Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 09:41   #4
Idylla
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
Spojrzała zirytowana na stertę piętrzących się przed nią ksiąg. Siedziała przy nich już o kilku dobrych dni, ale żadna nie zawierała przydatnych dla niej informacji. Dziwił ją sam fakt, że była w stanie przyjść do biblioteki i spędzić w niej tyle czasu, jednocześnie nie niszcząc połowy umieszczonych w niej zbiorów. Nie cierpiała tego już od wczesnych lat. Było to zbyt męczące zajęcie i całkiem nudne. Księgi nie były w stanie zareagować. Miały chyba tylko dwie przydatne funkcje. Pierwszą była przebogata, barwna i wszechstronna wiedza, którą posiadły opasłe tomiska za sprawą Nieskończonych lubujących się w tego typu rozrywkach umilających im wolny czas. Drugą, bardziej przystępną dla niej i nieco kłopotliwą dla właścicieli ksiąg, był fakt, że mogła na nich dowolnie wyładować frustrację i gniew, jaki nagromadziła, a któremu nie mogła bezpośrednio dać ujścia.

Rzuciła grubym tomiskiem z zapisanymi bezużytecznymi informacjami o klasyfikacji demonów na jakieś śmieszne podklasy z uwzględnieniem ich pochodzenia macierzystego, dominację kultury, w której powstały o nich mity i ich wpływach na dzieje ludzkości. Stek bzdur zupełnie jej niepotrzebny. Shakti chciała się tylko dowiedzieć, jak wezwać zwykłego demona, żeby zawrzeć korzystny kontrakt i otworzyć przed sobą nowy rozdział życia. To tak z tych bardziej górnolotnych idei, którymi tłumaczyła się rodzinie, stanowczo przeciwnej jej zainteresowaniom. Trochę trwało nim ich przekonała, ale rezultaty były zadowalające. Odczepili się i pozwolili jej działać. Czasami nawet wspomagali.

Rozejrzała się wokół. Widziała kilkoro mężczyzn i kobiet czytających księgi kilka stolików od niej. Wprawdzie zdarzało jej się kilka razy mocniej uderzyć księgą o stół, zamknąć ją z głuchym trzaskiem, wrzasnąć z irytacją w czasie kompletnej ciszy, kilka razy nawet przeklęła dość mocno, ale w jakiś sposób musiała dać upust emocjom. Inaczej mogłyby się tutaj dziać znacznie gorsze rzeczy, a szkody byłyby raczej nieodwracalne. Złapała sporo karcących i zdegustowanych jej zachowaniem spojrzeń, ale tylko odwróciła się nie zawracając sobie nimi głowy. Ostatni raz spojrzała na stertę papieru obleczoną w skórzaną, majestatycznie zdobioną oprawę. Jej uwagę przykuła leżąca na samym spodzie otwarta księga. Wstała, żeby móc lepiej przeczytać, co zawierają stronice naznaczone czarnym, zgrabnym pismem. Już pierwsze zdanie traktujące o właściwym zachowaniu się w obecności demona sprawiło, że się złowieszczo uśmiechnęła. Z trudem uniosła kilka tomów spoczywających na niej i odłożyła na bok. Zamknęła księgę, aby przyjrzeć się okładce i sprawdzić tytuł, który przeoczyła.

- „ 666 porad dla początkujących demonologów, czyli jak nie stracić duszy za marne grosze”.- przeczytała na głos.

Wspaniale, właśnie tego potrzebowała. Z nowymi siłami i nadzieją na rychłe opuszczenie tego dusznego przybytku wiekowej wiedzy zasiadła do lektury. Czytała z zapałem i ciekawością kolejne rozdziały, starając się zapamiętać, jak najwięcej szczegółów, jak najwięcej porad i sztuczek, dzięki którym nie zaprzepaści swoich szans. Znalazła prawdziwą skarbnicę informacji. Cała wiedza przydatna początkującemu demonologowi. Istny skarb. Zaczytana nie zauważyła nawet, kiedy zaczęło świtać. Wiedząc już wszystko, co powinna, postanowiła, że natychmiast weźmie się za przywołanie demona.

