Pomieszczenie robiło się coraz bardziej zadymione, jakby komin był niedrożny i dym nie miał innego ujścia. Mimo blasku padającego od strony kominka, z każdą chwilą było oraz mniej widać. Narfin coraz rozpaczliwiej usiłowała przeniknąć wzrokiem opary w poszukiwaniu Szramy. I miecza... Sztylet już znalazła ale co jej po sztylecie?
Na całe szczęście Brenowi zbuntował się żołądek. Wiedziona niezbyt zachęcającymi odgłosami i nikłą wśród dymu wonią Strażniczka dostrzegła w końcu zgarbionego towarzysza. A przy nim błysk stali... Niezgrabnie rzuciła się w tamtą stronę, gdy tylko usłyszała odgłos upadającej broni. Kątem oka dostrzegła jeszcze Szramę łapiącego niegdyś złotą księgę, po czym z ulgą ujęła rękojeść elfiego miecza.
Czy to za sprawą elfiej magii zakutej w broni, czy też po prostu wstąpiły w nią nowe siły, dość, że poczuła się lepiej. Wyprostowała się lekko i zesztywniała, gdy poczuła, jak końcówka oręża zwraca się lekko w kierunku drzwi. Dopiero teraz ujrzała złocistą postać stojącą u wejścia do gospody. "- Narfin, moja droga, nic ci nie jest?"
Znała ten głos, choć nigdy nie słyszała, by powiedział do niej "moja droga". Podeszła szybko do Noldora i spojrzała mu wyzywająco prosto w oczy. - Nic, czego nie potrafiłabym okiełznać. - przez chwilę mierzyła go groźnym wzrokiem, po czym jej twarz i oczy złagodził uśmiech. - Dobrze Cię widzieć, Aegillionie. Ale nie mamy czasu na uprzejmości - jej rysy znów stężały - gdzieś tam kryje się Rivilion Biała Żmija, nejniebezpiecznijeszy od czasów Saurona i jego były pomocnik, zwany Katem - ostatnie słowo niemal wypluła. - Musimy ich schwytać, zanim będzie za późno...
__________________ Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein |