Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2010, 22:33   #8
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Nie raz przeżył przejście przez magiczny portal. Tego typu brama była bardzo wygodna, ale zarazem niebezpieczna. Nefarius kiedyś czytał książkę, w której opisano najdziwniejsze przypadki przeniesienia przez portal. Najbardziej dramatyczny z przypadków dotyczył człeka, który za sprawą zawirowań magii przeniósł się tylko w połowie, zaś jego nogi pozostały w miejscu, gdzie przyzwano bramę. Gorm inkantował długo. Dłużej niż musiał, a to świadczyło o tym, że staremu magowi zależy na misji, którą miał wykonać łysy, Thayski mag. Nefarius wkroczył w przejście i zniknął Gormowi z oczu. Droga przez portal trwała krótko, jednak była przy tym wyjątkowo nieprzyjemna. Nefarius poczuł jak zjedzone w domu śniadanie podchodzi mu do gardła. Serce zabiło wielokroć szybciej a w głowie mu się zakręciło. Zawsze źle przeżywał wędrówkę portalami. Przeważnie po przejściu przez magiczną bramę jego organizm był osłabiony i chciało mu się wymiotować. Tak było i tym razem.

Elegancki wystrój domostwa, w którym mag się znalazł nie robił na nim wrażenia. Ważne jednak, że w bliskim pobliżu znajdowała się wielka, wygodna kanapa, na której czarodziej od razu spoczął. Lilian trzepocząc skrzydłami wylądowała na jednej z szaf. Wirujący obraz powoli wracał do normy. Mistrz oczarowań pokręcił głową i starł z wysokiego czoła pot. Dziwił go fakt, że nikt go nie wyczekiwał. Nie przejął się tym jednak i wartko począł nawoływać domownika. Głośne krzyki nic nie dawały i czarodziej postanowił w końcu ruszyć się z miejsca. Podpierając się na swym zaczarowany kosturze powoli i ostrożnie szedł na przód. Obawiał się nieco magicznych pułapek, jakich sam w swoim domu miał masę, jednak wiele lat praktyk magicznych pozwoliłoby mu wyczuć obecność Sztuki w pomieszczeniu, w którym się znajdował.
-Chodź tu do mnie.- rzekł zachrypniętym głosem w powietrze, a po chwili z poprzedniej izby wyłoniła się jego sowa.


Zwierz był niewielki i ważył zaledwie 3 kilogramy. Lilian usiadła na ramieniu swego pana i obrzuciła hol domostwa bystrym spojrzeniem swych wielkich, żółtych oczu. Chowaniec był niezwykle mądry. Nefariusowi służył za dodatkową parę oczu, które mogły uratować mu życie. Czarodziej opuścił domostwo. Miasteczko Teziir stało przed nim otworem. Miecz, zwykle wiszący u pasa, w swej pochwie był wciąż na miejscu. Mag wolał się upewnić dotykając jego rękojeści dłonią. Tuba ze zwojami również była na swoim miejscu. Czarnoksiężnik rozejrzał się na boki i ruszył uliczką w przód. Wielu ludzi którzy go mijali nie zwracali nań nawet uwagi. Dziwił go fakt, że ktokolwiek żyjący w cywilizowanym miejscu może nie kojarzyć Czerwonego maga z Thay. Mimo wszystko taki stan rzeczy był mu na rękę.

Im mniej osób go kojarzyło, tym mniej osób mogło mieć pretensje o całe zło świata. To nie było Eltabbar. Tu nie mógł zabić każdego, kto krzywo na niego spojrzał. Nawet gdyby zabił kogoś w samoobronie to pewnie i tak zostałby uznany za mordercę. Strażnicy miejscy spoglądali na niego nieufnie, jednak w ich zachowaniu nie dało się wyczuć agresji ani złowrogości. Nie szukał kontaktu wzrokowego z nimi. Po prostu szedł przed siebie zmierzając w wyznaczonym sobie wcześniej kierunku. Miasto zdawało się być niewielkie w porównaniu z Eltabbar, jednak i tak wystarczająco duże by dojście do bramy zabrało magowi prawie godzinę. Bramy miasta nie były zbyt okazałe i wytrzymałe. Czarownik nie był jednak specjalistą od obronności i nie interesowało go, jak wytrzymałe są mury mieściny, w której się chwilowo znajdował.

