Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2010, 14:28   #9
zodiaq
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
"Jeden dzień...wystarczy jeden dzień i nagle twoje życie stało się chaosem, wszystkie prawdy w które wierzyłeś zwykłymi zabobonami starych bab, wszystkie osoby do których czułeś szacunek stały się zakłamanymi ścierwami"
Chłopak usiadł na ziemi, zarzucając na głowę kaptur omiótł wszystkich zebranych. Czuł jak jego twarz zalewana jest przez grymas rozpaczy. Nie chciał by inni to widzieli.
Jeszcze raz przedstawił znienawidzony pergamin swoim oczom. Początkowo nie wierzył, w końcu czytanie podczas szaleńczego biegu z lutnią, ostrzem i masą papierów upchaną w stalowy rulon pod pachą i listem w drugiej ręce nie może być dokładne.
Przeczytał po raz trzeci i uwierzył...cały jego ekwipunek zsunął się na ziemię. Ian wplótł palce w burzę włosów zakrywając dłońmi oczy, słyszał jak przez watę, właściwie było to dla niego obojętne...

Dzień był słoneczny i pracowity, od samego poranka
-Masz, zanieś ten list do chaty na skraju lasu, ma trafić prosto do rąk adresata- mówił beznamiętnie Aidan...zawsze tak mówił gdy kazał coś zrobić, mimo tego chciało się go słuchać, chciało czuć się jego wdzięczność mimo tego iż tak naprawdę nigdy jej nie okazywał, nawet sierocie, którą wychowywał od siedemnastu lat.

Chłopak wybiegł z chaty, zerknął na napis wykaligrafowany pięknym charakterem pisma swojego opiekuna "Kassae". Ian znał tego człowieka, przynajmniej z widzenia, czasami przychodził do Aidana i dyskutowali po nocach. Nie interesowało go to...nie dlatego, że nie było ciekawe, a raczej z powodu konsekwencji jakie mogły go czekać jako przyłapanego na podsłuchaniu.

Przeciął dróżkę po czym zwinnym susem przesadził mizerny płotek zbudowany z pali, gałęzi i w mniejszej części z ładnych, nadających się do tego typu budowli desek. Cała wioska taka była, stara, zniszczona, nieatrakcyjna pod żadnym względem, a mimo to często natrafiał na podróżnych...i ich pieniądze.

Nim się obejrzał był już na miejscu, widział mężczyznę wchodzącego do lekko rozpadającej się chatki ze sporym wiadrem z którego co raz ulewała się woda.
Drzwi ze zgrzytem zamknęły się, Ian pewnym krokiem podszedł, zapukał i czekał, drzwi lekko się uchyliły, zero odzewu. Chłopak wyjął list z tuby po czym podał go mieszkańcowi chaty, kątem oka widział także rozłożoną na łóżku postać. Drzwi szybko zamknęły się.
"Cholerni skąpcy" przeklął w duchu po czym ruszył z powrotem do domu.
Biegał z listami aż do południa.

-Więcej listów niż chat w tej dziurze-syknął niezadowolony popychając ciężkie, okute żelazem drzwi do karczmy, w której jak zawsze w koncie ktoś komuś garbował żyć, pewnym krokiem podszedł do lady karczmarza po czym wręczył mu zawinięty rulonik, po czym usiadł przy najbliższym pustym stoliku, po chwili przy jego prawym ramieniu wyrosła jak z podziemi dość miło wyglądająca młoda kobieta:
-Coś dla ciebie gołąbeczku?-zapytała słodkim, cukierkowym wręcz głosem, którego Ian tak nienawidził.
-Eeee, piwo korzenne i pajdę chleba z kurczakiem.- mówiąc to dopiero do niego dotarło jak dawno nie jadł...nie jadał nigdy śniadań, Aidan uczył go, że bieganie z pełną kichą to nic dobrego, o czym chłopak sam się przekonał.

Ocknąwszy się z zadumy miał przed sobą mały kufelek bąbel-kującego napoju i sporej wielkości pajdę zasmarowaną bogato czymś masło podobnym i plastrem przysmażonej na ruszcie piersi z kurczaka.
Dokładnie przeżuwając jadło Ian rozglądał się po karczmie, jednak nikogo kto mógłby go zaciekawić nie widział, no może poza mężczyzną walczącym z lutnią i próbującym wydobyć z niej jak najczystszy dźwięk.

Skończywszy posiłek wyszedł na świeże powietrze, wolne od dymu i smrodu wymiocin. Słyszał ich...słyszał ich tętent. Słyszał jak przebijają ściółkę swoimi stopami...usłyszał krzyk, chaos, panika, stal, wojna dźwięków, morderczy bieg do domu, Aidan, klucz, skrzynia, list, sztylet, peleryna z pięknie haftowaną różą na kapturze, lutnia ledwo wyratowana z płonącej chaty, znowu bieg, las, w jednej ręce wszystkie graty, w drugiej tylko list, co drugie słowo, próba skupienia się, polana...przeczytał go...to musiała być prawda...

Słyszał kłótnię i słowa młodego kapłana:
-Musimy przeczekać, w nocy mamy większe szanse na zbadanie stanu wioski.- powiedział spod kaptura, tak samo beznamiętnie tak samo jak jego mentor...po czym chwycił za żelazny rulon, zerwał plombę i wyciągną dokumenty które ze skupieniem starał się czytać.
 
zodiaq jest offline