Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2010, 14:16   #5
malkawiasz
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Noc wcześniej.

Diego odziany w czerwony szlafrok siedział niedbale w fotelu z nogami zarzuconymi na niski stoliczek, na którym walały się pusta butelka i przewrócony kielich z resztkami czerwonego wina. Jego spojrzenie bezmyślnie omiatało pokój w którym raczył się zatrzymać na czas swego pobytu w ty mieście. Był przyzwyczajony do spartańskich warunków, ale jeżeli mógł wybierać starał się żyć wygodnie i przyjemnie.


Jego bystry wzrok mimo migotliwego, słabego światła kaganków wydobywał kolejne, znajome kształty w pomieszczeniu. Omiatał bez zbytniej uwagi przedmioty i meble tu zgromadzone, nie zatrzymując na niczym wzroku. Jego myśli przyciągał list, który trzymał na kolanach. Było już grubo po północy gdy dostarczono mu osobiste zaproszenie. Zaproszenie na pogrzeb osoby, której nie znał i która była mu, oględnie mówiąc obojętna. Nic nie stało więc na przeszkodzie by zbagatelizować to zaproszenie i odpuścić sobie wątpliwą przyjemność. No, prawie nic. Problematyczny był podpis lub jak kto woli nadawca listu.

„Sam Książe domeny. Proszę, proszę. Jaki zaszczyt mnie kopnął. Niech skonam w męczarniach.”

Diego skrzywił się drwiąco, ale nie mógł zignorować implikacji wynikających z pisma. Mógł nie znać denatki, mógł stronić od tutejszej polityki, korzystając ze statusu gościa, ale nie mógł zignorować zaproszenia. No, bynajmniej bezkarnie.

Potarł w zamyśleniu starą bliznę na policzku. Jak zwykle nie zastanawiał się długo i podjął decyzję.

„Trzeba iść. Mam tu jeszcze kilka spraw do załatwienia więc nie mogę znowu opuszczać miasta w pośpiechu. Tylko trzeba będzie uważać. Znając życie, stare pijawy będą próbowały znaleźć winnego śmierci tej, jak jej tam było, zresztą nieważne. A wiadomo, że jak szukamy winnego to zawsze głowę pod topór katu kładą obcy.”




Zdecydowawszy, poczuł jakby rozwiązał jakiś problem i pozwolił opaść pismu z kolan na podłogę. Gruby dywan wytłumił dźwięki lecz szelest spowodował, że kobieta śpiąca do tej pory na wielkim łożu z baldachimem przeciągnęła się i po chwili spojrzał w jej błyszczące obietnicą oczy. Diego pozwolił sobie na uśmiech i rzuciwszy zdawkowe „Już idę” wstał z fotela i po chwili już leżał obok niej. Po cóż było by marnować tak pięknie zaczętą noc na zamartwianie się jakimś pogrzebem.

Obecnie.

Większa cześć ceremonii przestał gdzieś na uboczu, radośnie ustępując miejsca godniejszym mieszkańcom miasta. Chętnie nie mieszał by się w żadne machlojki wszystkich tu obecnych, ale niestety nie mógł zachować aż tyle neutralności. Stał więc grzecznie w cieniu wykorzystując czas na obserwację przybyłych. Kiedyś może taka ceremonia by go bardziej wzruszyła lecz lata egzystencji jako wyklętego przez boga odcisnęły się na jego sumieniu i poglądach. Czekał cierpliwie, aż skończy się cześć „artystyczna”.

„Ciekawe ile czasu będą potrzebowały te cyniczne harpie, żeby przejść do interesów. Obstawiam, że zaraz się zacznie”.

Nie musiał zbyt długo czekać by potwierdzić swe podejrzenia. Ceremonia się skończyła i nastrój odrobinę rozluźnił. Służba zaczęła krążyć wśród spokrewnionych roznosząc puchary. Diego na ich widok odwrócił wzrok z niesmakiem. Nie widok pustookiej służby go tak mierził. Nie żył już wystarczająco długo by nie żywić wielkiego współczucia dla trzody. To widok vitae serwowanej jak wino w nędznej oberży.

„Ha. Zobaczcie jacy jesteśmy cywilizowani. Opijamy się jak szlachta. Tfu. Co za przyjemność pić zimną krew. Marnotrawstwo. Polować to już nie łaska? Eh, do czego nas to doprowadzi. Degeneracja.”
 

Ostatnio edytowane przez malkawiasz : 06-05-2010 o 14:18.
malkawiasz jest offline