Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 18:47   #2
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Space Opera 2

* Prowadzący: Bielon „Bielon” Bielon
* Kwestia konwencji: BielHekowy heros-slowfood. SF
* Kwestia zgodności z settingiem: Tu wymiatamy! Nie ma settingu. Jest świat. Nie wiem czy w temacie sesyjnym [dla estetyki pewnie nie] ale założymy osobny wątek, gdzie na bieżąco uzupełniać będziemy świat. Zasadą będzie, że to co napisane obowiązuje. Przykład: Jeśli ktoś mi napisze, że układ do którego się zbliżamy składa się z pasa asteroidów znanych ze złóż rudy tytanu, to one tam są. O ile ktoś inny ich nie spopieli. ITD. Będę się starał rzecz kontrolować, ale liczę na wasz rozsądek.
* Kwestia zastosowania mechaniki: W tej sesji opieramy się na logice i zdrowym rozsądku. To zabawa w opowiadanie. Jednak mechanikę w wersji maksymalnie uproszczonej, zastosowywać będę. Wyjaśnię ją w komentarzach. Wszystkie rzuty wykonuje MG lub zdesperowany Gracz. Mechanika rozstrzyga kwestie sporne, przy czym spory z MG rozstrzyga MG. O konieczności odwołania się do niej decyduje MG. Spory z mechaniką MG rozstrzyga również. Zawsze na swoją korzyść. Spory pomiędzy Graczami najczęściej są powodem stosowania mechaniki. Jakiejkolwiek.
* Kwestia kontroli MG nad poczynaniami graczy: Gracze mają nieograniczoną swobodę, jednak opis konsekwencji ich znaczących czynów leży w gestii MG. W niektórych (sami sprawdźcie jakich) sytuacjach gracze wchodzą w interakcję za światem na opisanych zasadach i sami opisują skutki niektórych swoich czynów. Należy jednak pamiętać, by starać się pisać tak, aby nie ucierpieli na tym Bohaterowie innych Graczy. Ani też, by ich wolna wola nie była gwałcona. Gwałcicieli nikt nie lubi. Niemal.
* Kwestia relacji wewnątrzdrużynowych: To jest życie, więc konflikty w drużynie są akceptowane. Ba, w tej sesji nawet przewiduję, że wybuchną i czuł się będę zawiedziony jeśli stanie się inaczej. Drużyny tu wszak nie ma…
* Kwestia częstotliwości postowania: Tempo postowania ustalamy na 1 post/tydzień. To wasze minimum. Ja być może będę zagęszczał ruchy, ale niekoniecznie. Wolał też będę postować krócej a częściej. Tym pierwszym postem się nie sugerujcie. To wstępniak. Kolejne będą krótsze, bo być muszą. Prosił bym o zachowanie tej rytmiki: post MG, 5 dni na odpowiedź Graczy, post MG w przedziale 24h-48h po poprzednim poście MG a do 24h po ostatnim poście Graczy. Bym miał czas przemyśleć co napisaliście. Lekkie obsuwy są zrozumiałe. Częstsze będą penalizowane. Jakoś. Byle nie zmuszać MG do definitywnego usuwania postaci. Choć ich ilość powinna dać Wam do myślenia.
* Kwestia preferowanej długości postów: Długość się liczy mniej, ważniejsza jest jakość a najważniejszy MG. Gracze piszący posty jednolinijkowe są mile widziani, w charakterze mięsa armatniego. W końcu trzeba zapracować na tytuł "Rzeźnik". Jednak 5 stron opisu blasku księżyca jest widziane równie mile.
* Kwestia poprawności i schludności notek: Żadnych emotek, psują nasz nastrój.
* Kwestia zapisu dialogów: Dialogi piszemy. Kursywą oraz poprzedzamy myślnikiem.
* Kwestia zapisu myśli postaci: Jeżeli znajdzie się postać decydująca się na myślenie to myśli postaci zapisujemy wybranym przez MG kolorem czcionki - czarnym. Myśli poza tym zaznaczamy z obu stron tyldą oraz piszemy kursywą. Lub inaczej, choć lepiej nie.
* Kwestia podpisów pod notkami graczy: Wyłączamy podpisy w notkach sesyjnych. Lub nie. Można umieszczać w podpisach pochlebne opinie na temat MG i Forum. Lub inne. Pochlebne mniej. Wedle wolnej woli jednostek.
*Walki w grze: Rzecz bardzo ważna o ile nie najważniejsza. Chciałbym byście pamiętali a od tej sesji wzięli sobie to poważnie do serca, że walka to ostateczność. To sposób rozwiązania konfliktu, gdy wszelkie inne metody zawiodły. A walkę wygrywa nie ten który zabije przeciwnika, tylko ten, który przeżyje. W walce można wszak zginąć i wierzcie mi, może się to stać waszym udziałem w tej sesji. Nie życzę wam tego. Wy sobie, jak sądzę, również tego nie życzycie. Pamiętajcie więc o tym dobywając broni. Bo NPCowie dobywając jej iść będą zwykle na pewniaka. Bo też chcą żyć. Czego i wam życzę.

