Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 00:48   #9
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Dźwięk zegarka rozdarł panującą w mieszkaniu ciszę, budząc ze snu Tima. Mężczyzna wyćwiczonym ruchem sięgnął do półki nad łóżkiem, dławiąc piekielny wrzask ustrojstwa. Póki co zmuszony był jeszcze używać zegarka. Przeniesienie dostał niedawno, musiał się przystosować do nowego trybu dnia. Zwykle w jednostce budził się o piątej, punktualnie o piątej. Nie potrzebował budzika, wstawanie o ustalonej godzinie weszło mu w nawyk.
Wstał z łóżka i rozprostował sztywne jeszcze mięśnie i kości, wyganiając z niego resztki snu. Zasłał łóżko i zszedł na dół w samych bokserkach. Uchylił rolety w dużych oknach, teraz pomazanych przez symbole ochronne. Do środka wpadło trochę światła, ale widok za oknem nie był zachęcający. Szaro i smutno… jak zwykle zresztą.

Ogarnął wzrokiem mieszkanie. Było duże i przestronne, urządzone z byłych biur, w byłej fabryce. Sam nie wiedział co tak właściwie tu produkowano, zresztą to nie było jego zmartwienie, podobało mu się jego lokum i tyle. Znalazł tu swoje miejsce. Wystrój nie imponował i utrzymany był raczej w neutralnych barwach, na lewo od wejścia aneks kuchenny z małą jadalnią, na prawo łazienka. Przedpokój zamieniał się w duży salon, będący centrum całego domu. Sypialnie miał na półpiętrze, wchodziło się po schodach, do których jeszcze nie zrobił poręczy, zresztą jemu nie była potrzebna, rozkład znał na pamięć, mógłby z poruszać się tam z zamkniętymi oczami.
Nastawił wodę na kawę i postanowił się trochę rozruszać. W jednym z narożników obszernego salonu miał urządzoną małą siłownię. Nic wielkiego, ławeczka ze sztangą, materac i drążek do podciągania. Musiał dbać o kondycję, w jego zawodzie to byłą podstawa przeżycia, nawyk codziennych ćwiczeń wyniósł z wojska, wystarczało mu kilka kwadransów dziennie, żeby zostać w formie. Przerwał gdy z kuchni odezwał się gwizdek czajnika. Po chwili po mieszkaniu roznosiła się aromatyczna woń czarnego napoju. Zrobił szybki przegląd lodówki i do kawy dołączyło skromne śniadanie.

Jadł powoli, rozmyślając co go czeka w nowej pracy. Wielokrotnie słyszał o Łowcach, ale długo nie mógł uwierzyć, że posiada talenty predysponujące go do tego nowego, ale jakże potrzebnego zawodu. Nie ukrywał, że perspektywa tej pracy go cieszyła. Wreszcie dostanie do ręki wiedzę i narzędzia, dzięki którym jeszcze lepiej będzie mógł eliminować wynaturzenia. Właśnie takie miał o nich zdanie… wszystko co pojawiło się po 2012 było dla niego obrazą Natury i plugastwem godnym jedynie kuli. O ile apatycznych i śmierdzących zombi był w stanie znieść, to wampir, strzyga czy loup garou, warte były jedynie kuli i niszczycielskiego ognia. Niestety, ożywieńcy też mieli swoje prawa, mierziło go to, ale był żołnierzem, słuchanie rozkazów miał we krwi.

Brudne naczynia wrzucił do zlewu, postanowił, że pozmywa jak wróci. Spojrzał na zegarek, dochodziła siódma. Poszedł na górę się ubrać. Nie zastanawiał się długo w co, podejrzewał, że instytucja taka jak Ministerstwo Regulacji, nie zawracała dupy pracownikom taką bzdurą jak dress code. Wyciągnął z szafy szare i nieco sprane bojówki Wranglera i czarną koszulkę polo z charakterystycznym motywem nowozelandzkiej drużyny rugby. Do zestawu dorzucił jeszcze czarne, wygodne, sięgające do kostki sportowe buty na solidnej gumowej podeszwie, oliwkową arafatkę, patrolówkę i kurtkę M65 w kamuflażu UCP. Odsunął lustro wiszące w przedpokoju i starannie wybrał szyfr na zamku do szafki na broń. Ze sporej kolekcji wyciągnął dwa pistolety Colta 1911 – stara sprawdzona konstrukcja, gwarantowała niezawodność. Jeden powędrował do kabury pod pachą a drugi do tej przy pasie. Do prawej kieszeni spodni wrzucił sześć zapasowych magazynków, na łydkę przypiął pochwę ze sztyletem Fairbairna. Pochwę z kukri też wziął, ale postanowił, że zostawi ją w samochodzie.

