Służący przyniósł list, gdy podziwiała dopiero co ukończony portret królowej Matry. Ubrudzonymi farbą palcami ujęła zdziwona kopertę i przyjrzała się charakterowi pisma na niej. Nie znała go... Zaintrygowana wytarła ręce w fartuch i otworzyła wiadomość. Przeczytawszy list o mało nie upuściła wszystkiego na ziemię. Hrabia Berlay posiadał dwa jej obrazy w swojej kolekcji! Przycisnęła wiadomość mocno do piersi i zawirowała w radosnym uniesieniu. Jej modlitwy zostały w końcu wysłuchane i zamierzała wykorzystać szansę jaka zaczynała przed nią majaczyć w oddali.
Nagle zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na swoje odbicie w zwierciadle. Z lustra spoglądała na nią drobna kobieta o zwyczajnej twarzy. Zielona, prosta suknia poplamiona była farbami, choć narzucono na nią dodatkowo fartuch. Brązowe włosy luźno związane w warkocz sięgały pasa. Tylko oczy barwy szmaragdów, w ciemnej oprawie brwi i rzęs wyróżniały się w całej postaci pałając nadzieją na odmianę losu.
Westchnęła cicho. Kim ona była, by dostąpić takiego zaszczytu? Wyprostowała się dumnie i spojrzała z wyzwaniem w zwierciadło. Była malarką, artystką, którą w końcu po wielu latach najwyraźniej dostrzeżono, a że powody zainteresowania jej osobą nie są zupełnie jasne? Wzruszyła ramionami, za pojawiającą się szansę była w stanie oddać wiele.
Należało jedynie przekonać męża. Uśmiechnęła sie do siebie, ściągnęła fartuch i ruszyła w stronę kuchni, by wydać kucharce odpowiednie polecenia.
Gdy wszystko było juz gotowe usiadła nad listem do hrabiego.
J. W. hr. Artur Berlay
Kindle, Aleja Róż 14
Jaśnie Wielmożny Panie,
Ośmielona Twym listem pragnę podziękować za zaproszenie i zapewnić,
iż z radością przybędę na bal jak i spełnię prośbę szanownej hrabiny
Santez. Świadomość, że jego dzieła są doceniane, to dla artysty ukojenie
duszy. Dziękuję Ci za to ogromnie, Panie.
Czy nie byłoby z mej strony przesadną śmiałością, gdybym poprosiła Ciebie
Panie o poinformowanie hrabiny, iż dostarczę obrazy osobiście na dzień
przed balem? Gdybyście Wy Panie udostępnili jeszcze "Rozmowę przy ruczaju"
i "Pień" wystawa nabrałaby końcowego kształtu.
Z wyrazami szacunku
Baronessa Isabell de Vicconi z domu de Maintenon
Dwór Vicconi pod Lorvil
Wiadomość powierzyła swojej zaufanej służącej i kazała dostarczyć hrabiemu.
***
Po wieczerzy państwo Vicconi zasiedli przy kominku, by jak zwykle opowiedzieć sobie o tym jak spędzili dzień.
Edward Vicconi był mężczyzną słusznej postury, bez grama tłuszczu. Niegdyś czarne włosy gęsto przetykane były siwymi pasemkami, ale trzymał się prosto. Brązowe oczy łagodnie spoglądały teraz na żonę siedzącą obok i słuchającą uważnie jego opowieści. W pewnym momencie Isabell wstała z fotela i rozpoczęła masowanie ramion męża.
-
Dziękuję, moja droga, a jak Tobie minął dzień?
-
Dostałam dziś intrygujące zaproszenie... - powiedziała z namysłem. -
Słyszałeś mężu zapewne o balu organizowanym na cześć Królowej... - wyczuła napięcie mięśni pod palcami.
-
Owszem - chłodny ton mężczyzny kazał uważać jeszcze bardziej.
-
Hrabia Berlay wysłal mi zaproszenie... niestety tylko mi...
-
Co?! - Edward chwycił mocno żonę za nadgarstek i odwrócił się do niej. -
Zaprosił tylko Ciebie?!
Isabell pokiwała delikatnie głową.
-
Wspominał o powodach takiej decyzji w liście... Zaraz Ci go pokażę. - odpowiedziała spokojnie i gdy mąż puścił ją podeszła do komody, by wziąść lężącą na niej wiadomość. Za sobą usłyszała jak Edward wstaje i podchodzi do niej.
Odwróciła się i podała mu list.
-
Zastanawiam się czy przy tak postawionej sprawie nie odmówić... choć byłoby to nieuprzejme... - zaczęła ostroznie.
Mąż podniósł wzrok na nią.
-
Oszalałaś kobieto? Odmówić hrabiemu Barley?
Westchnęła nieznacznie.
