Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 19:54   #9
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
Jill otworzyła wolną dłonią kopertę wetkniętą pod zatęchły koc.

- Zegar tyka – jeden z kącików jej ust zadrgał jakby w lekkim rozbawieniu. - Do rzeczy. Proponuję na początek przeczytać na głos imiona napisane na kopertach. Ja mam... Christophera... Który to?
W między czasie wetknęła kluczyk do zamka swoich kajdanek. Na wszelki wypadek.

Josh otworzył kopertę i odczytał w myślach swoją informację. Meksykaniec. Spojrzał na niego ale zaraz przeniósł wzrok na pyskate babsko, Jill i leżącego obok niej faceta. To pewnie Christopher, brudasy raczej nie używali takich imion. Wyjął zaraz kluczyk i spróbował otworzyć kajdanki, którymi był przypięty do pordzewiałej rury.

Spojrzał po chwili na siostrę i powiedział tylko:

- Jill?

- Tak, Josh.

Po czym jak na komendę rzucili sobie kluczyki. Każde z nich przypasowało nowy do kajdanek, po czym rytuał się powtórzył. Tylko tym razem klucze pofrunęły lobem wysoko nad głowami, tak aby kolesiom nie chodziło po głowie łapska wyciągać. Brakowało mu tego. Rozumienia się w pół słowa. Dostrzegania wszystkiego w lot.

Christopher przyglądał się przymrużonymi oczami tej scenie i coś zaczęło mu kiełkować w głowie. Coś, co go wcale nie ucieszyło:

-Hej, mam jakieś dziwne wrażenie, że wy się już gdzieś poznaliście?! - odezwał się podnosząc się na łokciu. -Tylko pamiętajcie, że beze mnie stąd nie wyjdziecie. Ja mam na kopercie Joshuę. Jak tylko ty, Jill podasz mi klucz, ja wstanę i otworzę Josha.

Briggs zaśmiała się lekko. Wyglądało na to, że wcale nie jest przejęta ich obecnym położeniem. Ewentualnie owe przejęcie doskonale maskowała.

- Nie, Chris - wzruszyła tylko ramionami. - Ty pierwszy. Rzuć swój klucz do Josha. Wtedy ja dam ci swój. Masz zdaje się półtorej godziny do namysłu. Ja poczekam. Nigdzie mi się nie spieszy.

Christopher myślał, że pójdzie łatwiej.

-Słuchajcie, mi głównie zależy na tym, żebyśmy stąd wyszli. Ja rzucę do Josha - a co jak nie dorzucę? My leżymy koło siebie - dasz radę mi go podać.

- Między wami siedzi tylko jeden facet. Przerzuć mu klucz górą. Wierzę, że dasz radę. A jeśli nie... - znów wzruszyła ramionami. - To będziemy mieli problem.

-Nie podoba mi się to, ale z drugiej strony nie wierzę, żeby kontrakt dopuszczał możliwość utopienia nas - a jeśli już, to na pewno nie pierwszego dnia.

- Nie żartuj, że uwierzyłeś w te brednie jakie podpisaliśmy - kąciki ust Jill zadrgały w ataku rozbawienia. - Mnie się wydaję, że śmiało mogą nas zabić. Co za różnica czy pierwszego dnia czy nieco później? Zresztą Chris... Jeśli nie oddasz klucza Joshowi to się o tym niebawem przekonamy, prawda? Jesteśmy zgrają recydywistów, nikt nas nie będzie żałował. A w razie czego zabezpieczyli się umową, na pewno ładnie wszystko wytłumaczą. Eksperyment miał skutki uboczne, tak czasem bywa z testowaniem nowych leków... Po prostu rzuć Joshowi klucz. Tik, tak, tik, tak... Czas to w tej chwili nasz największy wróg. Ze swojej strony obiecuję, że później dostaniesz swój klucz. Wiem, pewnie mi nie dowierzasz... Ale prawda jest taka, że byś nam się przydał. Jeśli będziemy współpracować może uda nam się opuścić jakoś ten wspaniały przybytek i umorzyć sobie wyrok dając stąd nogę. To na pewno będzie trudne ale ja jestem skłonna spróbować.

-Jasne kurwa!- wrzasnęła Stella. - Chyba zapominacie o pozostałych, a tak się składa, że my też mamy klucze. Mój może uwolnić tego tępego mięśniaka, a co za tym idzie jego może oswobodzić tą ślicznotkę. A spróbujcie zabrać mój siłą, a przekonacie się, co to znaczy srać własną krwią przez miesiąc. - przerwała jedynie na sekundę żeby złapać oddech. - Więc może tak nie umawiajcie się za plecami. Te Josh czy tak ci tam kurwa na imię, może uwolnił byś mnie? Inaczej nasz milczący paker nigdzie się nie ruszy a co za tym idzie twoja dziewczyna również.

Josh słuchał tylko jak Jill urabia faceta z jego kluczem. Zawsze tak było, że to ona miała dar przekonywania. Nie zwracał uwagi na wrzaski pyskatej baby, choć informacje o kluczach były cenne. Stella nie przemyślała tylko jednego. Teraz już nie była już im potrzebna. Josh nie uśmiechnął się do swoich myśli, ale oczy błysnęły mu niebezpiecznie. Jak będzie już wolny, srał krwią nie będzie bo ze Stellą nie ma już o czym rozmawiać. Meksykaniec właśnie zaczął kończyć swój krótki, zasrany żywot. Popatrzył tylko przeciągle na Jill i zaraz skupił spojrzenie na brudasie mrużąc swoim zwyczajem oczy. Beaner był wielki i muskularny to wyrównywało szanse, ale bez przesady. Był też jak wszyscy oni przykuty do rury. Ciekawe czy Chris przyłączy się do zabawy?

- Głodny się robię, Chris – powiedział drapieżnym tonem, wspominając słowa Pana Lechnera – Decyduj, szybciutko.

-Słuchajcie - odezwał się Christopher. -Prawda jest taka: jeślibyśmy współpracowali, już dawno byśmy stąd wyszli. Jest dokładnie tak, jak mówił ten popieprzony doktor - sprawdzają, czy umiemy współpracować. Trzeba robić to, czego od nas oczekują i szybko będziemy na wolności - to znana zasada.

Teraz słowa skierował do krzyczącej kobiety: -Nie gorączkuj się tak kobieto, lepiej powiedz jak się nazywasz. A ty Meksykaniec też byś mógł się odezwać.
 
emilski jest offline