnątrz.

- Pozwoliłem sobie połączyć moją odprawę z tą organizowaną przez porucznika Franza Maulera, jako że wszystkich tu obecnych należy zaznajomić z pewnymi informacjami. – Spojrzał na Franza, przy którym siedział oficer łączności. – Rzecz jasna zostanie panu udzielony czas na poinstruowanie własnych podwładnych. – Rzekł, by uspokoić porucznika i uciąć wszelkie dywagacje na temat ewentualnego konfliktu kompetencji. Tymczasem za jego plecami skończyło się odliczanie i oczom zebranych ukazała się mapa taktyczna dolnych regionów miasta, na której ostrymi, zielonymi symbolami oznaczone zostały kluczowe lokacje.

- Jak zapewne już wam wiadomo, w tym siedlisku ludzkiego gówna, nikczemnej masie złożonej z gangów, najpodlejszych mutantów, żebraków, ćpunów i wszelkiego innego pogardzanego przez Najświętszego Imperatora plugastwa, wybuchło coś na kształt zamieszek. Z raportu dostarczonego przez Adeptus Arbites, czyli zwykłe cipy stojące rzekomo na straży prawa, wynika, że te skurwysyny miały zamiar pozabijać się nawzajem. Ja osobiście nie miałbym nic przeciwko, ale działania te mogły zagrażać życiu lub zdrowiu uczciwie pracujących dla naszego wspaniałego Imperium obywateli. Arbites, nie mogąc sobie poradzić z przeważającym liczebnie przeciwnikiem, zamknęli dzielnicę z czterech stron, przy pomocy pancernych wrót. To daje nam pewność, że żadne pierdolone plugastwo stamtąd nie wyjdzie, zanim nie przyjdziemy tam by zgnieść je pod naszym obcasem. Śluza od strony dziobowej… - Wskazał na jeden z punktów na mapie. - …nie została domknięta całkowicie. Arbites ustawili tam blokady i zasieki. Prawdopodobnie są w stanie utrzymać swoje pozycje do naszego przybycia. Nie są jednak zdolni do odzyskania samych wrót i spacyfikowania tłumu. – Zrobił krótką przerwę, podczas której odpalił wyjęte z kieszeni zmiętoszone cygaro. – I tu wkracza grupa uderzeniowa porucznika Maulera. Waszym zadaniem będzie odzyskanie wrót, w razie możliwości doprowadzenie do ich zamknięcia, a następnie eksterminacja wszystkiego co się rusza. Tu się nie ma co pierdolić. Miejsce to zamieszkują głównie elementy zbędne, a co za tym idzie ewentualne straty wśród ludności cywilnej są więcej niż akceptowalne. – Wskazał na punkt reprezentujący wrota po drugiej stronie. – Moja grupa uderzy od rufy. Kapłani maszyny otworzą dla nas wrota, dzięki czemu będziemy mogli wkroczyć na miejsce i zmiażdżyć wszelki opór. Szczegóły dotyczące działania pańskiej grupy, poruczniku, należą rzecz jasna do pańskich kompetencji. Tymczasem oczekujemy na transmisję od cipek zwanych arbitrami, w trakcie której raczą nas oni zaznajomić z sytuacją na miejscu.

Chwilę później za plecami komisarza mapę taktyczną zastąpił pełen szumów i zakłóceń obraz transmitowany z kamery serwitora.