Poderwała się z krzesła, czemu towarzyszyło głośne szurnięcie, i wybiegła z dużej, przestronnej sali. Wiedziała już, że musi się udać do pałacowej samotni, żeby mieć odrobinę spokoju. Nie miała wielkiego doświadczenia w przywoływaniu demonów ani jakichkolwiek innych osobników spoza tego świata, ale determinacja czyniła cuda.

- Wujek Zheng? - zapytałaś zaskoczona.

- Shakti... twoja matka powiedziała że znajdę cię tu.

- Ale co tutaj robisz?

Mężczyzna uśmiechnął się.

- Przyszedłem zaoferować ci miejsce w oddziale, który poprowadzę...

Wujek Zheng był jedną z niewielu osób, które spodziewała się spotkać w takim miejscu. Wiedziała, że wrócił na jakiś czas do stolicy. Matka mówiła jej, że zdołali dojść wreszcie do porozumienia. Rozmawiali ze sobą, dyskutowali i sprzeczali się. Całkiem jak za dawnych lat. Shakti cieszyła się, że wreszcie będzie mogła znowu widywać się z tą częścią swojej rodziny, którą lubiła.

- Czy jest to naprawdę pilna sprawa? Nie mógłbyś zaczekać trochę? Mam teraz do zrobienia coś naprawdę ważnego. - Wytłumaczyła lakonicznie. Wiedziała, że jeżeli będzie się dalej rozwodzić, to zapomni o wszystkim, co najważniejsze.

- Oczywiście. Zapraszam cię do siebie w Wielkim Komisariacie. Pamiętaj, łapki z daleka od strażników i ich broni! - Zastrzegł wuj. Znał doskonale swoją siostrzenicę, więc wolał w porę ją ostrzec.

- Dobrze. Będę najszybciej, jak to tylko możliwe.

Biegnąc do domu przez zatłoczone ulice wiedziała tylko jedno. Musi przywołać demona jak najszybciej. W przeciwnym razie będzie za słaba, żeby uczestniczyć w misji wuja. Zdawała sobie doskonale sprawę, że jeżeli będzie w jakiś sposób ciężarem, to odeślą ją do domu, a tego za nic by nie chciała. Nie darowałaby sobie, gdyby ją opuściła taka walka i przyjemność położenia na łopatki kilku typów.

Swoimi poszukiwaniami kompletnie zapomniała, że w stolicy odbywało się właśnie święto rocznicowe na część zwycięstwa. Ludzie cieszyli się na ulicach. Podzielała ich entuzjazm, spotkanych po drodze ludzi częstowała prawdziwym, szczerym uśmiechem, bez żadnych podtekstów ani zaczepki. Nie planowała żadnych opóźnień, w końcu jest już umówiona na dzisiaj, ale nie potrafiła sobie odmówić oglądania pokazów ulicznych i wybuchów sztucznych ogni. Oczarowana spacerowała ulicami. Kątem oka spostrzegła, że, co ostrożniejsi ją znający, nie zbliżają się zanadto. Roztropni ludzie wiedzieli, że dawała się łatwo ponieść emocjom.

Była już blisko swojej dzielnicy. Szybko przeniosła się do rodzinnego pałacu. Nie zwracając na nikogo uwagi, bo i nie było na kogo, gdyż wszyscy bawili się na dole, pobiegła do swojego pokoju i tam przebrała. Od kilku dni chodziła jak w transie. Potrzebowała błogiego odświeżenia. Zrzuciła ciężkie ubrania i zanurzyła swoje drobne ciało w ciepłej wodzie. W końcu nie wypadało stanąć przed demonem brudnym i śmierdzącym. Opłukała włosy, które pod wpływem kurzu z bibliotecznych tomisk zmieniły barwę z jasnego blondu na szarawy odcień. Rozkoszowała się przyjemnym ciepłem rozluźniającym jej mięśnie, kiedy do głowy zaczęły napływać niepokojące myśli.