Grają:
1: Phate
2: Suryiel
3: Eleanor
4: Sekal
5: Aschaar
6: Hesus
7: Mike
8: malahaj

Powodzenia.


===============================================


Podróże gwiezdne w obecnych czasach nie były już tak niebezpiecznym zajęciem, jak jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy znanym wszechświatem wstrząsały konflikty a całe systemy toczyły wojny, które pochłonęły nie jedno życie w faerii nuklearnych rozbłysków. Zagrożenie piractwem czy Obcymi, którzy nie do końca jeszcze akceptowali by powstałe Imperium, było niewielkie. Czasem słyszało się o jakimś rajzerze, o jakimś napadzie czy nieszczęśliwym wypadku. Jednakże patrolujące znane szlaki Imperialne lotniskowce eskortowe z gotowymi do startu myśliwcami, wsparte szybkimi i zwrotnymi niszczycielami, wystarczały w zupełności, by pozbawić ochoty na atak większość kosmicznych napastników. Loty w przestrzeni stały się rzeczą żmudną, acz bezpieczną. Może stad zwyczaj, który przyjął się na pokładach pasażerskich liniowców, budowania sporych salonów, które wyposażone we wszystkie zdobycze techniki zapewnić mogły podróżnikom wszelkie wygody i rozrywki. Ostatni hit, osadzane na suficie ogromne okna panoramiczne z armplastu, pozwalały znudzonym podróżnym na podziwianie kosmosu. Drogi luksus nudził lecących statkiem niespełna w dwa kwadranse po odcumowaniu i zazwyczaj do końca podróży, do cumowania, nie budził już śladowego nawet zainteresowania. Dowódcy liniowców obstawiali zakłady, kiedy podróżni w kolejnym locie porzucą „widoki” i tradycyjnie siądą do barku. Podróż liniowcem miała bowiem swe dobre, ale i złe strony. Wszechobecna nuda i długi, wbrew pozorom, okres bez jakiegokolwiek zajęcia, służył popadaniu w uzależnienia, z których jedynie alkohol znajdował uznanie w oczach władz. Hazard, dość powszedni podczas podróży, choć nie zabroniony i opodatkowany, już tym uznaniem się nie cieszył. Liczne ograniczenia nie pozwalały na duże stawki w toczonych grach. Przez co i hazard nie cieszył się takim powodzeniem. Pozostawały godziny dyskusji, picia i nudy. Może właśnie dla tego tak wielu podróżnych decydowało się na „kosmiczny sen”, który choć wymagał dodatkowej dopłaty, dawał gwarancję przelotu bez wszystkich niedogodności wynikających z podróży. No, poza uszczupleniem konta o kilkaset creditów. Dla tych, których podróże w przestrzeni były codziennością a mordy przygodnie usadzonych przy stoliku podróżnych karą za niezawinione i zawinione występki, taka inwestycja zdawała się jak najbardziej trafiona.

To był jednak przywilej bogaczy. Ogół nudził się za darmo…


***


Wyjście z nadprzestrzeni nigdy nie bywało przyjemnym uczuciem. Pomimo stosowania kompensatorów bezwładności, których sprawne działanie było gwarantem życia istot lecących jednostką, każdy odczuwał po wyjściu mdłości. Mógł być doświadczonym pilotem flagowym służącym na dziesiątkach jednostek, to jednak skok w nadprzestrzeń i wyjście z niej zawsze skutkował mdłościami. W najdelikatniejszych wariantach.


