Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2010, 09:50   #7
Idylla
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
Wprost nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie swobodnie będzie mogła się nacieszyć świętem. W drodze do gabinetu wuja rozglądała się po straganach ulicznych, podziwiała wystawy sklepowe, podsłuchiwała rozmowy. Interesowało ją wszystko, co działo się w mieście. Miała wspaniały humor. Jeszcze tego ranka sądziła, że świat to okropne miejsce. Kilka godzin później czuła, że znalazła się w zupełnie innym wymiarze, tak niepodobnym do tego porannego.

Spełniła swoje marzenie, na dodatek wuj oferował jej podróż w nieznane w poszukiwaniu przygody. Zabraniano jej kontaktów z obcymi z innych światów, surowo karano, kiedy okazywało się, że rozmawiała albo sama zaczepiła jakiegoś kupca nie będącego Nieskończonym. Matka uważała ich za plagę. Istoty zbyt niedoskonałe i kruche, aby móc zyskać choć cień uwagi idealnych, tak podobnych bogom. To fanatyczka religijna, surowa i nieprzejednana. Straciła wszelką nadzieję przed dwoma laty, kiedy niemal odebrano jej syna. Odnalazła wsparcie w Jupiterze. Mimo że przez wiele lat była kapłanką, nie do końca rozumiała, czym naprawdę była głęboka wiara. Przekonała się w chwili największego koszmaru swojego życia. I już z tej drogi nie powróciła.

Shakti bynajmniej nie żałowała tej nagłej i niespodziewanej zmiany matki. Wręcz ją wykorzystywała, żeby jeszcze bardziej dopiec rodzicielce. Buntowała się i łamała jej surowe zasady. Tak też dowiedziała się, że z wujkiem Shi coś się działo. Dzięki temu odkryła gdzie przetrzymują jej brata. Potrafiła tak wymieniać i wymieniać. Liczne i różnorodne przykłady mnożyły się już w chwili, kiedy kończyła tłumaczyć zawiłą historię poprzednich. Były ich setki, a każdy jeden tylko potwierdzał słuszność jej twierdzenia.

Nie będę się załamywała. Dzisiejszy dzień był wspaniały. Dowiedziałam się, że mogę wziąć udział w przygodzie, na którą czekałam już od dłuższego czasu. Od wielu, wielu lat. Czułam, że przybycie wuja Zhenga będzie szczęśliwe.

Ulice były strasznie zatłoczone. Przeciskała się szukając przerw między ludźmi, skrzętnie wykorzystując choć najmniejszy dystans, jaki ich dzielił. Była stosunkowo niska i szczuła. Jej drobna sylwetka była niebywałym plusem w tego typu sytuacjach. Już spocona i wyczerpana ciągłym tańcem, obrotami i ukokami schowała się przed słońcem w małej, ciasnej uliczce.

Dość tego! pomyślała zirytowana. Zamknęła oczy i skupiła myśli. Poczuła delikatne łaskotanie między łopatkami. Przerodziło się ono w dokuczliwe mrowienie. Po chwili powoli z pleców wyrosły jej szare skrzydła.Tak będzie łatwiej i szybciej.

Poderwała się w górę. Unosiła się swobodnie w powietrzu, machnęła kilka razy skrzydłami, aby nie opaść na ziemię. Rozglądała się chwilę, żeby określić dokładnie dystans jaki dzieli ją od Komisariatu, po czym obrała właściwy kierunek. Nie zamierzała przelecieć całej drogi. Było to zbyt męczące dla skrzydeł i ciała. Wylądowała kilka uliczek dalej. Niestety sytuacja się powtórzyła. Droga była zatamowana świętującymi ludźmi. Każdy czerpał jak najwięcej przyjemności z zabawy. Gwar unoszący się nad miastem przenosił się powoli w górę. Nieskończeni śpieszący się do domów, na zabawy organizowane we własnym zakresie, ku zaciszu świątyń. Po kilkunastu minutach pojawiła się wreszcie w holu Wielkiego Komisariatu. Spojrzała z lekkim ukłuciem niepokoju jeszcze na zamykające się samoistnie drzwi.

Nie lubiła tego miejsca. Zawsze coś złego musiało się tutaj wydarzyć. Przychodziła odwiedzić wujka, a kończyła w areszcie albo w domu, wysłuchując kazań, które wygłaszał jej starszy brat. I zawsze musiała przyznawać, że to była jej wina, choć zwykle to strażniczy i gwardziści ją prowokowali. Ona jedynie odpowiadała na zaczepki. Kilkakrotnie miała tak poważne rany, że nie była jej w stanie pomóc nawet matka. Krwawiła silnie, gorączkowała. Dochodziła do zdrowia często blisko tydzień lub dwa. Była nadal słaba i szybko się męczyła, ale nie potrafiła sobie odmówić treningu. Nigdy jednak jej to nie zrażało.

Przeniosła się do gabinetu wuja dzięki teleportowi. Zmyślnemu urządzeniu, które nie wymagało chodzenia, a jedynie ogólnej informacji, jak wyglądało miejsce, do którego chciało się przenieść. Wuj Zhengo właśnie kończył rozmawiać z lordem Ryuukenem. Wiedziała, kim był. Rozsiewał wokół siebie specyficzną dostojną aurę surowości, opanowania i skrywanego okrucieństwa. Zawsze bała się go. Ilekroć go spotykała, miała potem koszmary nocne. Skłoniła się uprzejmie, z pokorą, gdy wychodził. Spojrzała zaskoczona na wuja.

- Shakti, cieszę się że jesteś. - głos wuja przerwał zaskoczenie dziewczyny.

Mężczyzna usiadł za swoim biurkiem, kładąc na nim nogi, a ręce krzyżując na karku.

