Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 14:39   #1
Bothari
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
[l5k, 18+] Wiśniowa świeca

Wiele lat wcześniej

Siedmioletni chłopiec wpatrywał się we wszystko wielkimi oczami. Wszak to jego papa stał teraz z mieczem na przeciwko "Tego niedobrego Lwa". A Lew był przerażający - ufarbowane na pomarańczowo włosy, żółte kimono, długa katana i zastygły na twarzy wyraz gniewu. Chłopiec jednak nie bał się. Przecież jego papa był wyśmienitym szermierzem z akademii Kakita. Do tego - jak mógł się bać stojąc tuż za mamą i czując cynamonowy zapach, trzymając w dłoniach błękitne kimono? Był bezpieczny. Pani matka też była samurajem. Nawet letni, niespieszny deszczyk nie denerwował teraz nikogo. Kilkadziesiąt par oczu, tak jak i malca, wpatrywało się w walczących. Matka denerwowała się. Czuł to. Wstrzymywała oddech. Pogładził matczyną dłoń, tak jak czasem robił to jego ojciec. I szepnął - "Tata wygra" - nawet nie wiedząc o tym, dwoma słowami zabił własnego ojca. Wojownik z żurawiem na piersi musiał to usłyszeć. Drgnął. I wtedy obaj pojedynkowicze skoczyli ku sobie. Rozległ się jeden szczęk ostrzy po czym białowłosy, błękitno odziany Żuraw padł do stóp Lwa. Ten powoli wypuścił powietrze. Nie musiał dobijać. Otarł miecz i schował go. Powoli obrócił się w stronę kobiety i chłopca. Ta odwróciła się do służącej.
- Teiko, zabierz go do Kakita Atake. On roztoczy nad nim opiekę. Idź już.
Silne ręce służki porwały przerażonego już malca i poniosły w dal. Do stajni i dalej, pędem do krewnych. Nie widział więc co było dalej.

Dumna samuraj-ko uklękła i wyjęła wakizashi zza obi. Powolnym ruchem wysunęła je z pochwy. Tuż obok niej stanęła potężna wojowniczka z klanu Jednorożca. Twarze obu kobiet nie wyrażały żadnych emocji, a przecież obie wiedziały, że nadszedł koniec ich przyjaźni i wspólnej drogi. Została ostatnia przysługa. Stojąca wysunęła katanę i stanęła w pozycji do cięcia. Klęcząca - rozpoczęła seppuku. Jej twarz pozostała niczym maska. Przyjaciółka nie spieszyła się z cięciem. Musiała być pewna, że honor rodziny towarzyszki będzie czysty. I taki był, gdy głowa z bielonymi włosami potoczyła się po piasku.

To nie była ostatnia śmierć tego wieczora. Pół godziny później i Lew leżał martwy, a Otaku Haruko galopowała do swoich po pięciu latach służby dla rodu Kakita. Teraz była wolna. A czuła tylko gorycz.

Współcześnie


Obie były prześliczne, gdy tak chichotały wspólnie. Nie jeden mógłby zakochać się bez pamięci w urodziwych Żurawiach. Gdybyż zobaczył je teraz ktoś postronny miałyby poważny powód do wstydu - tak otwarte okazywanie uczuć było niedopuszczalne. Każdy rasowy Skorpion już szykowałby mały szantaż. Na szczęście były same w pokoju i mogły pozwolić sobie na wiele. Również na głośną rozmowę, szczebiotliwe uwagi, szeptane tajemnice i ogólnie pojętą radość. Było z czego się cieszyć. Pierwsza z nich jechała na "Błogosławieństwo Fortun" by wygrać, druga - czekała na przyjazd ukochanego. Wymieniały się więc wszystkimi spostrzeżeniami, wątpliwościami i emocjami. Paplały z wypiekami na twarzy, opowiadając sobie wszystko. Dosłownie wszystko, nawet to czego nie powiedziałyby rodzicom, przyjaciółce czy zwykłej siostrze. Były przecież bliźniaczkami.

* * *

W morskie dno wbijano pale. Jedne były cienkie niczym męskie udo, inne - grube niczym stuletni dąb. Zrzucano też głazy i wieszano liny. Na plaży kręcili się półnadzy robotnicy i lśnili od słonej wody i potu. Słońce nie dawało wytchnienia. Traf chciał, że właśnie drogę opodal tej plaży obrało wielu zawodników i nim nastał wieczór - wszyscy w miasteczku turniejowym wiedzieli - w tym roku wybrano żywioł Wody.

Przecież co roku "Błogosławieństwo Fortun" toczyło się pod patronatem innego z żywiołów. Co roku konkurencje były inne, ale dostosowane i do Fortun i do wybranego patrona.

Miasteczko składało się z przeszło setki pawilonów. Dwadzieścia z nich było odgrodzone od pozostałych - to były pawilony zawodników. Tam zakwaterowano wszystkich przybyłych. Tam była ich stołówka, dojo, łaźnia i świątynia. Tylko oni i sędziowie mieli tam wstęp, choć oczywiście nie byli tam więzieni. Pozostali musieli żyć poza tą strefą i radzili sobie znakomicie. W miasteczku mieszkały rodziny zawodników, pomocnicy, organizatorzy, zaproszeni goście i zwyczajni gapie. Wybudowano wszelkie potrzebne do życia i wypoczynku instytucje z przepiękną herbaciarnią pani Mujiko, gdzie czas umilały pierwszorzędne gejsze. Na amatorów mniej jawnych rozrywek czekały kurtyzany w pawilonie na uboczu. Była i sala nazywana "Zieloną" gdzie w śród liści tego małego i krytego dachem parku, spotykali się i rozmawiali wszyscy. To właśnie w tym pawilonie rozpoczynały swe życie wszystkie turniejowe plotki i tajemnice.

