Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 22:55   #5
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dyplomata musi umieć robić wrażenie. Dobre albo złe. Może się dostosować do panującej mody i przez to być branym za jednego ze „swoich”. Lub ostentacyjnie szokować odmiennym strojem i obyczajami. O ile dyplomata obdarzonym był dobrym gustem, to ta druga metoda była bardzo skuteczna. Xin Xu zaś nie miała wyboru. Zarówno jej rysy jak i kolor włosów świadczył o nieczystej gaijińskiej krwi płynącej w jej żyłach. Nie mogła ukryć swego pochodzenia. Pozostało więc przekuć tą słabość w siłę i ostentacyjnie podkreślać swą odmienność. Pokazać tutejszym, że jest Jednorożcem i nie wstydzi się tego. Co więcej jest dumna, ze swej odmienności. Pokazać, że jest przez to wspanialsza.
Ta sztuka się Xin Xu udała.
Przemierzała korytarze, dumna i zjawiskowa, niczym sama Yuki Onna. Śnieżna panna, o której heimini żyjący na północy ziem klanu Jednorożca opowiadali straszne historie. Yorei powiązany z zimą, yorei potężna i kapryśna. I taka wydawała się Xin Xu. W dodatku była piękna. A strój subtelnie balansował na granicy dobrego smaku. Ale jej nie przekraczał. Przemierzając korytarze córka Kirina wiedziała jedno, patrząc po zdumionych spojrzeniach sług i bushi pilnujących zamku. Na pewno zwróciła uwagę wszystkich na siebie.
Przemierzała powoli korytarze, widząc zachwyt w oczach. Ale jeden bushi utknął w jej pamięci. Nie dlatego, że był dość urodziwy, o gęstych czarnych włosach i spojrzeniu przenikliwym, acz ciepłym. Ale dlatego, że był Skorpionem.


Osłonięty drobną maską na twarzy Skorpion starał się ukryć zaskoczenie, jak i wrażenie jakie na nim zrobiła swym strojem dyplomatka Jednorożca. Nie mieli czasu na rozmowy, czy przedstawienie się. On był w zbroi i udawał się na dolny dziedzinie, ona zmierzała w z goła przeciwnym kierunku. Wymienili więc tylko ukłony. Przy Skorpion starał się skłonić bardziej od Otaku. Były to dziwne zawody na to, kto okaże więcej szacunku przeciwnikowi. Córa Kirina je przegrała.
Ale też ją czas gonił bardziej niż Skorpiona. Nie mogła wszak spóźnić się na chado.
I jak się okazało na miejscu, strój, choć zaszokował Żurawie, to i wprawił w zachwyt. Potrafili oni docenić piękno oryginalności.
Chado- ceremonia parzenia herbaty, bywa równie ważną bitwa, co pojedynek na miecze czy nawet bitwy między wojskami klanów. Chado ma swoich mistrzów, który kilkoma gestami mogą wywołać kłótnię między uczestnikami ceremonii, pokazać każdemu jego miejsce, obrazić honor lub wywyższyć jednego z uczestników.


W Chado każdy gest ma ukryte znacznie. Chado to pole bitwy uczestników ceremonii. I sytuacja, w której porywcza córa Otaku czuła się nieswojo. A Doji Saoro czuła się w swoim żywiole.
Dobrze więc, że była nastawiona przyjaźnie do Jednorożców.
Doji Saoro była przekwitającym kwiatem wiśni. Posunięta w latach kobieta, za czasów swej młodości musiała być olśniewająco piękna i to zgodnie z rokugańskimi kanonami urody.
Czas bowiem nie starł do końca jej piękna, a i Saoro starzała się z godnością. Rysy twarzy nadal miała śliczne mimo coraz większej ilości zmarszczek. Lśniące czarne włosy spięte w kok, spojrzenie ciemnych oczu wydawało się jednak lekko mętne, choć uśmiech nadal miała uroczy. Niemniej mimo nieobecnego spojrzenia, panowała nad ceremonią, a każdy jej ruch naznaczony był precyzją.