Theodore, Franc, Juan i Max
Muzyka

- Kiedy mam mówić?
- Już, panie kapitanie.
- To już nadajemy?
- Tak, nadajemy.
Widoczny na pierwszym planie mężczyzna machnął ręką, najwyraźniej by odpędzić od siebie technika. Sporą część jego twarzy, w tym prawe oko i nos, spowijały okrwawione bandaże. Plamy krwi były także widoczne na jego dwudniowym zaroście i szyi, a także na kirysie ciężkiego błękitnego pancerza szturmowego, który miał za zadanie chronić walczącego o przestrzeganie prawa wojownika. Prawy naramiennik i rękawica zostały zdjęte, zaś ich miejsce także zajął ciasno owinięty bandaż. Za jego plecami widać było barykadę utworzoną z sześciu opancerzonych furgonetek arbitrów, w pobliżu których ułożono kilku rannych. Na dachach wozów, oraz na naprędce ułożonych skarpach zainstalowano gniazda karabinów maszynowych, które nieustannie prowadziły ostrzał niewidocznych z tej perspektywy napastników. Obie strony szerokiej ulicy, niczym wąwóz ograniczały potężne, wysokie na kilkadziesiąt metrów, strome ściany. W dali majaczyły zasnute dymem i pyłem ogromne, na wpół domknięte starożytne wrota. Gdzieś przed nimi ścianę po prawej lizały języki płomieni.
- Pochwalony niech będzie Imperator i jego święte Imperium. – Rzekł, wyraźnie starając się opanować grymas bólu. – Z tej strony kapitan Cedar. – Polecono mi zaznajomić was z sytuacją panującą w dolnym Hairn, jak zwą ten sektor tubylcy. Sytuacja jest, że tak to ujmę, dziwna. Kiedy przybyliśmy tu w związku z zawiadomieniem na temat zamieszek, trwała regularna bitwa. Wyglądało to tak, jakby wszyscy walczyli ze wszystkimi. Totalny… chaos. Mordowali się nawzajem! Nawet członkowie tych samych kast! Ale… Kiedy tylko się pojawiliśmy, wszyscy… dosłownie wszyscy rzucili się na nas. W tym samym momencie. To się działo bardzo szybko. Jeszcze czegoś takiego w życiu nie widziałem. W jednej chwili mutant podrzynał gardło jakiejś dziwce, ale jak nas zobaczył to nie raczył nawet skończyć co zaczął! Zaraz na nas! A dziwka za nim! I tak kurwa wszyscy… – Kapitan najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że jego transmisja jest odbierana także w siedzibie gubernatora. – Kompletne szaleństwo. Zaatakowali nas nawet nieuzbrojeni. – Mężczyzna otarł pot napływający na oczy spod bandaża, przy czym zatoczył się odrobinę. – Obecnie, jak już udało nam się zamknąć te cholerne wrota, sytuacja się ustabilizowała. Znowu wyrzynają się nawzajem w środku. Co jakiś czas jakaś grupa wypada tylko przez wrota i szturmuje naszą barykadę. – Wtem zza furgonów wybiegł jeden z arbitrów. Zatrzymał się przy kapitanie salutując nerwowo.
- Kapitanie, oni tańczą!
- Co kurwa?
- Oni tańczą! Przestali walczyć i teraz wszyscy kurwa tańczą!
Kapitan, wraz z szeregowym arbitrem ruszyli biegiem w stronę barykad. Serwoczaszka podążyła za nimi, wznosząc się powyżej wozów. Oczom oglądających przekaz ukazał się niecodzienny obraz. Tłum wypełniający przestrzeń całej ulicy, od barykad aż do placu majaczącego za bramą, dobrał się w pary, po czym w zupełnej ciszy zaczął tańczyć w tym samym rytmie, zgrabnie i zgodnie wykonując wszystkie kroki, obroty i piruety.
- To nie w porządku! Tego właśnie postrzeliłem! – Gdzieś zza kadru dobiegł głos przerażonego arbitra. Rzeczywiście, wszyscy unieszkodliwieni wcześniej przez siły porządkowe wstali i nie bacząc na śmiertelne rany połączyli się w mrożącym krew w żyłach pląsie wraz z żywymi. Nawet Ci, którym urwane kończyny uniemożliwiałyby choćby poruszanie się, dotrzymywali innym kroku, przywodząc na myśl uszkodzone marionetki.
- Niech Boski Imperator ma nas w swojej opiece… – Transmisję nagle przerwał ciąg szumów i zakłóceń, po czym na ekranach pojawił się komunikat informujący o niemożności ponownego nawiązania połączenia.

Zarówno w gabinecie gubernatora, jak i w sali odpraw Gwardii Imperialnej zaległa pełna napięcia i konsternacji cisza.

Theodore i Franc

W garnizonie przerwał ją Rottenberg, kierując swe słowa do Theodore`a.
- Czy Salinne będzie brało udział w tej akcji? – Zapytał, po czym przełknął ślinę odrobinę głośniej niż zamierzał.

Juan i Max

Z sąsiedniego pokoju dobiegło kasłanie, które jak się okazało, należało do Qona. Psyker wstał gwałtownie, zatoczył się ledwo utrzymując równowagę, po czym zwymiotował prosto na swoje stopy. Kiedy podniósł wzrok zauważyli, że jego nagle pobladłą twarz zalał pot, zaś z nosa cieknie mu krew.
- Najmocniej przepraszam. – Powiedział słabym głosem psionik.