„Dlaczego wujek mnie szukał? O co mogło mu chodzić? Dawno się nie widzieliśmy, nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt często nawet teraz. Był zajęty pracą, a mnie nie pozwalał się zbliżać do Komisariatu. Ojejku, zdarzały się może w przeszłości drobne zwady między mną a jego podwładnymi, ale to były jedynie drobne nieporozumienia.”

Gdy skończyła kąpiel, ubrała się w najwygodniejsze ubrania, jakie posiadała. Wybrała jednak takie, które też doskonale się prezentowały. Były to lekkie, brązowawe spodnie doskonale przylegające do ciała, luźniejsza błękitna koszula z ledwie zaznaczonymi rękawami opinająca idealnie talię i uwydatniająca biust oraz skrojona na miarę czarna kamizelka zdobiona zmyślnymi, falującymi delikatnie na materiale wzorkami po bokach. Tak przygotowana ruszyła do sali treningowej, do której nikt dawno nie zaglądał. Większość domowników wybierała odnowioną rok temu salę. Znajdowała się w przestronnym, pustym pomieszczeniu z kilkorgiem okien z widokiem na pozostałe wiszące w powietrzu pałace i wieże.

„Żeby wszystko się udało, muszę najpierw narysować pentagram. Chwileczkę...”. Wygrzebała kredę z małej torby przerzuconej przez ramię. Wolnymi, precyzyjnymi ruchami kreśliła białe linie na zakurzonej, brudnej o krwi i potu podłodze. „Gotowe” pomyślała po skończonej pracy. Ostrożnie, aby nie zamazać któregokolwiek elementu, stanęła dokładnie pośrodku znaku.

„Teraz należy wypowiedzieć imię Wielkiego Władcy. Nie, jeszcze nie. To będzie za wcześnie. Było coś jeszcze, o czym zapomniałam. Wystarczy zrobić jedną rzecz źle, a posypie się wszystko. Może powinnam przygotować jakiś podarek, żeby ugłaskać demona? Nie, to nie to. Ofiara z krwi. Należało chyba złożyć ofiarę z krwi. Pamiętam, że czytałam coś o krwi i jej przelewaniu. Tylko czy to miało być teraz. Ojejku, powinnam to sobie wszystko pozapisywać”.

Złapała się za głowę. Koniec z tymi bredniami. Nic nie mówili o poświęcaniu krwi w rytuale przywołania, przecież raczej nie różni się on od innych, o których słyszała od brata. Wypowie może po prostu imię Wielkiego Władcy i poczeka. Jeżeli coś pójdzie nie tak, wtedy się zastanowi.

- Dobrze. Przyzywam cię Wielki Demonie, który jesteś jednym z czterech Władców, przyzywam wypowiadając twe imię: Erenhuezebdabalus! - Zaczęła szeptać jego imię, ale kiedy kończyła już słabo krzyczała. Nie potrafiła się powstrzymać przez drżeniem całego ciała. Podekscytowana wyczekiwała na dalszy rozwój wypadków.

Czuła się jak przed walką. Ten moment kiedy oczekujesz sygnału, by móc zaatakować i uwolnić całe napięcie spowodowane wyczekiwaniem. Chwilę gdy poczuć możesz swobodę działania i nieskrępowaną żądzę walki. Wspaniałe uczucie, którego tak mało doświadczyła, ale bardzo pragnęła.