* * *

Został wybrany, więc wyruszył. Nie śmiał zadać swojemu daimio żadnego z tysiąca pytań. Nie otrzymał też wsparcia żadnego shugenja ani yojimbo. Był zdany tylko na siebie a przez skórę czół, że sprawa przerasta jego możliwości. Wygrać turniej - to byłoby wiele, ale wygrać na takich zasadach - zakrawało na niemożliwość. Wiedział kogo to sprawka, ale niewiele mógł zrobić. Był przecież Skorpionem, ergo - był lojalny.

Jego przybycia do turniejowej osady nikt miał nie dostrzec i nie dostrzegł. Ot - jakiś młody samuraj, bez świty i najwyraźniej niebogaty, przybył spróbować swojego szczęścia w turnieju. Nawet nieodłączna maska na twarzy i mon rodziny Shosuro nie zwróciły niczyjej uwagi. Nie był ani pierwszym, ani ostatnim skorpionem na turnieju.

Z zainteresowaniem oglądał pawilony z czerwonych lub białych deseczek przetykany płatami papieru. Uśmiechnął się za maską na widok składającego origami Kraba, bo wyglądało to pociesznie. Jakby góra chciała uszyć sobie szaty. Spokojnie ominął grupę Lwów przyglądających się treningowi jaijutsu pary Żurawi a potem oniemiał na widok młodego Ise - Zumi pokrytego tatuażami i zionącego ogniem. Nie znał się na origami, był kiepskim wojownikiem i nie znał mocy tajemnych. Jak miał niby zwyciężyć? Wiedział jak, znał zalety wychowania przez swój klan ale ... jak miał zwyciężyć nie oszukując? To tak jakby Krab zdjął zbroję, Żuraw przybył w podartym kimono, a Lew bez katany. Czuł się bezbronny i bezsilny.

Przed obszernym pawilonem rodziny Kakita zeskoczył z konia i podszedł do stojącego w wejściu samuraja. Po minucie klęczał już koło urzędnika i zapisywał się na turniej.
- Jestem Shosuro Tokage, przybywam jako przedstawiciel rodziny Shosuro. Jestem bushi akademii Bayushi. Chciałbym też przekazać pozdrowienia panu Kakita od mojego daimio gdy tylko będzie to możliwe
- Jestem Doji Kuto i witam Cię na turnieju. Przekażę panu Kakita twoją uniżoną prośbę. Oczekuj odpowiedzi w Pawilonie Wiśniowym w trzecim pokoju.
Wymieniono ukłony. Wstał i odszedł.

Miał jeszcze dużo czasu. Rozejrzał się po okolicy, wypytał służbę (to chyba nie było oszustwo prawda? Każdemu wolno zapytać służących o innych zawodników i przewidywane konkurencje ... ). Zadowolony z uzyskanych informacji - poszedł do pawilonu. Cieszył się, że służba chętnie z nim rozmawia. Zawsze miał talent do prowadzenia rozmów ... zwłaszcza z kobietami. Podobno to z powodu oczu - niecodzienne, brązowe. Jedna z kochanek powiedziała kiedyś, że przyprawiają kobiece serce o szaleńcze bicie. W połączeniu z dobrym gustem i doborem stroju oraz szlachetną i męską postawą dawało to doskonałe rezultaty.

W pierwszych dwóch pokojach, jak dowiedział się od dziewki, która przyniosła jedzenie, mieszkali Kakita Numoku oraz Doji Miruko. Ta druga, była shugenja i ... niemową. Zadziwiające. Fortuny muszą jej bardzo sprzyjać, że słuchają jej niemych litanii. Uśmiał się usłyszawszy od dziewki plotki na ich temat krążące pośród służby. Gdyby jednak okazały się prawdziwe ... nie, miał być uczciwy. Jakby to idiotycznie nie brzmiało. Zobaczył lokatorki pokoi sześć i siedem - Matsu Mayu oraz Otaku Kashiko. Strasznie dużo kobiet. Poznał też i nazwiska pozostałych - pod czwórką Takatari Kirigirisu, pod piątką - Koso Kayami i pod nieszczęśliwą ósemką - Doji Arashi. Razem tworzyło to cztery Żurawie, dwa Jednorożce, Skorpiona i Lwa. Pokręcił głową z uznaniem - Żurawie naginały na swoją korzyść wszystko co tylko mogły.

Ubrał się w najlepsze kimono i usiadł po środku pawilonu, tak, by widzieć wszystkich przybywających. Ta sama dziewczyna (Jumiro, całkiem zgrabna jak na heiminkę) podała mu ryż z rybą i warzywami. Odwdzięczył się jej małym bu i zaproszeniem na noc. Spłoszyła się i uciekła ale ... wiedział, że przyjdzie. Jadł niespiesznie, sake odmówił i ... czekał. Obserwował cienie wyraźnie widoczne w sąsiednich pokojach. Wyobrażał sobie co robią i jak myślą ukryci tam samuraje. Jeżeli miał ich pokonać, musiał dobrze poznać.
 
Bothari jest offline