Dobrane przez nią kimono było skromne i piękne zarazem. Doskonale podkreślało urodę pani zamku.
Wszystko rozpoczęła się od formalnego powitania, po czym Saoro osobiście zajęła się ceremoniałem. A Xin Xu miała okazję w ciszy przeanalizować sytuację.
Ceremonia parzenia herbaty odbywała się bowiem komnatach prywatnych Saoro i w nielicznym gronie... ale za to jakim.
Byli tu tylko Daidoji Chitose i Iuchi Takage. Chitose okazał się być dowódcą zamkowej straży i praktycznie najważniejszą po Saoro osobą. Podnosiło to splendor tego spotkania, tak jak i to że odbywało się ono w prywatnych komnatach pani zamku. Xin Xu zerkała na to pomieszczenie wspominając niezwykle cierpkie słowa jakie wypowiedziała w obecności Takage.” - Co do samej gościnności Żurawi Takage-sama odpowiem na twe pytanie, gdy ją zobaczę, bowiem nie dane było mi jeszcze jej uświadczyć.-”
A tu okazało się że była eskortowana przez dowódcę straży zamkowej i prawą rękę Saoro. Chyba tylko przyjazd po nią samej Saoro byłby większym zaszczytem. Gdyby Chitose usłyszał jej słowa, mógłby ją wyzwać na pojedynek i... wcale by mu się nie dziwiła.
Na szczęście nie słyszał i Xin Xu mogła w spokoju pomyśleć nad sytuacją. I nad swoimi słowami. Trzeba szczególnie uważać co się mówi i kiedy się mówi i w jakiej obecności. Dyplomatka Jednorożca wiedziała, że na dworach daimyo słowa potrafią zabić, szczególnie tego który je wypowiedział.
Na razie jednak tym nie musiała się martwic. Oficjalne powitanie było dość kameralne, pewnie dlatego żeby Otaku nie czuła się skrępowana całą sytuacją. Zresztą, wedle słów władczyni zamku, większość gości jeszcze nie zjechała. Obecnie oprócz przedstawicieli klanu Jednorożca, był jeszcze daimyo klanu Borsuka, shugenja Isawa mająca poprowadzić ceremonię, oraz młody bushi Skorpiona nie będący oficjalnym przedstawicielem tego klanu, a jedynie przygotowującym komnaty dla wysoko przedstawionych gości tego klanu.
Podczas tej rozmowy Xin Xu mogła obserwować całą trójkę uczestników. Była to zresztą ciekawa lekcja.
Ubrany w doskonałej jakości kimono Takage siedział wyprostowany i poruszał się w niewielkim stopniu. Wyglądał jak lalka... sztywny i pozbawiony jakiegokolwiek wdzięku. Najwyraźniej źle się czuł w obecnym stroju i wolałby mieć na sobie owe zużyte kimono, które nosił na sobie podczas rozmowy w ogrodzie. W tym wydawał się dusić.
Chitose miał naturę doświadczonego żołnierza: spokojny, rzeczowy, pozbawiony mimiki twarzy. Przenikliwe spojrzenie i zdecydowany to głosu. To Chitose mówił i tłumaczył, spychając Saoro na dalszy plan.
Staruszka z rodziny Doji, panowała nad ceremonią parzenia herbaty, ale... czy panowała nad zamkiem? To już była kwestia dyskusyjna. Na pewno nie panowała nad obecną sytuacją, skoro większość wyjaśnień padało z ust Chitose. Mogło to jednak tłumaczyć zawieszenie broni pomiędzy rodzinami. Bo choć nominalnie zamkiem władała Doji Saoro, to w rzeczywistości Chitose tu o wszystkim decydował.
Daidoji właściwie władali zamkiem, pozwalając ostatniej Doji z tej gałęzi rodziny dożyć starości w spokoju.
