Nagle usłyszęliście głośny krzyk “Chodźcie tu!”. Każdy z was znał ten głos, a należał on do Bareda. Czyżby łotrzyk miał jakieś problemy z kapłanem?
- Idźcie to sprawdzić. - polecił wam kapitan. - Ja zajmę się dziewczyną. Jutro rano będziecie mogli się z nią spotkać.
Dant, Turion, Aranon i Kane poszli w stronę kapliczki. Po drodze dostrzegli pewien... kształt. Ciemny, bardzo szybko poruszający się kształt. Po chwili dziwny obiekt wybiegł z wioski wschodnim wyjściem i... tyle z niego było.
Kiedy zaś weszli do kapliczki, ujrzeli Bareda stojącego w bezruchu przy samym wejściu. Z niewiadomych powodów zastygł jakby w pozycji obronnej. Jednak to nie była jedyna niespodzianka - pomieszczenie było całe we krwi, zaś na podłodze było jej źródło: martwy kapłan Pelora.
Jakby tego było mało, na ołtarzu znajdującym się po drugiej stronie komnaty, zamiast symbolu boga słońca, był symbol Cyrica - czaszka bez szczęki na tle czarnego słońca.
- Dancie - głos elfa był spokojny i opanowany - biegnij, proszę, po kapitana Greive’a. Kane, wyprowadź stąd Bareda i nikogo nie wpuszczaj. Turionie, masz jakieś pomysły na pozbycie się obecności Cyrica w tym przybytku? - Z ostatnimi słowami elf zaczął wymawiać krótką modlitwę do Corellona Larethiana, którą pamiętał jeszcze z dawnych czasów.
- Raczej ‘wynieś’ - odezwał się Bared. - Nie zrobię ani kroku. Ale chyba w tym miejscu nikomu nie zawadzam. Poza tym tu jest sucho, a na zewnątrz pada.
Dant natychmiast pobiegł wypełnić prośbę elfa, bez oglądania się do tyłu.
- Kapitanie - zawołał zdyszany, gdy już dotarł na miejsce - w świątyni zaszły wypadki, o których... na pewno chcesz wiedzieć. Chodź, proszę, szybko za mną.
Chwilę po zakończeniu modlitwy Aranon zaczął wypowiadać o wiele bardziej tajemnicze słowa, które niewielu potrafiłoby zrozumieć. Efekt był dość prosty: promień fioletowej energii wystrzelił z palców elfa prosto w symbol Cyrica, na którym natychmiast pojawiło się duże pęknięcie.
Słysząc trzask pękającego symbolu Bared odruchowo chciał odwrócić głowę. I zaskoczony stwierdził, że może się poruszyć.
- Minęło...
Poruszył rękami by się przekonać, czy nie ulega złudzeniu.
- Niech to szlag... Ale miłe uczucie...
-Co się stało?
- Niech to szlag... - powiedział Bared innym tonem. Nie wdawał się w tłumaczenia. - Zaraz tu będzie kapitan. Muszę coś znaleźć...
Jeszcze w czasie gdy mówił podszedł do ciała kapłana. Niestety, ten nic przy sobie nie miał, prócz nieprzydatnego dla Bareda symbolu Pelora. Był z pozłacanego brązu, ale nawet gdyby był z czystego złota to i tak zabieranie go, choć kapłanowi był jeszcze mniej potrzebny, byłoby przesadą.
- Gdzie on to... - wymruczał pod nosem Bared. Skierował się w stronę najbardziej prawdopodobnego miejsca ukrycia wartościowych przedmiotów - do ołtarza.
Dla wprawnego oka znalezienie skrytki nie było zbyt trudne, podobnie jak dla wprawnych palców jej otwarcie. Nim do kaplicy dotarł zasapany nieco kapitan, w plecaku Bareda znalazły się cztery flakoniki pełne tajemniczych mikstur, dwa bukłaki z cieczą, zapewne wodą święconą, niepozorny, srebrny pierścionek i wydająca miły dla ucha dźwięk i obdarzona miłą wagą sakiewka.
Kane tymczasem polecił duszę zmarłego kapłana Kelemvorowi. Bared nie potrzebował już pomocy w opuszczeniu świątyni, co było widać po jego determinacji w przeszukiwaniu dóbr kościelnych.
- Smutna sprawa... Wygląda na to, że ktoś zawsze nas ubiega o krok. Ciekaw jestem, czy idąc przesłuchać więźnia nie spotkają nas jeszcze większe niespodzianki - mówił spokojnie, jak gdyby niewzruszony brutalną scenerią świątyni.
Po chwili do kaplicy wpadł Dant z kapitanem Greive. Kiedy tylko ten drugi zobaczył pomieszczenie, zakrył usta dłonią i z trudem powstrzymał odruch wymiotny.
Kiedy tylko zorientował się dokładniej w sytuacji, wezwał swoich żołnierzy żeby zabrali ciało kapłana i posprzątali w kaplicy.
- A wy. - zwrócił się do was. - Powinniście przesłuchać tego z którym przyszliście. Jestem pewien, że poznamy kilka interesujących odpowiedzi na... to wszystko.
- Zabierzmy go do stajni - zaproponował Bared. - Tam nikomu jego obecność nie będzie przeszkadzać. I, mam nadzieję, nikt nie wściubi zbyt długiego nochala w nasze sprawy.
- Ciekaw jestem także, jak mała wiejska społeczność zareaguje na śmierć kapłana... - wtrącił wojownik. - Wprawdzie mi to niewiele przeszkadza, jednak ludzie przerażeni morderstwami to niezbyt pozytywny aspekt naszego śledztwa.
- Moja w tym głowa, żeby ludzie to... zrozumieli. - odparł kapitan, po czym wyszliście. |