Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 14:44   #3
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Przybyła na Półwysep Zmierzchu w orszaku swego opiekuna.To on chciał, żeby wystartowała w turnieju „Błogosławieństwa Fortun”. Kayami widziała w tym rękę Ischizo. Wierny przyjaciel próbował zająć czymś jej myśli. Choć niewykluczone, że Koso Harada uznał, że Kayami ma szanse zabłysnąć w którejś konkurencji. Ukończyła prestiżową szkołę. Była shugenja Asahina.

Najpierw złożyli wizytę w domu daimio Koso-sama - Kakity Toshimoko. Potem Koso Ischizo odprowadził ją do pawilonu zawodników. Nie musiał, ale to zaproponował. Pragnął przekazać jej wieści. Dowiedziała się, że w tym roku zasadniczo zmieniono zasady turnieju, wszyscy zawodnicy wystartują we wszystkich ośmiu dyscyplinach. Niestety nie udało mu się poznać nazw planowanych konkurencji.

Uśmiechnęła się wyobrażając sobie siebie z kataną w dłoni. Ischizo odwzajemnił uśmiech. Powiedziała, że koniecznie musi przyjść to zobaczyć, jak Kayami będzie startować w iaijutsu. Śmieli się póki nie stwierdziła, że choć przy mieczach ćwiczebnych może się pomylić, poza tym doskonale rozpoznaje ostry koniec. Nic nie mogła poradzić na to, że jej twarz znowu stężała w zwykłą maskę i chwila rzadkiej radości minęła bezpowrotnie.
- Kayami – chan – Ischizu dotknął jej dłoni, lecz zaraz cofnął rękę – Łzy potrafią bardzo pomóc.
Znowu najchętniej by się roześmiała, tym razem kpiąco, ale nie zrobiła tego.
- Wezbrana rzeka łez – zażartowała – zdolna zniszczyć ścieżkę mego losu.
Bushi przez chwilę wyglądał jakby chciał potrząsnąć towarzyszącą mu kobietą.
Oczywiście nigdy nie sprawdzili granicy, w jakiej ich wzajemne relacje mogły złamać etykietę.

Odłączyła od niego niespodziewanie, tylko krótko przepraszając. Umówiła to spotkanie już wiele dni temu, nic nie mogło jej w nim przeszkodzić. Czekająca przy pawilonie herbaciarni starsza służąca podała jej wiadomość nie podnosząc wzroku. Kayami otworzyła papier nim odeszła pięć kroków, napięcie jej nie opuściło, ale przynajmniej teraz wiedziała, czego może się spodziewać.

„Gdzie się zatrzymał, jak długo zamierza zostać, kto mu towarzyszy i czy zdecydował się na uczestnictwo w zawodach? Czy wie, że ona tu jest? Czy coś planuje, czy nadal honorowo czeka na jej ruch? Niech będzie przeklęty, niech patrzy jak jego bliscy umierają w męczarniach, na plugawienie swego imienia i bezczeszczenie domu. Niech jego duszę na wieczność pochłoną cienie Jigoku.”

Wróciła. Ischizo czekał cierpliwie, nie skomentował ani słowem jej niestosownego zachowania. Dłuższą chwilę szli w milczeniu. Harmonia otoczenia powoli uspokajała myśli, od morza wiał delikatny wiatr, przynosząc słony zapach życzliwego żywiołu. Brat jej zmarłego męża odezwał się dopiero, gdy zobaczyli dachy przeznaczonych dla zawodników pawilonów.
- Kayami-chan – powiedział i wyciągnął w jej kierunku otulone jedwabiem zawiniątko, po czym sam rozwinął materię. Wachlarz był piękny, na cyprysowym szkielecie delikatny ryżowy papier, o kolorze wiosennego nieba, dwadzieścia dziewięć żeber jak w przypisanej jej narodzinom liczbie, lewą stronę sensu zdobił malunek wybitnego artysty przedstawiający jej ulubione kwiaty, kamelie.
Kayami rozpoznała nemuranai, rozpoznała sensei, który go wykonał. Wyjątkowy i niezwykle cenny podarunek.
- Zrób mi proszę ten zaszczyt i przyjmij go. Niech ci przyniesie szczęście.
Zarumieniła się, gdy w ten sposób powiedział jej imię. Drugi raz w czasie tego spaceru. Wahała się i to nie z powodu wymogów konwenansu. Był jej przyjacielem, ale czy ona tak naprawdę była mu nim także?
- Nie mogę.
Nie cofnął wyciągniętych rąk.
Prezent to zobowiązanie. Potwierdzenie wzajemnego szacunku i lojalności.
- Dziękuję, Ischizi –san. –powiedziała cicho - Zawsze jesteś dla mnie zbyt dobry. Nie mogę tego przyjąć. Nie zasłużyłam.