-
To cóż mam czynić, drogi mężu?
Edward podał jej list z powrotem.
-
Pójdziesz tam sama i pokażesz im wszyskim, że de Vicconi nie są wcale gorsi od tego całego salonu markizy de Thulley.
Uniosła zaintrygowana brew na wzmiankę o salonie, ale powstrzymała się od zapytania.
-
Ale ja nawet nie mam odpowiedniej sukni... - załamała ręcę.
-
Oh, przecież masz z pewnością jakieś swoje oszczędności! Gdyby było trzeba dołożę, ale nie przesadzaj... Godny strój na ten bal niekoniecznie musi kosztować majątek.
Dygnęła przed mężem kryjąc uśmiech. Poszło łatwiej niż się spodziewała.
-
Dziękuję Ci drogi mężu. - powiedziała ciepło.
***
Nazajutrz rozpoczęły się gorączkowe przygotowania.
Isabell najpierw udała się do krawcowej w Lorvil z własnym projektem sukni. Kobieta złapała się
za głowe słysząc, że ma tylko cztery dni na przygotowanie stroju, ale po długich targach zgodziła się.
Matranka stwierdziła, że finansowa pomoc męża będzie bardziej niż potrzebna, gdyż 500 kordinów, którymi
dysponowała to stanowczo za mało.
Służącemu kazała dowiedzieć się o wynajem karocy, a sama ruszyła w stronę złotnika.
Idąc ulicami miasta wspominała z nostalgią dawne czasy, kiedy nie była zależna od żadnego mężczyzny.
Zatopiona w marzeniach mało nie wpadła na sługę, który oznajmił, iż wszystkie powozy zostały zarezerwowane na dzień balu.
Na przeszkodę ta wzruszyła jedynie ramionami, udekoruje własną kolaskę, będzie się z pewnością wyróżniać wśród gości.
W domu zajęła się wyszukiwaniem odpowiednich obrazów. Znalezienie kilkunastu nie było większym problemem, gdyż ściany dworu były wręcz pokryte jej pracami.
Na początek wybrała: "Świętą Milvinę walczącą", 'Proroka głoszącego", "Burzę na morzu", "Katedrę", "Uwiedzenie", "Fałsz",
i "Schadzkę". Przyglądając się swemu wyborowi uznała, że kolejne obrazy powinny być o lżejszej tematyce.
Dobrała więc jeszcze: "Krajobraz matrański", "Krajobraz z dworkiem w tle", "Bal", "Panny nad jeziorem" i "Śmiech".
Wieczorem, gdy Edward powrócił do domu, usłyszał jak Isabell cała rozpromieniona opowiadała o przygotywywaniach.
Pokazała mu też obrazy, które wybrała i pytała czy będą odpowiednie do Zielonego Pawilonu. W końcu jej mąż wiedział więcej
o cynazyjskim dworze niż ona sama. Edward zjednany jej szczebiotem obiecał użyczyć jeszcze 500 kordinów. Poinformował ją również, iż polecił zarezerwować pokój w "Srebrnym potoku" na dzień przed balem. Szczerze uradowna złożyła pocałunek na jego czole.
***
Kolejne dni również mijały w nerwowej atmosferze.
Krawcowa ciągle kontrolowana, niemal odmowiła dalszego szycia. Wybrana biżuteria okazała się jednak być
niewłaściwa i trzeba było szukać innej. Pomysłów na maskę i kotylion miała wiele, żaden nie pasował.
Wydawało się, że nie zdąży ze wszystkim. Gdy jednak nadszedł dzień wyjazdu wszystko było gotowe.
***
Podróż do Kindle zajęła jej ponad dziecięć godzin, gdyż kazała jechać bardzo ostrożnie ze względu na obrazy. Suknie zapakowaną trzymała na kolanach wraz z Marinne. Kolaska wymalowana na niebiesko w białe rozwijające sie róże zwracała z pewnością uwagę.
Po odświeżeniu w gospodzie, Isabell kazała zawieźć się pod pałac by przekazać obrazy. Dzięki wstawiennictwu hrabiego wszystko poszło sprawnie i po dwóch godzinach mogła odejść spokojna, iż jej prace znajdują się w dobrych rękach.
***
Ubrana w jasnobłękitną satynową suknię zdobioną koronkami wkroczyła na salę z ujmującym uśmiechem chwilę po 19:30. Prosta maseczka z masy perłowej przysłaniała twarz eksponując jadowicie zielone oczy. Brązowe, mocno kręcone włosy, przewiązane jedynie błękitną wstążką z przymocowanym do niej kotylionem satynowej, błękitnej myszy, opadały swobodnie na plecy. Spod gęstych pukli dało się momentami zauważyć błyskające w uszach kryształowe kolczyki.