Kiedy zamykał solidne drzwi w szparze między futryną a nimi, umieścił tuż przy górnej krawędzi zapałkę. Zapałka była może i starym patentem, ale nie można było zapomnieć, że pospolici złodzieje i inne szumowiny po 2012 nie przestali być problemem. Przed duchami i innymi popapranymi ożywieńcami chroniły mieszkanie glify i znaki, jakie założył mu spec przysłany przez Ministerstwo. To był kolejny plus tej pracy, w dziedzinie magii i okultyzmu, był po prostu antytalentem, szczytem jego umiejętności było chyba wysypanie okręgu ochronnego ze soli.

Zjechał trzęsąca i skrzypiącą windą na dół i skierował swe kroki do zaparkowanego w opuszczonej hali land rovera. Była to dwudrzwiowa wersja kultowego Defendera. Konstrukcja miała już prawie trzydzieści lat, ale silnik nadal chodził wdzięcznie, nie zakłócany przez emanacje Nieżywych. Miał prostu, pozbawiony elektronicznych bajerów silnik i surowe wyposażenie, to dlatego tak dobrze się spisywał. Tu po prostu nie miało się co psuć.
Jadąc przyglądał się ulicom, budzącego się do życia Londynu. Tłum ludzi i ożywieńców, każdy gdzieś podążał, zapatrzony przed siebie. Pogoda była parszywa, mżawka pokrywała wszystko warstwą nieprzyjemnej wilgoci, wiejący wiatr dokładał swoje. Tim jakoś nadal nie mógł przywyknąć do życia w wielkim mieście, ale póki co nie miał wyboru. Miał nadzieję, że kiedyś zamieni tę szarość i ponury krajobraz miejski, na otwarte przestrzenie Hihglandu.

Siedziba Łowców mieściła się przy Cannon Street 27, sam budynek był dość starą, kilkukondygnacyjną konstrukcją. Niebieską terenówkę zostawił na parkingu, tuż obok innego defendera. Wysiadając rzucił okiem, na dłuższą wersję swojego samochodu i skinął głową z uznaniem: - Widzisz Tim, nie tylko ty masz dobry gust.

Okna i drzwi budynku, pokryte były ochronnymi symbolami, a na portierni zauważył kilka papierowych torebek soli, zapewne używanych przez ochronę budynku. Strażnikowi pokazał dowód i otrzymał zalaminowaną przepustkę ze swoim zdjęciem i instrukcję dotarcia do Sali Narad. Idąc przez budynek MacDouglas nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ludzie i krzątanina jaką obserwował, przypominała obrazy typowego posterunku policji, z typowego serialu o gliniarzach. Miał nadzieję, że się mylił.

Przeszklone drzwi Sali konferencyjnej odnalazł bez problemu. Zdjął czapkę i wszedł do środka. Kilka osób siedziało już przy dużym podłużnym stole, skinął im na powitanie i zajął wolne miejsce. „Kopacza”, bo do takiej osoby miał się zgłosić, jeszcze nie było. W pokoju było nieco chłodno, ale dało się wytrzymać, dlatego rozpiął kurtkę i przerzucił ją przez oparcie krzesła. Oparł ręce na blacie i czekał. Bezwiednie spojrzał na tatuaż biegnący na grzbiecie prawego przedramienia, wytatuowane prostym pismem motto swojej dawnej jednostki: WHO DARES WINS. „Czas pokaże czy się sprawdzi” – uśmiechnął się do swoich myśli.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline