Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 13:24   #414
Keth
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Wszystko toczyło się jak w kalejdoskopie. Opustoszałe miasto oświetlały dziesiątki małych ogników.

- Nie rozdzielajcie się! – Zawołal Athir, unosząc wyżej pochodnie. – Oni wciąż tu są!

- Coś widzę! – Krzyknął jeden ze strzelców, wskazując otwartą dłonią w kierunku którejś z bocznych uliczek

- Za nami!

- Z lewej!

- Przecież nic tam nie.. Na dachu! Spójrzcie na dach!

***

- Chełpił się Sauron czarnoksięstwem, Jak umie szarpać, dźgać i kłuć… - mruczał Rivilion, mijając zdezorientowaną grupkę. Niemal otarł się o zadzierającego do góry głowę Athira i jak gdyby nigdy nic przeciągnął po jego szyi zaostrzonym pazurem. Na paznokciu została pojedyncza kropla krwi.

- Sekrety zdradzać, spiski knuć, Jak podstęp starcza mu za męstwo... – Któryś ze strażników spojrzał na Athira i uniósł lekko brew. Rivilion pociągnął za skraj jego płaszcza, ten nie stawił najmniejszego oporu, porzucając swego pana i okrywając czarownika..

- Felagund zachwiał się na nogach, Burzą słów jego ugodzony – Rivilion przeszedł jeszcze kilka kroków. Gdy wypowiedział te słowa Athir złapał się za gardło i padł na ziemię głośno harcząc… Okryty płaszczem Albinos ruszył dalej, lekko się garbiąc. Był już całkiem blisko bramy i prawdopodobnie by mu się udało, gdyby nie bystre oczy jednego z najlepszych zwiadowców Lothlorien. Cios rękojeścią w głowę pozbawił go przytomności…

- Lecz odpowiedział pieśnią własną I stawił opór, moc wytrwania, Odważną walkę ze złą siłą. – Dokończył Thule, rozwijając złocisty zwój liny.

***

Rozbrykany Kucyk jak każdy porządny przybytek wieńczył potężny komin. To właśnie na nim rozsiadł się okrakiem Sathil i spokojnie obserwował poczynania Avnara. Ten z godnym podziwu zawzięciem torował sobie drogę przez narastającą grupkę strażników. Większość strzał po prostu odbijała się od blach jego starożytnej zbroi, lecz kilka z nich jakimś cudem znalazło drogę do środka. Rozbawiony tą sytuacją zbój uśmiechnął się krzywo, poprawił pas i zadeklamował:

- Na cześć Avnara, pierwszego Kata Umbaru

Coś ci powiem, mości kacie,
Nim mi głowę mieczem utniesz,
Nim zakrzykniesz: "Pora na ciÄ™!",
Żem przystojny jest okrutnie.

Wolą Stwórcy ludzka rasa
Różnorodna jest, i basta!
Jest brzydali cała masa,
Pośród nich zaś cud wyrasta.

Jam tym cudem, jam, nikt inny!
Moja skromność nie ma granic.
Wszak nie jestem temu winny
Że sam Stwórca miał ich za nic.

Wejrzyj w serce - masz je przecie.
I u kata ono bije.
Każda bestia na tym świecie
Ma w litości to, co żyje.

- Tfu! – parsknął i podskoczył, gdy nie wiadomo skąd otoczył go kłąb piekącego w oczy dymu. Zaraz po tym poczuł bijące z komina ciepło.

- A może jest to epitafium Sathila Korsarzyka?

Ach, już milczę, nie mam woli,
By się kajać tak bez końca.
Tylko serce w piersi boli,
Że nie ujrzę więcej słońca.

Korsarzyk poderwał się do biegu i zwinnie przeskoczył na dach sąsiedniego budynku. Zniknął gdzieś w mroku. Tymczasem Avnar zdobył trochę przestrzeni. Ruszył w stronę bramy zostawiając za sobą krwawy ślad i kilku rannych. Nikt nie kwapił się, by ruszyć za nim. W ślad za nim poleciały za to kolejne strzały, z których jednak znakomita większość nie uczyniła mu żadnej szkody.

***
Pomieszczenie powoli wypełniało się dymem. Umysł Szramy, zarzuciwszy co dyskretniejsze sposoby sugerowania absolutnego szaleństwa otaczającego świata, względnie własnego użytkownika, protestował przeciw tak urągliwemu traktowaniu falą potwornych mdłości. Gorszych niż po nocy z "Cudowną Butelczyną Olby" czy dwiema i duszących bardziej niż krasnoludzie onuce. Szrama rzucił miecz Galdora i gwałtownie ruszył w kierunku księgi. Kurczowo zacisnął na niej ręce…

***


Na zewnątrz słychać było odgłosy starcia tymczasem tuż po wydostaniu się z gospody Avnara do środka wszedł Aegilion. Jego złoty pancerz zdawał się lśnić wewnętrznym blaskiem. Noldor skłonił się i podszedł do ciała Cadhila, wyciągając z niego miecz. – Strażnicy powinni przykładać większą wagę do oręża, którym ich obdarzamy… - dopiero teraz zwrócił uwagę na rannych. – Narfin, moja droga, nic ci nie jest?
 
Keth jest offline