- Zbliża się. Czuję to! - Szepnęła sama do siebie. Lekko się zgarbiła i ugięła nogi, gotowa w każdej chwili odskoczyć i uniknąć ataku. Uśmiechnęła się zadowolona. Wyczuła słabe podmuchy wiatru, które miarowo się nasilały, aż w końcu przerodziły się gwałtowne powiewy, wobec których nie mała zupełnie szans. Zakryła ramieniem oczy, żeby nie wpadał do nich kurz i resztki zalegającego w szczelinach w podłodze piasku. Otworzyła szeroko usta i haustami łapała powietrze. Wiatr uniemożliwił jej swobodne oddychanie, drobinki kurzu i piasku w oczach spowodowały łzawienie oraz rozmazały obraz, a ostre podmuchy pozbawiły ją równowagi. Upadła z głośnym westchnieniem, które przepadło gdzieś w świście szalejącego wiatru. Podniosła się ciężko na nagle słabe kolana.

Nadal pozostawała wewnątrz kręgu, jednak obawiała się konfrontacji z taką siłą. Wiedziała, że demon, którego miała zamiar przyzwać jest silny. Czytała o tym, ale nie sądziła, że dysponuje takim potencjałem. Pojedynek z nim z pewnością zakończyłby się jej śmiercią. Poza podnieceniem dodatkowo odczuwała lęk, który doprowadził do delikatnego łaskotania w żołądku. Zacisnęła dłonie na bransolecie na nadgarstku, gotowa w każdej chwili wypowiedzieć imię swojej uduchowionej broni. Czekała. Niecierpliwiła się, ale nikt się przed nią nie pojawił. Wiatr nadal wiał, ale jakby z mniejszą siłą.

Powoli ustawał. Świszczący po kątach i drażniący jej uszy dźwięk przerodził się w łagodne, uspokajające szumienie. Figlarnie łaskotał ją po spoconej twarzy, karku, ramionach, mierzwił długie włosy i czochrał fryzurę. Przyjemny chłód sprawiła, że Shakti nieco się odprężyła. Nieco rozmarzona rozejrzała się wokoło. Była sama w sali zupełnie jak wcześniej.

„Musiałam coś pomylić. Nadal jestem tutaj tylko ja...”

- Jesteś tego pewna? - usłyszała za swoimi plecami. Odwróciła się szybko. Nikogo nie było. - Kogo tam szukasz? - Tym razem głos dobiegał znad jej lewego ramienia. Znów spojrzała przed siebie, ale dalej nic. Potrząsnęła głową.

- Oszalałam? A może jestem... - Przestraszona natychmiast odegnała tę myśl. Nie mogła zostać opętana. Zrobiła wszystko, co należy. Przyzwała Władcę Wiatru jego imieniem. Powinien był się zjawić na jej wezwanie.

- Na twoje wezwanie? Czyżbym był jakimś sługą, żeby przybywać na wezwanie? - Zirytował się głos. Shakti nie wiedziała już, gdzie powinna szukać jego źródła. Zasłoniła dłońmi twarz. Nasłuchiwała. - Płaczesz? Boisz się mnie? - Zapytał do jej ucha prześmiewczym tonem.

- Niby kogo mam się bać?! - Warknęła w przestrzeń. - Jakiegoś ducha, który się mnie jeszcze bardziej boi? - Zakpiła. Odsłoniła oczy w momencie, kiedy w jej stronę pędziła kula jasnego światła. Odbiła się od niewidzialnej osłony i rozprysnęła na mniejsze iskierki. Rozsypały się po podłodze wokół zewnętrznych linii pentagramu i paliły na podłodze niczym płomyki na knocie świecy. Oświetliły nieco salę, która nie wiedzieć, kiedy wypełniła się ciemnością. Shakti wytężyła wzrok, aby dostrzec nikły cień nieopodal miejsca, w którym stała.

- Zatem udało się? - Zapytała zaskoczona.

