Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2010, 09:46   #7
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Diablę podążało z tym orszakiem ku wiosce, nie do końca zadowolone z propozycji drużyny. Nie była pewna, czy odstawienie podejrzanego osobnika zaprocentuje czymś dobrym (znowu to słowo) na przyszłość, ale póki co inne rzeczy przetoczyły się na głowę. Z tego co dowiedziała się o amulecie znalezionym przy obcym wywnioskowała, że na razie lepiej go nawet nie dotykać. Więc jaką sposobnością można było przebadać jego naturę, nie używając do tego celu zmysłu dotyku, a jednocześnie mieć kontakt z ową rzeczą?

Drużyna pokrótce dotarła do wioski. Dostawa łachudry zakończyła się sukcesem. Niebawem też okazało się, że dołącza do nich nowy kompan, zwący się Kane.
Pewne wydarzenia pokrzyżowały na razie ostateczne zjednoczenie załogi - półork z Cristine udał się w stronę łąk (lasu?), Bared skierował się do kaplicy, zaś czwórka jaśnie państwa odeszła obserwować "na wszelki wypadek" kapitana.
Cerre dostało się prawdopodobnie jedno z gorszych zadań, jakie mogło się jej tutaj ostać. Pilnowanie skrępowanego osobnika nie okazywała może jako szczególnie trudne. Niemniej jednak dla miedzianowłosej była to kłopotliwa sprawa. Mniszka zarzucała każdemu domostwu argument, który dyskwalifikował go do bycia posterunkiem. Największy problem pojawił się z ludźmi, bo rogata kobieta wzbudzała jednak niepożądaną ciekawość, więc kiedy grupa się rozbiła, jejmość założyła kaptur na głowę, by zbytnio się w oczy swoją aparycją nie rzucać.

I problem kolejny doszedł, kiedy panicz z nieprzytomności się otrząsł i odkrył, iż jest skrępowany. Dobrze, że Bared odebrał medalion podejrzanemu, zanim ten się ocknął. Cerre wyczuliła zmysły, uruchomiła szczególną ostrożność - tej nadmiar nigdy nie szkodził. Budzący się fanatyk mógł nie zwiastować nic dobrego (sic).
- Szpiegowałeś nas?

Mężczyzna jedynie spojrzał na chwilę obojętnie na mniszkę, po czym odwrócił wzrok.
- Pytam się czegoś, śmieciu, więc odpowiadaj: szpiegowałeś nas?
W odpowiedzi mężczyzna splunął mniszce w twarz, po czym się roześmiał.
- Pytaj się ile chcesz, nic mi nie możesz zrobić.
Łaskawa pani starła brud z twarzy, jegomość dostał pięścią w twarz silniej niż się spodziewał. Chyba wybiła mu parę zębów, ale Cerre to tyle obchodziło, co wczorajsza pogoda.
- Tak sądzisz? - uśmiechnęła się pogardliwie i z wyższością spojrzała na więźnia. Kopnęła go w goleń na tyle silnie, że prawie złamała mu kość. - No to uważaj, żebyś się nie zdziwił.

Człowiek splunął krwią na bok i wrzasnął z bólu, kiedy kobieta go kopnęła. Jednak, już po chwili... znów się zaśmiał.
- Kontynuuj. Zabij mnie, proszę bardzo. To nic nie zmieni.
- I co ja z tego będę mieć, że cię zabiję? - prychnęła pogardliwie.
- Dziką satysfakcję? W końcu jesteś kochanką diabła. - człowiek znów się roześmiał.
- Niestety, ja widzę, że jesteś głupcem i niepotrzebnie się narażasz... hmm, jak zwałeś - kochance diabła. Uroczo - zerknęła z rozbawieniem na człeka. - Jesteś śmieszny i tak żałosny, że chętnie bym cię zabiła z tej chwili. Nie kuś lepiej losu.
Z wyrazu jego twarzy Cerre wywnioskowała, że stoi przed nią człowiek... chory psychicznie. Determinacja, jaka drzemała w jego oczach podpowiadała jej, że on faktycznie nie boi się śmierci.
No, przemyślę eutanazję w takim przypadku.