Pasażerskie liniowce, odbywające loty zwykle na krótkich i utartych szlakach, zwykle nie korzystały z nadprzestrzeni stosując zwykle przestrzenne wrota lub podróże na napędzie grav. Poprzez wrota jednak lecieć można było wyłącznie do tych układów, w których takowe wrota się znajdowały a nie były anomaliami przestrzeni zbyt powszednimi. Dość powiedzieć, że łączyły ledwie siedemdziesiąt sześć układów i sektorów. Niespełna procent znanej przestrzeni. Napęd grav był metodą dobrą na krótko. Gdyby jakikolwiek statek chciał dolecieć z Alfa Centauri do Eberronu, dwóch najbliżej siebie położonych układów w znanym wszechświecie, doleciało by na grav trzecie pokolenie tych, którzy wylecieli. Chętnych na takie podróże nie było. I nie przewidywano by kiedykolwiek się znaleźli.


Podróż na DX-12, przez załogę pieszczotliwie zwanym „Duble Belluci”, musiała odbyć się w nadprzestrzeni. Z Korradonu do RU-2, nieskolonizowanej planety na pograniczu Republiki, nie mogła się odbyć wrotami, bo tych zwyczajnie nie było. RU-2 było wszak skrajem skraju. Ostatnią placówką Republiki przed kolejnymi sektorami pustej przestrzeni których holomap nie posiadały żadne z cywilnych jednostek. Gdzieś tam dalej miał o swój początek Imperium Thau. No, jego skraj. Jednak, że można było lecieć wrotami z innych miejsc Republiki wprost do Endicoru, Mathaus czy Brre, nie było sensu pchać się w niezbadany wszechświat. Nie czynił tego nikt, kto nie musiał. Pewnie dla tego RU-2 nie cieszyło się zbytnią popularnością podróżnych i lecieli tam tylko tacy, którzy mieli w tym istotny interes. Na orbicie RU-Alfa znajdowała się baza wojskowa, która najczęściej pełniła rolę zesłania dla nazbyt krnąbrnych, opornych i butnych. Lub zwyczajnie takich, którzy komuś podpadli, co w skorumpowanych siłach Floty Republiki tak rzadkie znów nie było. Na powierzchni RU-Alfa mieściła się mała kolonia karna, gdzie żyli wygnańcy społeczności zbyt niebezpieczni by umieścić ich w jakimkolwiek innym zakładzie naprawczym w bardziej dostępnych częściach Republiki. RU-Beta była martwa. Podobno niegdyś zbombardowano jej powietrznię pociskami nuklearnymi. Od tego czasu nawet zejście w kombinezonie na jej powierzchnię było niebezpieczną fanaberią. Teraz była już tylko, albo aż, poligonem. A za nią rozpościerała się pustka…


Zgodnie z Regulaminem podróży wszelkie wejścia i wyjścia z nadprzestrzeni odbywać się musiały po uprzednim sprawdzeniu, czy podróżni znajdują się w swoich kabinach. Kabiny bowiem miały dodatkową, poza kompensatorami bezwładności, osłonę na wypadek awarii – pole siłowe. Korporacje dbały o swoich, ubezpieczonych podróżnych. Wymógł podwójnego zabezpieczenia lecących klientów wymogły firmy ubezpieczeniowe, ale przyjął się powszechnie. Wyjący, ostrzegawczy alarm rodem z jednostek wojskowych, na liniowcach zastąpiła przyjemna muzyka narastająca w tonacji. I równie przyjemna spikerka prosząca o wprowadzenie do identyfikatora w kabinie indywidualnego kodu cyfrowego, generowanego dla każdego podróżnego na czas przelotu. Załoga, która liniowcem podróżowała choć rok gotowa była oddać wiele za wyjący alarm, byle zagłuszył bezjajeczną, korporacyjną sukę. Istniały podobno programy hakujące sygnały komunikatorów bezpieczeństwa, ale ścigano je z całą bezwzględnością, przeto każda załoga mająca choćby pół pasażera na pokładzie znosiła w pokorze dźwięk spikerki obwieszczający bezbarwnym głosem kolejne wydarzenia z życia okrętu.


- Uwaga! Uprzejmie informujemy podróżnych o wyjściu z nadprzestrzeni zgodnie z planem. Bieżący układ to RU-2. Zgodnie z planem podróży na orbicie portu kosmicznego znajdziemy się za osiem godzin i dwadzieścia siedem minut. Serdecznie zapraszamy do mesy, gdzie niebawem zostanie Państwu podany posiłek dostosowany do Państwa potrzeb dietetycznych. Linie Abredo cieszą się goszcząc Państwa na swoim pokładzie. Teraz prosimy o wprowadzenie unikatowego kodu, który pozwoli nam stwierdzić, że jesteście Państwo całkowicie bezpieczni…


***


Wielkość obrazka została zmieniona. Kliknij ten pasek aby zobaczyć pełny rozmiar. Oryginał ma rozmiar 768x576.