- Jak taka marna istota była w stanie mnie przyzwać? Jakim cudem miałaś czelność się na to porwać? - Rzucił w jej kierunku. Zbliżył się do dogasających płomyków. Zdążyła ujrzeć jego piękną, idealną i surową twarz. Zapewne był także dobrze zbudowany i obdarzony idealnymi proporcjami. Zupełnie jak bóstwo. - Czyżbyś wreszcie, marna istoto, zrozumiała z kim masz do czynienia?

- Wiem to od samego początku. - Skłamała gładko. Serce biło jej jak oszalałem. Stała oko w oko z potężnym bogiem. Musiała być silna i stanowcza, ale nie na tyle, aby go rozgniewać. Musiała bardzo uważać.

- Oczywiście, że musisz uważać. Zacznij od oddania mi swego marnego życia, wtedy ci wybaczę zakłócanie mi spokoju. - Nagle błysnęło oślepiające światło. Shakti za późno osłoniła oczy. Nie widziała nic. Jedynie słyszała dobiegające w jej kierunku kolejne kpiny. - Twoje marne zdolności magiczne cię nie osłonią. Twoja ochrona niedługo zniknie. Gdy tak się stanie, będziesz moja. - Groźbę wysyczał.

„Czyżbym nadepnęła komuś na odcisk? Ojejku, przepraszam najmocniej. Tylko że to ja przywołałam cię tutaj. I mam do ciebie interes!” pomyślała, doskonale zdając sobie sprawę, że demon czytał w jej myślach. Milczała, gdyż obawiała się, że głos ją zawiedzie. Załamie się lub zadrży zdradzając jej niepewność, dlatego wolała rozwiązać sprawę w ten sposób.

- Zatem czemu nie opowiesz mi o tym? Na głos. Tylko głośno proszę. - Drwił. Czuła, że zatacza wokół niej koła, wypatrując najmniejszej luki w jej barierze. Potem ją zabije. Zebrała w sobie wszystkie siły, w końcu nie należała do tchórzliwych. Głęboki oddech i chwila zawahania. Później słowa już same popłynęły.

- Przyzwałam cię tutaj, Wielki Władco, Erenhuezebdabalusie, aby zaoferować ci kontrakt.

- Tego sam się domyśliłem, głupia istoto. Co jesteś w stanie oddać w zamian? - Zapytał zainteresowany. Stanął przed nią. Czuła, że przestał ją osaczać. Teraz wyczekiwał. Chciał usłyszeć odpowiedź. Czyżby go zainteresowała na tyle mocno? - Nie bądź zbyt pewna siebie. Nadal pragnę cię zabić, jednak zaciekawiła mnie twoja oferta. Jest kusząca.

- Jaka oferta? - Spytała zaskoczona. Otworzyła ostrożnie oczy. Widziała niewyraźną sylwetkę górującą nad nią. Był wysoki. I potężny. Zamrugała kilka razy, aby przyzwyczaić wzrok do ciemności. Kiedy była w stanie dostrzec jego twarz, momentalnie spojrzała na jego usta. Wykrzywione w szyderczym uśmiechu. Ramiona niezdarnie skrzyżował na klatce piersiowej. Spoglądał prosto na nią. Czuła mrowienie na karku. Odważyła się spojrzeć mu w oczy. Były barwy czystej, soczystej zieleni.

- Śliczne oczy i piękna buzia. Podobasz mi się. A jeszcze bardziej twoja dusza. Jest taka piękna. Kusząca i zniewalająca. Potrafię odczytać to wszystko, co w niej ukryte. Nawet to czego jeszcze nie wiesz... Piękna.

- Chcesz mojej duszy? Teraz? - Wydusiła z siebie słabo. Zatkało ją. Wiedziała, że będzie to wysoka cena, a dusza to najcenniejsze co może zaoferować, ale łudziła się, że do tego nie dojdzie. Spuściła wzrok na chwilę. On czekał. Nie odzywał się już. Spoglądał jedynie na nią z rozmysłem przyglądał się każdej części jej drżącego ciała. - Dobrze. Zgadzam się. Oddam ci duszę, ale nie teraz. - Salę wypełnił gromki śmiech.