- I po co za nami polazłeś?
- Zbierałem grzybki w okolicy, a za wami rosły najbardziej urodziwe.
Ta, pewnie.
- Ta, już wierzę - mruknęła. - I widzę, że te komuś tu zaszkodziły. Nie było w innym miejscu lepszych okazów?
Mężczyzna tylko prychnął i znów odwrócił wzrok.
- Wygląda na to, że kłamanie nie jest pańską mocną stroną.
- I co z tego? - prychnął.
- To, że argument odnośnie zbieractwa mnie nie przekonał - wygarnęła mu mądrzejszym tonem.
- Och, naprawdę? Czekaj, miałem tu gdzieś kilka prawdziwków. Gdybym miał tylko wolne ręce... - powiedział z rozbawieniem w oczach.
- Nie chcę, nie wyciągaj. I tak ci nie uwierzę - zachęcała mężczyznę raczej do anulowania swojej decyzji. W razie czego - zawsze można było mu przysadzić w twarz jeszcze jednym ciosem.
Jednak szaleniec chyba tego nie dosłyszał. Cerre musiała mu jakoś wybić te awangardy z głowy.
- Ciekawe po kiego grzyba naprawdę za nami lazłeś? Czy do tego celu potrzebnych było ci... parę pewnych rzeczy?
Mężczyzna wciąż patrzył się w bok, wyraźnie niezainteresowany odpowiadaniem na pytania mniszki.
Rozległ się krzyk ze strony kaplicy. Chwilę później zapanował tam niezły chaos. W tym czasie Cerre nie wymieniła z jeńcem ani słowa, jednak gdy ujrzała na horyzoncie czwórkę druhów, z twarzy kobiety zniknęło już rozluźnienie, a zawitała arogancja.
- Koniec przerwy - zarządziła to zimniejszym głosem. Kopnęła solidnie więźnia w ramię - tak, że ten się przewrócił na bok. - Wiem dobrze, że po nic takiego nie polazłeś. Może nowych ofiar sobie szukałeś?

Jeniec, tak jak poprzednio, zaśmiał się w odpowiedzi.
- Źle to robisz. Powinnaś pierw zagrozić mi jakąś kaźnią, albo wymordowaniem mojej rodziny. Albo złamać mi jakąś kończynę... zanim zadajesz pytania.
- Oj, czcze groźby to nie dla mnie - uśmiechnęła się wrednie, ukazując pokaźne ostre kły. - Ja stawiam na czyn, a kończynę chyba i tak masz już popękaną - ponownie go mocno kopnęła w nogę. - To co, łamiemy nogę ostatecznie czy będziesz gadał, po coś miał przy sobie medalion Cyrica, hmm?
Na wspomnienie o Cyricu oczy mężczyzny się rozszerzyły... na chwilę. Potem usiadł na ziemi i powiedział:
- Rób co chcesz.

Jejmość diablę domyśliło się, że istotnie facet ma coś wspólnego z tym Cyricem.
- No to poczekam na dogodną chwilę - odparło z triumfalnym tonem. - Nie będę przecież sobie przedwcześnie kończyć zabawy dlatego, bo jakiś głupiec się prosi o saunę w smole.

Przed bramą wciąż stała Cerre wraz z więźniem i wciąż czekali na piątkę mężczyzn. Tamci podeszli więc do nich, gdy nagle... zorientowali się, że przestało padać!
Wreszcie..., pomyśleli i w nieco lepszych humorach piątka osób zabrała jeńca do stajni, która mieściła się obok karczmy.

Pomieszczenie nie było duże - obliczane na najwyżej tuzin wierzchowców, co wnioskowaliście z ilości zagród, które były w środku. Aktualnie tylko połowa zagród była zajęta, w tym jeden z wierzchowców należał do Danta. Drużyna znalazła stołek, usadziła na nim więźnia i zabrała się do działania...
- Myślę, że chyba znajdziesz dogodniejszego rozmówcę. Ja ciebie tylko pilnowałam, żeby ten twój zasrany ryj stał tam, gdzie na razie powinien - zasyczało diablę do więźnia.
- Kolega zbuntował się i stwierdził, że woli zdychać w spazmach bólu. Ja tą prośbę mu wcześniej czy później spełnię - oznajmiała to jak fakt, że dwa plus dwa to cztery. - a póki co możecie z niego wyduszać, ile chcecie i jak chcecie.

Do działania jako pierwszy przystąpił Bared. Łotrzyk jednak, zamiast w tradycyjny sposób zadawać pytania, albo obić więźniowi twarz, postanowił... powiesić go do góry nogami.
Po kilku minutach człowiek zawisł głową w dół, którą od ziemi dzieliło zaledwie kilka stóp. Jego twarz wyrażała co najmniej głęboką troskę, jednak również i determinację - prawdopodobnie by nic tym ludziom nie powiedzieć...