Wiało pustką, ale osłony na oknach z armplastu zostały już usunięte. Goście przybywali zwykle w kilka minut po ogłoszeniu zakończenia skoku w nadprzestrzeni. Zważywszy na to, że lot w nadprzestrzeni rzadko kiedy trwał dłużej niż dwie standardowe godziny, pasażerowie wykorzystywali ten czas na drzemkę. Po zakończeniu skoku był czas na dyskusje i obserwacje nowo odwiedzanego systemu. Podziwianie planet tworzących lokalne konstelacje z ich naturalnymi i sztucznymi księżycami, zliczanie widocznych gołym okiem statków czy też ustalanie ich jedynie na podstawie wyświetlanej na powierzchni każdego z okien holomapie. Pasażerowie uwielbiali tę chwilę. I zwykle delektowali się nią. Około minuty. Zaraz po tym jak nasycili swój wzrok nowym lądowali przy barze lub stoliku. Alkohol na takim zadupiu jakim był RU-2 miał niebywałe wzięcie.


Tym razem steward Andy, najnowszej generacji technobot, został zignorowany przez wszystkich wkraczających do mesy podróżnych. Znali się pobieżnie, bo wszak przed skokiem już siedzieli przy jednym stole i jedli późne śniadanie. Rozmowy się nie kleiły i dopiero kolejna butelka drunnu sprawiła, że nieco rozwiązały im się języki. Teraz nadchodziła pora obiadowa i w zasadzie należało by się spodziewać, że od razu siądą do stołu, gdyby nie widok. Za oknami liniowca bowiem, miast przestrzeni upstrzonej dwoma planetami i ich księżycami wirującymi wokół słabego słońca klasy E, widniał potężny kadłub nowoczesnego frachtowca, którego ogromna sylwetka przesłaniała obie planety układu wraz z jego błękitno świecącym słońcem. Niespełna kilkadziesiąt kilometrów odległości pomiędzy dwoma jednostkami, co w przestworzach znaczyło tyle co splunąć, pozwalało dzięki systemom wizyjnym wbudowanym w holomapy okien z armplastu obserwować sąsiednią jednostkę tak, jakby stała bok w bok z „Duble Belluci”. W zasadzie zważywszy na to, że właśnie dopiero co zakończyli wyjście z nadprzestrzeni frachtowiec albo dokładnie przewidział perymetr i prędkość wyjścia i ruszył na ich spotkanie, albo też był tu zupełnym przypadkiem. W tym drugim przypadku należało podziękować losowi za cud. Gdyby był kilkadziesiąt mil w bok po obu jednostkach została by supernowa…


- Serdecznie witam Państwa na pokładzie mesy. Niebawem podany zostanie obiad wedle Państwa zamówienia. Czy mogę Państwu czymś służyć? – pytanie, zważywszy że stał na tle pełnej palety dostępnych na pokładzie alkoholi, zdawało się retorycznym. Kwestią było kto wyda mu polecenie jako pierwszy. Jednak nim wydali mu polecenia, nim zamówili to, co miało ukoić ich skołatane skokiem w nadprzestrzeń nerwy, uzmysłowili sobie, że coś jest nie tak. Coś nie grało. Coś się zmieniło. Minęło dobrych kilka chwil nim zdali sobie sprawę, że była to kwestia braku muzyki. W mesie zawsze coś grało. Zwolnieni ze służby członkowie załogi liniowca tracili nie małą część swego wynagrodzenia pijąc i bawiąc się w mesie. Jednym z ich ulubionych zajęć było puszczanie starych utworów muzycznych w czym był chyba wyraz nostalgii za odległym domem. W sumie co ich do tego skłaniało, było bez znaczenia. Dziwnym jednak było, że obecnie nikt z liczącej dobre piętnaście osób załogi nie ma przerwy. Jednak dziw ów nie był w stanie zakłócić wyścigu do baru.


Tego, któ ów wyścig wygra, nie obstawiał nikt…
 
malahaj jest offline