Toke miał paskudny humor. Jazda dłużyła się paskudnie, w gardle zaschło, a zad bolał tak podle jakby go jakowyś demon z najgłębszych otchłani piekieł dźgał ostrymi widłami. Zaklął paskudnie, po norsku, po czym sklął sam siebie (tym razem w reikspielu) za bluźnierstwo. Westchnął ciężko, a owo westchnięcie było jako wydobyte z kowalskiego miecha. Stanąwszy w strzemionach (tym razem to owa biedna szkapa westchnęła ciężko) rozejrzał się po okolicy.
- Na prawo nic, na lewo nic. - Rzekł sentencjonalnie, zręcznie przy tym przejmując manierkę od krasnoluda, jakoby tylko dla przekazania owemu Frippowi, czy Flapowi. - A przed nami zdaje się skraj świata. Albo i skraj skraju.
Pociągnął łyczek z manierki. Zamlaskał. Oblizał się i zaraz pociągnął drugi łyk, tym razem głębszy. Westchnął z ukontentowaniem. I już chciał raz jeszcze umoczyć usta w zdroju wszelkiej radości gdy przypomniał sobie o towarzyszach. Uśmiechnął się przepraszająco i podał zaraz manierkę dalej.
- Dobre to. - Rzekł oblizawszy się raz jeszcze. - Nie masz pewnikiem mości dvergu więcej owej ambrozji, hę? A Wam panienko należy się sroga reprymenda! Wszak nie wolno boskiej przychylności nadużywać w takim celu jako owo rozpalenie ogniska. - Mówiąc to rubasznie puścił oko do kobiety, widać, że gorzałka poprawiła kapłanowi nastrój. - Wszelako będąc tu na wzgórzu mam niejakie wątpliwości co do rozpalania ognia. Niby pusto tu jak okiem sięgnąć, ale taki płomyczek będzie widać z hen daleka. A jak nam co paskudne postanowi się przyjrzeć? I zapytać czego tak świecimy po nocy, albo dymimy nad równiną? Tacy nocni goście bywają drażliwi, czasami aż zażarci, a nie daj Sigmarze trafi się jaki głodny...
__________________ "Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..." by Marrrt |