Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 19:21   #1
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
C E L A

muzyczka


C E L A


Podpisali te przeklęte dokumenty

Zaryzykowali, wierząc mniej lub bardziej w nadzieje na opuszczenie murów więzienia

Jednak jakiś dźwięk w ich zepsutych duszach dzwonił ostrzegawczo

Przekonując ich, że zamiast przepustki na wolność podpisali cyrograf

Z samym diabłem


- Doktorze, chyba się budzą. – kobiecy głos wydawał się bardzo odległy.

Suchość w ustach, pierwsze niemiłe uczucie, jakie zarejestrowały ciała skazańców. Przesuszone języki, poruszały się nerwowo, żeby zachęcić do pracy ślinianki, które dość opornie reagowały na poruszenie w jamie ustnej.

Powieki posklejane w kącikach ropą, uporały się z tym problemem szybko, lecz poza ciemnością oczy nie mogły nic innego zarejestrować. Każdy miał narzucony worek na głowę, ściągnięty lekko pod szyją, tak, aby jakimś przypadkiem nie ześlizgnął się.

Pamięć oszołomionych przestępców zaczęła powoli wracać. W każdym przypadku było podobnie. Gdy zabrali ich z danego więzienia, prędzej czy później aplikowano im zastrzyk, po którym tracili przytomność w ciągu zaledwie paru sekund. Gdzie ich zabrano? Tego nie wiedział nikt.

Przez gruby materiał worka przebijał się dym tytoniowy, który drażnił ich nozdrza. Powoli zaczęło wracać czucie w ich ciałach, które do tej pory stanowiły jedynie bezwładny balast. Gdy odrętwienie przechodziło, przestępcy zdali sobie sprawę z jednej kurewsko niepokojącej rzeczy. Wszyscy siedzieli na fotelach z przykutymi doń rękami, nogami i tułowiem, bez szansy na wyrwanie się.

Jakaś osoba, prawdopodobnie kobieta, zaczęła cicho łkać powtarzając w kółko jedno słowo, którego nikt nie był w stanie początkowo zrozumieć. Dopiero po chwili, gdy jej spieczone wargi i język odzyskały w pełni sprawność stało się ono jasne dla każdego.

- Boże…Boże…Boże…


- Bóg ci nie pomoże dziecko, nie po tym co zrobiłaś. – szorstki głos mężczyzny sprawił, ze tamta pisnęła, po czym zamilkła na dobre.

- Najwyższy czas usunąć worki i przywitać naszych gości.

Krótka chwila, nieprzyjemny dotyk męskich rąk i torby z głów więźniów powędrowały w górę. Wszyscy zmrużyli oczy przez silne światło, jakie emitowała jedyna żarówka w tym pomieszczeniu. Znajdowała się ona centralnie w środku kręgu, kręgu złożonego z foteli, do których byli przywiązani skazańcy.

Miejsc było dwanaście, ale tylko dziewięć z nich było zajętych. Za każdym z nich stał strażnik, lecz ich twarze w większości znajdowały się poza kręgiem światła, tak jak cała reszta pomieszczenia, które w tym momencie wydawało się malutką wysepką jasności pośrodku oceanu cieni.

Na samym środku stały dwie osoby. Młoda, elegancko ubrana kobieta ze sporymi okularami na nosie i stary mężczyzna. Szatan we własnej osobie, człowiek odpowiedzialny za cały projekt…


- Doktor Bernard Lechner, miło mi. – przedstawił się zerkając do otwartej, żółtej teczki. Był niższy niż kobieta, która mu towarzyszyła, miał może sześćdziesiąt lat i wyglądałby jak całkowicie niegroźny zwyczajny facet, gdyby nie jego spojrzenie. Miał oczy człowieka, który nie cofał się przed niczym dla osiągnięcia celu. Były zimne i pełne szaleństwa. To on dopalał właśnie papierosa, z którego dym zasnuwał większość pomieszczenia, jeszcze bardziej utrudniając widoczność.

- Czego kurwa od nas chcesz popaprańcu?! – wrzasnęła jedna z kobiet, o wyjątkowo męskim wyglądzie. Gdyby kiedykolwiek myślała o aktorstwie to rola kobiety ze sklepu mięsnego byłaby dla niej idealna. Krótkie, przetłuszczone włosy, świński nosek i wyraźnie krzywe zęby sprawiały, że człowiek automatycznie odwracał od niej wzrok.

- Stella Rockwood. – podjął rozmowę doktor, nie dając się sprowokować. – Według akt zabiłaś swojego pracodawcę tasakiem rzeźnickim po tym jak nazwał się brzydką świnią, a następnie poćwiartowałaś go i zrobiłaś z niego… ooo całe szczęście, ze jestem wegetarianinem, wolałbym nie trafić na tą partię kiełbasek. – zaśmiał się i był to wyjątkowo obłąkańczy rechot.

- Proszę, proszę, co za niespodzianka, trafiło się nawet walnięte rodzeństwo. – dodał i zamknął szybkim ruchem teczkę nie mając najmniejszego zamiaru wskazywać konkretnych osób. – Ale dość o was, zastanawiacie się zapewne co jest grane. Otóż śpieszę z wyjaśnieniami…

- Za dziesięć minut stracicie ponownie przytomność w skutek podania wam przez moją asystentkę Pani Ewę pewnego specyfiku, osobiście wole go nazywać Sumieniem, choć nie ma on jeszcze oficjalnej nazwy. Potem obudzicie się w swoich pomieszczeniach i waszym jedynym zadaniem przez najbliższe trzy dni będzie przetrwanie. Tym, którym ta sztuka się powiedzie wyjdą na wolność. Nic prostszego zapytacie? Wszystko będzie zależało od Waszej silnej woli i od tego czy banda morderców, którą jesteście będzie w stanie współpracować.

- A teraz zastanówcie się dobrze, o co mnie zapytacie przez najbliższe minuty. Być może właśnie od tych odpowiedzi będzie zależało wasze życie.


Co zrobi garstka osób, którą łączyła jedna wspólna rzecz...wszyscy w swoim życiu pozbawili kogoś życia.
 
mataichi jest offline