Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 22:39   #8
Merigold
 
Merigold's Avatar
 
Reputacja: 1 Merigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skał
- Szlag by cię, Powsinogo na litość boską, zamknij się!

Rzuciła wiązanką w stronę okna i źródła hałasu który w irytująco ciągły sposób od paru już minut skutecznie wytracał ja ze snu. Natrętne dudnienie przerywane zgrzytliwym dźwiękiem rysowanego szkła mogły obudzić nawet nieumarłego, a co gorsze, może tak trwać całą wieczność. No, może nie aż tak długo. W końcu skapituluje, wstanie i otworzy to cholerne okno!

„Która godzina?”

Po omacku sięgnęła po zegarek.

5:52

- Doskonałe wyczucie czasu Powsinogo, nie ma co, zawsze można na ciebie liczyć... – mruknęła pod nosem zwlekając się z łóżka i na wpół po omacku, wciąż jeszcze pielęgnując resztki snu, podeszła do okna.


- No dobra, wchodź i opowiadaj gdzie tym razem się łajdaczyłeś... – uchyliła okno wpuszczając do środka błyskawicznie poruszającą się czarną kulę futra.

- ...a więc słucham, co cię sprowadza? Żadnych kwiatów, przeprosin, kłamstw, gdzie byłem, co robiłem, ile kocic zaliczyłem.... – śladem swojego gościa podążyła w stronę lodówki wyciągając z niej puszkę z kocim żarciem – Zgaduje że zgłodniałeś, mam rację? – nałożyła do miseczki galaretowato-mięsną papkę i przez chwilę jeszcze przyglądała się kotu pochłaniającym w tempie jedzenie – Z jakim demonem tym razem walczyłeś kolego...? – mruknęła dostrzegając kępki powyrywanego futra na karku zwierzęcia.

Powsinoga był na wpół oswojonym kotem ulicy którego dokarmiała dając mu ciepłe schronienie i który odwdzięczał jej się kapryśnym towarzystwem nocnego łowcy i nieoczekiwanymi wizytami jak dzisiejsza.
Jasny układ.

Wstała rzucając wzrokiem w stronę okna. Mieszkała na piętrze wiktoriańskiego domku. Okna jej kawalerki wychodziły na młode drzewko rosnące na podwórku, które wraz z bluszczem porastającym tą część domu stanowiły idealna trasę dla lekkiego kota, lecz - tu Audrey miała bardziej nadzieję, nie dla cięższego o kilkadziesiąt kilo włamywacza.



Z drugiej strony, kto chciałby się do niej włamywać? Nie miała tu nic cennego. Mała kawalerka była magazynem bibelotów, bezwartościowych pamiątek i drobiazgów tworzących atmosferę. Dzwonki wietrzne z muszelek przywiezionych ze Skegness, kamienna podobizna impa z Katedry z Lincoln, prezent od Ainona, kolorowe chusty przywiązane do oparcia krzesła, błyskotki przewieszone przez ramę lustra, amulety ochronne porozwieszanych w różnych miejscach mieszkania, znaki zabezpieczające na drzwiach i oknach, obrazy na ścianach, w tym jeden, nie skończony jeszcze, na stojaku w kącie.... zadziwiające ile można pomieścić na tak małej przestrzeni.

Wyłączyła budzik decydując się nie wracać już w objęcia Morfeusza. Za chwilę i tak musiałaby wstawać, nie może pozwolić sobie na spóźnienie już pierwszego dnia pracy.
Odpuściła sobie ścielenie łóżka. Prysznic, świeże ubranie... zwykłe, wygodne poszarpane jeansy, szary t-shirt, łańcuszek z amuletem ochronnym... żadnego strojenia się, została łowcą a nie urzędniczką w biurze.

Po krótkiej inspekcji lodówki zdecydowała się zjeść śniadanie na mieście przy okazji notując sobie w pamięci by wracając kupić przynajmniej świeże mleko. Zamknęła okno i usypała na parapecie ścieżkę soli to samo czyniąc na progu drzwi.
Sięgnęła po kurtkę i klucze. Z szafki zgarnęła antycznego walkmana na kasety. Kto by przypuszczał wówczas, na początku stulecia gdy mp3 były już chlebem powszednim, że ludzkość jeszcze wróci do starych dobrych kaset... Powsinoga widząc że zbiera się do wyjścia truchtem przybiegł do niej i ocierając się o jej nogi czekał aż otworzy drzwi.
- Nie jesteś typem domatora, co? – mruknęła zamykając za sobą drzwi i śladem kota schodząc po schodach na dół, a potem z kuchni na tyły domu; malutką przestrzeń którą od biedy można było nazwać kiedyś ogródkiem, a teraz graciarnią i garażem dla jej antycznego skutera. Jedyna tak naprawdę cenna rzecz jak posiadała. Prawdziwe cacko, nie opierające się czasowi i krachowi techniki.

Nie dzisiaj. Pogoda zdecydowanie nie sprzyjała takim przejażdżkom.
Pozamykała za sobą wszystkie drzwi i skierowała się do najbliższej stacji metra.

***

Gdy dotarła do centrum od spotkania dzieliła ją jeszcze godzina. Miała jeszcze godzinę przed spotkaniem. Idealny czas na śniadanie. Zatrzymała się Starbucksie niedaleko Ministerstwa Regulacji na kawę i crossainta. Przy okazji przejrzała gazetę leżącą na stole. The Sun, ten brukowiec będzie chyba istnieć do końca świata. Elvis Presley wrócił do żywych! Króla rock&rolla widziano ostatnio w Las Vegas!, krzyczał nagłówek.

- Bez jaj... – mruknęła odwracając pierwszą stronę opisującą relację z rzekomego spotkania z Królem. Pozostałe strony były już mniej radosne. Zaginięcia, morderstwa, ludzka tragedia. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczai.
Odłożyła gazetę kończąc śniadanie, po czym zebrała się do wyjścia.

W Ministerstwie była kilkanaście minut przed czasem. Rutynowe wylegitymowanie się na portierni, gdzie czekała na nią już przepustka z jej zdjęciem; Audery Masters, pracownik Ministerstwa Regulacji. Można było wziąć ją za urzędniczkę spędzającą monotonne godziny za biurkiem.

Mam nadzieję Audrey że wiesz co robisz...”

Skierowała się w stronę wskazaną jej przez portiera, do pokoju gdzie odbędzie się odprawa i przydział zadań. Pierwszy dzień pracy nawet jeszcze nie świeżo upieczonego Łowcy. Weszła do pokoju witając się, po czym zajęła miejsce przy stole.
 

Ostatnio edytowane przez Merigold : 23-08-2010 o 23:05.
Merigold jest offline