Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2010, 21:47   #1
Gildean
 
Gildean's Avatar
 
Reputacja: 1 Gildean wkrótce będzie znanyGildean wkrótce będzie znanyGildean wkrótce będzie znanyGildean wkrótce będzie znany
[Wampir- Mroczne Wieki ] Mors Nigra

Do Amar, Diego, Summer Matthews

Na znajdującym się w pobliżu miasta Berna cmentarzu, trwało wyjątkowe jak na nocną porę poruszenie. Przez otwartą szeroko furtę raz po raz wchodziły kolejne postacie. Wszystkie kierowały się do krypty rodu Imhoff. Do krypty, przed wejściem do której wraz z innymi przedstawicielami klanu Venture, czekał Książę, witając pocałunkiem w policzek (tych zacniejszych) i uściskiem dłoni (tych mniej zacnych ), przybyłych gości. Damy oczywiście, całował w rękę i kłaniał im się z wielką dwornością i szacunkiem. Kolejno przybyli praktycznie wszyscy członkowie wampirzej społeczności miasta Berna. Przybyło również kilku zamieszkujących okoliczne głusze Gangreli, a także przedstawiciele klanów Venture, Lasombra i Toreador z pobliskich domen. Wszyscy wyrażali wyrazy smutku i żalu z powodu śmierci Addy.





Wnętrze krypty było przestronne i wysokie. Udekorowane w tkaniny z herbami rodu Imhoff, oraz rodu D’Argenson, a także symbolami klanowymi Venture oraz Toreador. Sarkofagi nakryte były drogimi obrusami na których pyszniły się wspaniałe potrawy, dekoracje i zastawy ze srebra i złota. Potrawy, których rzecz jasna spożywać nikt nie będzie, a które miały jedynie podkreślać gest i majestat Księcia.
W centrum grobowca ustawiono mównicę, która miała robić za ambonę.
Gdy wszyscy goście przybyli i zebrali się już na Sali, pojawił się wreszcie ojciec Giovanni, odziany w bogato zdobione szaty duchownego. W jednym ręku dzierżył krucyfiks w drugim zaś pismo święte. Wszyscy czekali w milczeniu i skupieniu.
Wreszcie, po dłuższej chwili ciszy, stary wampir począł z zapałem wygłaszać nabożeństwo żałobne. Z zapałem i wiarą, która mogłaby zawstydzić niejednego dostojnika kościelnego, a nawet i samego namiestnika Piotrowego!
Kuriozum, pomyślałby św. Piotr, gdyby był obecny na Sali. Kuriozum, że oto dziecię nocy, wyklęte przez Boga, uważane za pomiot i sługę szatana jest gorliwszym strażnikiem i obrońcą wiary niźli ci, którzy się tymi tytułami mianują. Ale św. Piotr obecny na Sali być nie mógł. Kainici zadbali, bowiem o to aby cały pogrzeb oraz trwające od wielu dni przygotowania do niego, odbył się w całkowitej konspiracji. Rzecz, nie była to prosta, no bo jak idzie wytłumaczyć obecność nocną porą na cmentarzu, szanowanego w mieście księdza, patrycjusza z miejskiej rady i kilku innych mniej znanych za to bardziej podejrzanych person ? Jak wytłumaczyć ich buszowanie po cmentarzu ? Ano nijak. Dlatego ciekawskich, a wierzcie, że takowi się znaleźli, ghule odpędziły solidnymi razami dębowych pałek i kopniakami, podkutych żelazem butów. I tylko jeden desperat, zapewne donosiciel na usługach inkwizycji, nie wytrzymał i wiedziony niezdrową ciekawością, w ukryciu zakradł się na cmentarz. Rzecz jasna szpiega-amatora szybko zdekonspirowano, ku ogólnej uciesze wampirzej społeczności, która otrzymała wkrótce dodatkowe puchary wypełnione świeżą krwią. Ojciec Giovanni chwycił oburącz i uniósł wysoko nad siebie krucyfiks, obalając tym samym popularny wśród śmiertelników mit, jakoby wyrządzałby on krzywdę wampirom, poczym zakończył nabożeństwo słowami :
-In nomie Patris et Fili, et Spiritus Sancti. Amen.
- Amen – Zawtórowało za Giovannim większość wampirów obecnych na sali.
-Pfff – Parsknęła pogardliwie Carlotta, kwitując tym samym swoje zdanie na temat wampirów, wykonujących właśnie znak krzyża.






Po nabożeństwie, prochy Lady Addy zostały wniesione w głąb krypty, gdzie spoczęły w grobowcu. Grobowcu nad którym od wielu nocy z wielkim wysiłkiem pracował Filip, dłutem i młotem oddając ostatni hołd Addzie.
- No nareszcie ! – Skomentowała Marika, morawska szlachcianka z klanu Venture. – Nareszcie możemy zająć się czymś konkretnym. Cornelio bądź tak łaskawa i uracz nas swą piękną grą na lutni.
Po chwili w Sali rozbrzmiała muzyka. Pogodna i wesoła nie pasująca zupełnie do okoliczności. Momentalnie nastrój żałoby i smutku uleciał z Sali niczym dym z paleniska. Otumanione, zahipnotyzowane dziewki służebne będące na co dzień pracownicami zamtuza „Elizjum" wniosły puchary wypełnione krwią. Wszyscy uczestnicy „ pogrzebu”, rozeszli się po całej Sali i poczęli zajmować się zabawą, polityką i ogólnie pojętą biesiadą…
A w tym wszystkim były także specyficzne postaci, mające mieć wpływ na wydarzenia kolejnych nocy


Do Lucius




Lucius wyczuł ich z daleka. Weszli na jego teren, na godzinę przed świtem. Z trudem podniosł swe ciało, które już praktycznie zapadło w sen. Instynkt wziął jednak górę, nad chcącym zaznać spoczynku ciałem. Wychylił się ostrożnie z groty. Dwoje konnych stało przed wejściem do jego schronienia. Na tyle blisko by go zauważyć. Mężczyzna i kobieta. Wampirzyca i ghul- rycerz, który odezwał się jako pierwszy.
- Wyjdże do nas, nie chcemy zrobić Ci krzywdy.
Brodaty ghul przypatrywał mu się przez dłuższą chwilę. Zapewne zastanawiał się czy z pewnością ma do czynienia ze spokrewnionym, a nie na przykład z Lupinem. W głuszy zawsze należy być ostrożnym, bowiem nigdy nic nie wiadomo. Jednak osobą na której Lucius skupił całą swą uwagę była kobieta na koniu, właścicielka brodatego ghula. Czarne, rozpuszczone włosy spływały jej na ramiona, a małe usta, skrywały tajemniczy uśmiech. Kobieta odziana była w skórzany podróżny strój, w którym wyglądała iście niczym amazonka. Świdrowała Luciusa wzrokiem, a w jej oczach było coś niespotykanego. Głębia, ciemność i otchłań.
- Lucinda.
Lucius zdążył pomyśleć jej imię nim ghul odezwał się ponownie.
- Moja pani i ja, chcielibyśmy prosić o schronienie przed słońcem. Jak mamy Cię zwać Gangrelu ?
 

Ostatnio edytowane przez Gildean : 05-05-2010 o 23:26.
Gildean jest offline