- Oczywiście, że nie teraz. Teraz jest mdła i niesmaczna. Mało atrakcyjna. Jednak w momencie twojej śmierci będzie wspaniale ukształtowanym, upadłym kwiatem. Zatem, czego pragniesz w zamian? - Zwrócił się do niej nieco łagodniejszym tonem, nadal jednak uśmiechał się tajemniczo.

- Władzy. Siły. Przede wszystkim siły. Takiej, która będzie w stanie pokonać każdego! Teraz! - Wykrzyczała. Pełne determinacji i wiary w siebie słowa rozbawiły demona. – Co cię tak śmieszy, demonie? Mów. - Zagroziła rozzłoszczona. Nie pozwoli, aby ktoś śmiał się z niej tak otwarcie. Może był demonem i był w stanie ją zabić, ale nie pozwoli się tak traktować. Poniżać to on mógł sobie innych.

- Rozkazujesz mi, marna istoto? - Jego głos nie był już ociekającym kpiną melodyjnym dźwiękiem. Zaczął niebezpiecznie drżeć. Aura wokół demona zgęstniała, wiatr ponownie przybrał na sile. - Pragniesz rozkazywać władcy demonów?! - Wściekłe uderzenia padały na barierę wokół niej. Shakti postanowiła, że postawi wszystko na jedną kartę.

- Tak! Wezwałam cię, więc oczekuję spełnienia mojego życzenia, panie demonów. Jesteś potężny, zdołasz i mnie taką uczynić. Pragnę tego! Uczyń mnie silną! W zamian zabierz duszę! Jest twoja i tylko twoja! - Wrzeszczała coraz szczelniej się osłaniając. Nie wiedziała czy odniesie upragniony rezultat, ale musiała spróbować. To jej jedyna szansa. Wiatr ustał. Po chwili usłyszała spokojny, cichy szept.

- Zgadzam się. Spełnię twoją prośbę. Podpiszemy kontrakt. Teraz. - Wyciągnął rękę oczekując na coś. Shakti zamarła. Zapomniała o czymś tak ważnym jak papier. Zdenerwowana i podekscytowana wygrzebała szybko z torby mały posążek. Demon jedynie uśmiechnął się, gdy mu go wręczała.

- To jedyne co mam przy sobie. Nie powinieneś narzekać. - warknęła cicho. Demon spojrzał na nią gniewnie, jednak nie powiedział nic. Ukrył na chwilę posążek w dłoni i mamrotał coś pod nosem. Nie starała się zrozumieć. Po chwili otrzymała figurkę z powrotem. Coś się w niej zmieniło. Zamiast skupionego, surowego wyrazu twarzy modlącego się Nieśmiertelnego ujrzała uśmiechającego chytrze Upadłego z rozpostartymi skrzydłami. Spojrzała na niego gniewnie. - Dlaczego nic nie czuję?

- Cierpliwości, marna istoto. W odpowiednim czasie poczujesz. I będziesz usatysfakcjonowana, tak jak ja teraz jestem.- Po tych słowach coś błysnęło i strzeliło. Poraziło ją słabe wyładowanie elektryczne.

Została sama w sali. Klęczała pośrodku pentagramu i głośno oddychała. Nie wierzyła w to, co się przed chwilą stało. Podniosła się i spojrzała zaskoczona na figurkę. Jej dłonie paliły. Były poparzone i spuchnięte. Musiała udać się do medyka. Później pójdzie do wuja.

Z obandażowanymi dłońmi kierowała się do wuja. Szła zamyślona kolorowo zdobionymi ulicami. Nie docierało do niej jeszcze to wszystko. Miała w głowie mętlik. Cieszyła się jednak z umowy z demonem. Wreszcie będzie silna i niepokonana.
 
Idylla jest offline