Odwróciła się i odeszła tak szybko, że można było pomylić to z biegiem.

Mój dom spłonął i nic już nie zasłania księżyca.*

***

Pokój odpowiadał jej potrzebom.

Ubrała się w błękitne kimono, z jedwabiu, lecz o ascetycznym kroju, z rękawami zakrywającymi dłonie aż za nadgarstki. Choć bez monu Żurawia na plecach, dokładnie wskazywało na jej przynależność do klanu. Mon rodziny Kakita na lewym rękawie był za to doskonale widoczny. Nie chciała wprawiać nikogo w niepotrzebne zakłopotanie, przy próbach identyfikacji jej nazwiska. Swój pokój opuściła szybko, teraz gdy jej cel był tak blisko bała się zostawać ze swoimi myślami sama. Udała się do Sali Zielonej. W środku było już tłoczno. Ominęła obsypane różowymi kwiatami drzewo kamelii, zatrzymała przy tworzącym dysonans w stosunku do reszty ogrodu krzaku górskiej róży, a potem zawróciła i usiadła na ławce, niedaleko tej zajmowanej przez Żurawia w szmaragdowym kimonie.

Większość spojrzeń prześlizgiwała się po niej bez zbytniej uwagi. Prosta identyfikacja, strój adekwatny, lecz stosownie skromny, wzrost średni, gładko zaczesane ciemne włosy. Twarz ładna, cera gładka, brązowe oczy. Jedna z tłumu obecnych tu, dobrze urodzonych kobiet. Poruszała się z wdziękiem, ale bez płynności tancerki, nawet jej wiek nie wzbudzał zainteresowania, dwudziestopięciolatek było na turnieju sporo, a prawie pięć lat starsza Kayami mogła za taką uchodzić.

Sąsiad z ławki obok również minął ją niezainteresowanym spojrzeniem cała uwagę poświęcając składanemu zręcznie origami. Kayami liczyła Żurawie obecne w niewielkim ogrodzie. Było ich tyle, że błękit zdominował zieleń roślin. Sama odwróciła się do tyłu sprawdzić, czy nie zasłania jakiegoś drzewa. Nie zasłaniała. Jej reakcje przyciągnęły uwagę mężczyzny z monem przestawiającym modre ważki na szafirowym tle. Chwilę patrzył na nią bez nieśmiałości, potem lekko podciągnął lewą nogę a z jego gardła wydobyło się prawie bezgłośne „grrk –grrk”
Kayami parsknęła głośnym śmiechem. Napięcie całego dnia znalazło w ten sposób nieoczekiwane ujście. Kilka osób w końcu na nią spojrzało. Nie odczuła żadnego zmieszania. Twarz Ważki-sana nie zmieniła wyrazu.

Kayami wstała i podeszła do sąsiada. Ukłoniła się.

- Doji-san, bardzo piękny Lew. Mam głęboką nadzieję, że origami będzie jedną z konkurencji i przyjdzie nam się zmierzyć w wymagającym pojedynku.



* Masahide
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 23-08-2010 o 15:14.
Hellian jest offline