Midian
Muzyka

Iskarion Kurtz, adept Ordo Malleus, łowców demonów, najpotężniejszego ramienia przenajświętszej Inkwizycji, zamilkł na chwilę. Czas potrzebny Milianowi na usadowienie się w loży przeznaczył na dłubanie sobie wykałaczką w zębach.
- Tak… tak, wspaniały nabytek Świętej Inkwizycji, aczkolwiek udręczony. Tak. Udręczony jak mało kto, a jednak skuteczny. Za to ma motywację, a tego trzeba. Tego trzeba by wytropić, dopaść i zniszczyć plugawe pomioty chaosu. Pan Midian Blitz umie niszczyć bardzo skutecznie, bezwzględnie, szybko i boleśnie! Dlatego właśnie będziemy współpracować. Dwóch oddanych sprawie akolitów w służbie Imperium. Czegóż chcieć więcej? Może tylko smacznej galarety, jednakże nie o galaretę się tu rozchodzi a o ciężką i sumienną pracę. Nie godzi się przedkładać galarety ponad obowiązki. Konkrety, przedstawię mu konkrety. Teraz, od razu, karty na stół i do dzieła! Nic nie powiem więcej niż trzeba, słówka nie pisnę, przedstawię dane, a może i on będzie cokolwiek wiedział…– To rzekłszy, wyjął z futerału sporą księgę z powtykaną między stronice niezliczoną liczbą zakładek. – Wiesz czym jest chaos Midianie Blitz. Byłeś nawet świadkiem jego zgubnych działań. Wiesz też dobrze, iż pewne odmiany zagrażających Imperium straszliwych mocy mają swoje aspekty. Te najpotężniejsze. Jest krew, są zmiany, zgnilizna… Jest też przyjemność. Dziś będziemy mówić o przyjemności. Nie mówię tu o rozkoszy jaką jest zjedzenie dobrej, smacznej galarety rzecz jasna. Swoją drogą, lubisz dobrą galaretę Midianie Blitz? – Nie zaczekał na odpowiedź, lecz bełkotał dalej. – Mówię tu o zwyrodniałych, mrocznych przyjemnościach, których zaspakajanie prowadzi do kolejnych, jeszcze bardziej ekstremalnych potrzeb. Do nałogów. Tak kuriozalnych i niezrozumiałych, jak na przykład nieustanna chęć pogrzebania sobie palcem w dupie, żeby później móc wdychać zapach ekskrementów. Chęć, która z czasem rozwija się i kończy potrzebą codziennej kąpieli w gównie czternastu mutantów, a nawet idzie dalej. Mieliśmy takie i podobne przypadki. Spłonęły rzecz jasna w świętym ogniu, lecz jasnym jest iż sprawcą tych zboczeń był chaos i jego demony. Stwory pragnące zawładnąć słabowitym i kruchym ludzkim umysłem, by wypaczyć go i doprowadzić do destrukcji, zaś każdy taki upadek jest wyrazem czci oddanym w pokłonie mrocznym potęgom. – Mlasnął z obrzydzeniem, po czym polizał jęzorem spierzchnięte wargi. – Moc, której się przeciwstawiamy, Midianie Blitz, jest niezwykle wysublimowana. Tak bardzo, że z początku trudno ją dostrzec, nim będzie zbyt późno. Przechodząc jednak do rzeczy, istnieją pewne podejrzenia iż kult takich plugawych zwyrodnialców, hołdujących najróżniejszym przyjemnościom i zboczeniom, oddających się swym paskudnym praktykom mimo nieustannej kontroli naszego czujnego oka, co jest zresztą policzkiem dla nas, Świętej Inkwizycji, istnieje również w mieście, w którym obecnie przebywamy. Doszły nas słuchy, Midianie Blitz, iż istnieją całe siatki przedsiębiorstw zajmujące się dostarczaniem swym zwyrodniałym klientom usług mających na celu zaspokoić ich zboczenia. Inkwizytor domaga się, byśmy współpracowali i wytrzebili wspólnie to zło. – Akolita spojrzał w oczy Midiana. - Czy słyszałeś może pseudonim Mantis?

Muzyka

Chwilę przed tym, jak Iskarion zadał pytanie, Midiana zaczęła boleć głowa. Fale bólu przepływały od łopatek, aż po skronie mężczyzny. Wyczuł, że dzieje się coś niedobrego. A właściwie zaraz się stanie. Mimo, iż jego fizyczny węch nie dawał alarmujących znaków, zmysły psioniczne wywoływały wrażenie zapachu zgniłego mięsa. Poczuł od tego nudności i zawładnęło nim uczucie osłabienia, a oczy same się zamykały. Spaczeń wokół niego falował, jakby ktoś upuścił kamień na taflę wody, zaś rozchodzące się na skutek tego kręgi niosły ze sobą niepokojące, napawające odrazą uczucie. Tymczasem ani akolita, ani znudzony barman, zdawali się tego nie zauważać. Kiedy podniósł na chwilę wzrok zauważył, że w ścianie tuż za przysypiającym pijaczkiem pojawiła się dziwna wyrwa. Teraz zapach zgnilizny stał się jeszcze bardziej wyczuwalny.
- Co tu tak śmierdzi? – Zapytał z wyraźnym obrzydzeniem odwrócony plecami od dziwacznego zjawiska Iskarion. Całość trwała ułamki sekund. Z wyrwy istniejącej pomiędzy spacznią a światem rzeczywistym, wprost na stolik wytoczyła się umazana w ciemnozielonym szlamie postać. Zaraz za nią z dziury wysunęły się niezliczone, grube macki, które złapały nieprzytomnego pijaka i wciągnęły go do zamykającego się portalu. Po upływie około sekundy na miejscu pozostał jedynie zsuwający się ze stolika umorusany i ranny mężczyzna. Prawdopodobnie miał na sobie czarny kombinezon, lśniący teraz od zielonego śluzu. Z jego prawego ramienia sączyła się krew. Na twarzy miał maskę, dopasowaną do kombinezonu, zaś w zdrowej dłoni trzymał niewielki pistolet strzałkowy. Nagle, zupełnie jakby został wyrwany ze snu, podniósł głowę. Jego mętne spojrzenie napotkało wzrok Midiana.
 
__________________
"Hope is the first step on the road to disappointment"
Raghrar jest offline