Druid przyglądał się temu wszystkiemu w ciszy. Nie znał się na pozyskiwaniu informacji w taki czy inny sposób. Mógłby w sumie przypalić szpiega magicznym płomieniem czy nasłać na niego swego orła aby ten dziobał go boleśnie, gdy tylko nie będzie chciał mówić, lecz nie było by to zbytnio humanitarne. Ale czy w takiej chwili, przy takim zadaniu należy mówić cokolwiek o humanitaryźmie? Turion miał jednak nadzieję, że nie będzie zmuszony korzystać ze swej mocy... chociaż zapewne przesłuchiwany za dużo im nie powie.

- Mam nadzieję, że nie podpalimy stajni, gdy rozpalimy pod nim malutkie ognisko... - na głos zaczął się zastanawiać Bared. - Słyszałem co prawda, że tortura wodna jest bardzo skuteczna, ale dość długo trwa. - Potarł brodę. - A co byście powiedzieli na mrówki? Turionie, chyba by im nie zaszkodził wyznawca Cyrica na obiad? Z pewnością jest tu gdzieś w okolicy duże mrowisko...
- Jemu wszystko jedno, na co pójdzie - rzekła na głos Cerre z wyraźnym tumiwisizmem. - Baty, żelazne łóżeczko, łamanie kołem, gorące buciki, rwanie przez cztery woły, kąpiel w smole...
- A może mniej wyrafinowane metody? - Rzekł Aranon rozpalając fioletową kulę energii wokół swej dłoni. - Magiczne obrażenia bywają przydatne...
Więzień, słysząc słowa swoich oprawców, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili zrezygnował z tego zamiaru.
- Róbcie co chcecie! - po chwili przełamał się. - I tak nie zdołacie zranić mojego ducha, a On przyjmie mnie z otwartymi ramionami, kiedy się dowie że zginąłem w obronie jego tajemnic!

- Jeszcze nie widziałem bóstwa zdrady, które, mile przyjęłoby swego wyznawcę. Pamiętaj jeszcze, że zanim będziesz się mógł z nim spotkać... czeka cię wizyta w Mieście Sądu. Jego władca raczej nie będzie dla ciebie miły. Chyba wiesz, o kim mówię?
Mężczyzna spojrzał... czy raczej próbował spojrzeć na Aranona.
- Mieście Sądu? O czym ty niby mówisz?!

- Nie można tego słuchać w ten sposób - rzekł Aranon ściągając więźnia i sadzając go z powrotem na stołku. Elf oparł się o słup i zaczął mówić. - Pierwszy Plan Materialny, na którym jesteśmy, nie jest jedyną płaszczyzną egzystencji. Obok niego rozpościerają się inne, dla większości z nas niedostępne. Jest zatem Płaszczyzna Astralna, na której istnieje Plan Letargu. Każdy musi kiedyś umrzeć. Po śmierci nie stajemy jednak przed obiektem naszej wiary. Ty możesz myśleć, że staniesz przed Cyriciem, chłopi przed Chaunteą, a elfy przed Corellonem. Nie jest to prawdą. Dusze nasze udają się bowiem na Plan Letargu, gdzie czeka je sąd. Jest tam wielkie miasto, zwane Miastem Sądu, a otaczają je szare mury zbudowane z dusz tych, którzy nie wierzyli w żadnego boga lub nie wierzyli prawdziwie. Są oni powoli przyswajani przez ścianę i już nikt nie jest w stanie im pomóc...

I kontynuował dalej:
- Miastem zarządza Sędzia i wedle jego pozwolenia, przybywające dusze zmarłych mogą być nękane przez wiele dni przez diabły i demony. Tym sędzią jest Kelemvor, Pan Umarłych i ten, który został zamordowany przez Cyrica by następnie go pokonać i stać się bogiem. Nie patrzy on przychylnie na Cyrica i jego wyznawców. Resztę możesz wyobrazić sobie sam... Ja już nie mogę powiedzieć nic więcej.

Diablę przysłuchiwało się Aranonowi i nie wtrącało wtenczas swoich trzech groszy. Zastanawiała się nad pewną rzeczą - jeśli założyłaby, że słowa jegomościa są prawdą, to miała dwie drogi do wyboru: albo będzie męczyć więźnia, albo...
Zaiste, jednak po co czekać na chwilę śmierci? Przecież teraz może go mordować. Los zesłał jej przecież taki unikatowy worek treningowy. Może by tu na przykład spróbować kop z ćwierć obrotu?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 25-08-2010 o 09:50.
Ryo jest offline