Doji Saoro tego jednak nie zauważała, nieco nieobecna myślami przygotowywała napar herbaciany i prowadziła konwersację. Wydawała się być krucha i przygnieciona wiekiem, w jej głosie nie było siły ani zdecydowania. Zapewne śmierć męża i dziecka sprawiła, że umysł Saoro powoli acz nieubłaganie robi drobne kroczki w kierunku świata duchów.
Jedno jednak trzeba jej było przyznać. Saoro była mistrzynią chado, a herbata przez nią przygotowana była prawdziwym zjednoczeniem wszystkich żywiołów. I smakowała Xin Xu mimo, że nie zawierała jej ulubionych dodatków.
Doji Saoro podczas tej ceremoni podała dziewczynie daisho. Otaku już chciała odpowiednio z ceremoniałem, rzec że jest niegodna takiego daru, ale przerwał jej wypowiedź Takage mówiąc.- To nie dar. To zwrot. To daisho należało do Sakate-san. Doji Saoro-sama przekazuje je tobie, bo jesteś jego następczynią. Więc daisho należy do ciebie. I powinno być zwrócone rodzinie Shinjo Sakate-san, gdy zakończysz misję dyplomatyczną.
A po ceremonii, Otaku miała dwie godziny czasu dla siebie. Dyplomatka Jednorożca mogła pozwiedzać zamek, korzystając ze swego statusu gościa. Bo było co zwiedzać. Zarówno wnętrza jak i wewnętrzne dziedzińce oraz ogrody tworzyły harmonijny przepiękny labirynt. Tym wspanialszy, że Rasuto Yome Shiro nie było olbrzymim pałacem i nie przytłaczał więc gości swym ogromem.
Xin Xu miała więc dwie godziny czasu dla siebie i swych rozmyślań i planów. Za dwie godziny miała się rozpocząć wieczorna uczta na której Doji Saoro podejmie wszystkich dostojników przebywających w tym zamku.
Wpierw jednak musiała powrócić do swej komnaty, chociaż drogę jaką mogła wrócić pozostawała do jej wyboru. Dźwigała też daisho Sakate-sama, symbol obowiązku który spadł na nią niczym grom z jasnego nieba.
Te myśli odpłynęły na moment gdy wkroczyła do jednego z ogrodów. I widok jaki zobaczyła sprawił, że przez moment zamarła z zachwytu.


Shugenja tańczyła otoczona kroplami wody z pobliskiej sadzawki. Wirowały one wokół niej, niczym żywe. Tak łatwo jest zapomnieć, że shugenja nie są zwykłymi śmiertelnikami. Gdy się na nich patrzy jak idą, jedzą...wydają się podobni zwykłym ludziom. Ale w takich chwilach można było dostrzec prawdziwe oblicze shugenja... tych którzy rozmawiają z żywiołami. Tych którzy stali pomiędzy ludźmi, a światem duchów, pilnując równowagi i niebiańskiego porządku w obu światach.
Odprawiająca rytuał shugenja była młoda. Nieco młodsza od Otaku, miała delikatne acz stanowcze rysy. Jej ciemne włosy miały rudawy odcień. Nie był to naturalny efekt, ani też farba. Czasami styczność z żywiołami naznaczała shugenja w niezwykły sposób.
Rytuał był wyczerpujący, bo gdy dziewczyna skończyła i woda spadła w postaci lekkiego opadała, to oparła się o barierkę pobliskiego mostka i łapczywie łapała powietrze.
Jej czerwone niczym ogień kimono przylepiło się do jej ciała, podkreślając zgrabną sylwetkę.
Spojrzała z początku gniewna, potem zaciekawiona na stojącą w pobliżu dyplomatkę Jednorożca. Barwy klanu Feniksa, musiała więc być tą shugenja Isawa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-04-2011 o 18:30.
abishai jest offline