Nie bardzo wiedział w jakim kierunku ma się udać by trafić do przybrzeżnej twierdzy. Tymora chciała, że kilkadziesiąt metrów od bramy znajdował się stary lombard. Czarnoksiężnik wiedział, czego potrzebuje i że może to znaleźć w tym sklepie. Spokojnie skręcił w uliczkę i wszedł do sklepu. Za ladą stał stary krasnolud z jednym okiem. Niski brodacz był dla czarodzieja złym znakiem. Dobrze wiedział z doświadczenia, że te uparte gbury są niezwykle odporne na wszelkie próby zastraszenia, nie bojąc się, lub zwyczajnie ich nie rozumiejąc.
-Witaj krasnoludzie.- zdecydował się na grzeczność i uprzejmość, wszak nie był głupi.
-Słucham?- burknął sprzedawca.
-Interesuje mnie Morska Baszta.- Krasnolud prychnął złośliwie i podrapał się po rozczochranej fryzurze.
-To żeś nie pierwszy łysol w czerwieni, co tam lezie.- burknął brodacz. Nefarius spoważniał nieco. Gdyby to było w Thay... Ale nie było. Nefarius wziął głęboki oddech i pochylił się nieco do przodu.
-A co to za łysol tam szedł?- spytał czarnoksiężnik.
-No taki jak Ty. Miał na łbie tatuaże i w cholerę przydupasów. Było też kilka wozów, na których targali jakieś skrzynie, kufry i takie tam graty.-

To musiał być mag, którego Gorm wysłał wcześniej. Nefarius wyprostował się, nie spuszczając z wzroku jednookiego rozmówcy. Informacje, jakie uzyskał jednak na wiele mu się chwilowo nie zdawały. Czarodziej zmrużył oczy.
-Potrzeba mi mapy.- rzekł po chwili.
-Ha, nie w Teziir. Tutaj takie towary są bardzo drogie i ciężko je dostać.- odrzekł brodacz.
-Jak więc dostać się do Baszty?- naciskał Czarnoksiężnik. Krasnolud uniósł brew i potarł palcem o palec pokazując, że nawet takie informacje kosztują.
-Posłuchaj mnie krasnoludzie.- zaczął próbę pertraktacji -Wiesz, że w Baszcie powstanie enklawa Thayan. Jeśli będziesz ze mną współpracował to z pewnością przypomnę sobie o tobie gdy będziemy potrzebować sprzedawcę, za zdecydowanie lepsze pieniądze niż te, które Ty zarabiasz...- Brodacz wzruszył ramionami i znów podrapał się po głowie.
-Wyjdź wschodnią bramą i rusz szlakiem w kierunku Wrót Zachodu.- krasnolud zdawał się uwierzyć czarownikowi.

-Na wysokości odnogi Reddansyr, skieruj się na północ. Potem tylko prosto szlakiem.- Nefarius był zadowolony z informacji, które uzyskał.
-A co wiesz o tamtym miejscu?- kontynuował przesłuchanie.
-Ponoć mieszka tam sam awatar Umberlee...- burknął brodacz, zaś Nefarius niemal nie parsknął z śmiechu -Ale ja w to nie zawierzam.- dodał w końcu po chwili. -Miejscowi gadają różne niesamowite opowieści, ale nikt na prawdę nie wie co tam się dzieje.- wyjaśnił. Thayan zdziwił się. Co takiego musiało się kryć w tym miejscu, że nikomu nie dało się wrócić z Baszty.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nikt stamtąd nie wrócił żywy?-
-Był jeden. Sosanem go zwali. Pono sam tam poszedł i cały ujść zdołał przed zmrokiem, ale to było dawno a sam Sosam opuścił okolice zaraz po tym.- wyjaśnił krasnolud. Nefarius skinął mu głową. Wystarczyło mu to. Mag położył na ladzie mieszek z brzęczącymi monetami i wyszedł z lombardu.

Czarnoksiężnik zgodnie z zaleceniami brodacza udał się do wschodniego wyjścia i ruszył na szlak zostawiając za plecami Teziir. Droga magowi się niesamowicie dłużyła. Od czasu do czasu rozmawiał z Lilian ale sowa praktycznie podzielała poglądy czarodzieja i nie mógł odbyć konstruktywnej debaty z swoim chowańcem. Cel w końcu był u jego stóp. Szum fal i morsa bryza były najlepszym tego znakiem. Nefarius widział nad masą drzew wyłaniającą się wieżę Baszty. Thayan miał w zanadrzu spory arsenał zaklęć zarówno ofensywnych jak i tych z szkoły, w której się specjalizował. Był gotowy na wszystko, choć brakowało mu obecności Vvo'cusa.
-No to jesteśmy prawie na miejscu...- rzekł do Lilian maszerując przed siebie.
 
Nefarius jest offline