- Rozumiem, że możesz teraz mnie wysłuchać? - puścił do niej oko. Zarumieniła się. Ruszyła jednak pewnym krokiem w stronę krewnego.

- Oczywiście. Przykro mi z powodu tamtego małego zamieszania - uśmiechnęła się przepraszająco i usiadła przed biurkiem wuja. Wygodnie się usadowiłam prawie położyła na krześle i założyła mało elegancko nogę na nogę.

- Proponowałem ci wcześniej miejsce w moim oddziale. Widzisz, jutro wyruszam wraz z garstką ludzi na ważną misję i stwierdziłem, że moja kochana siostrzenica, która z pewnością nudzi się w tej ziejącej nudą posiadłości, byłaby zachwycona móc mi towarzyszyć. - powiedział ze zbójeckim uśmiechem.

- Ojejku, wujku. Nie nudzę się. Zawsze znajdę okazję do zabicia wolnego czasu- odpowiedziała zaczepnie bawiąc się swoją ozdobną bransoletą. Jej twarz natychmiast się rozpogodziła, a uśmiech objął także duże, z pozoru niewinne oczy - Dokąd wyrusza twój oddział, w którym zobaczyłbyś swoją ulubioną siostrzenicę? Rozumiesz, kobieta musi się przygotować na dłuższą wyprawę, zabrać odpowiednie ubrania, bibeloty... - Wymieniała na palcach.

- W kierunku Karo'Sil. - odpowiedział poważniejąc.

Karo'Sil, Dolina Szeptów... Miejsce spoczynku władców Neverednaaru owiane tajemnicą. Nikt o nim nie mówił, nikt o niego nie pytał, nikt nie planował się do niego wybierać nawet z przymusu. Shakti przeszły po plecach ciarki. Niewiele wiedziała o tym miejscu, ale słyszała, że było straszne. W końcu leżeli tam sami władcy, czyli nie byle jacy słabi Nieskończeni.

- Czego tam będziemy szukać? - Zasępiła się. Nie lubiła takich miejsc. Źle się jej kojarzyły. Ponura atmosfera i nostalgia bijąca z każdego zakamarka. Nie zauważyła, że podświadomie zgodziła się na uczestnictwo w misji, nie znając dobrze szczegółów. - Spodziewałam się czegoś bliższego i... żywszego.

- W Karo'Sil niczego. - odpowiedział Zheng. - Naszym celem jest Brama znajdująca się nieopodal nekropolii. Nie ma się więc czego bać. - zaśmiał się, próbując zbagatelizować zaistniałą sytuację.

- Ale i tak będziemy musieli przejść koło tego cmentarzyska. - Burknęła niezbyt uradowana. - Będzie niebezpiecznie i pełno krwi? - zmieniła nagle temat. Nie chciała zaprzątać sobie myśli takimi smutnymi rzeczami. Robiła to ilekroć rozmowa ją krępowała lub wprowadzała w stan niepewności i zagubienia. Wolała mówić o wiele przyjemniejszych sprawach.
Wuj jakby zamyślił się na chwilę.

- Być może. Przyjdzie nam bowiem zawitać w jednym z Zakazanych Światów. - dodał, kiedy oprzytomniał.

- Zakazane Światy? Wujku, to nie jest prosta misja, prawda? - Wyprostowała się na krześle i spojrzała wujowie Zhengowi w oczy. - O co w niej chodzi? Możesz mi chyba powiedzieć?

Wujek Zheng wyraźnie się zasępił.

- Słyszałaś o Valeri Brightfeather? - zapytał posępnym głosem.

- Tej bohaterce sprzed roku? Tak. Było o niej całkiem głośno. Co w związku z nią? Idzie z nami? - Zapytała zaciekawiona. Co taka legenda może robić na takiej dziwnej misji? Przynajmniej wreszcie ją pozna.

Mężczyzna pokręcił głową.

- Sytuacja jest zupełnie odwrotna. Musimy ją odnaleźć i eskortować do Neverendaaru z rozkazu Króla.

- Słucham? Eskortować? Za co? To znaczy dlaczego? Przecież... - Nagle wpadł jej do głowy dziwny i niedorzeczny pomysł. - Jest uciekinierem? Niemożliwe. - Opadła na oparcie krzesła. Pokręciła głową zszokowana.

- Wujku, w co tym mnie wciągasz?

"I czemu mnie to jeszcze bardziej ekscytuje?" dodała przestraszona w myślach. Lubiła zabawę, walkę i pościgi, ale sprawa, o której opowiadał jej wujek Zheng, nie należy do łatwych, miłych i przyjemnych, a mimo to sprawiała jej prawdziwą przyjemność myśl o wyprawie w niebezpieczne rejony i ryzykowanie życia. Chyba oszalałam bez reszty...


- Wczorajszej nocy ktoś wymordował cały klan Brightfeatherów w ich posiadłości nad Zachodnią Dzielnicą. Valeria jest ostatnią żyjącą przedstawicielką cennego rodu. - odparł smętnie. Zniszczenie Brightfeatherów oznaczało, że ktoś w Minas'Drillu był potężny na tyle, aby zagrozić wszystkim szlachetnym rodom.

- Wymordował? Znaczy... wszyscy...?

Nie, to było dla niej stanowczo zbyt wiele, szokujących i przerażających informacji na raz. Kto mógł być na tyle potężny, zuchwały i lekkomyślny, aby wymordować cały klan. I to tak silny i wpływowy. To jakiś szaleniec.

- Skoro zabili cały klan, to czemu... Ojejku... - Skoro przeżyła jedynie Valeria, to oznaczało, że miała z tym wiele wspólnego. Sama zapewne nie byłaby w stanie tego dokonać. Nie była aż tak potężna. - To nie zbyt dobra wiadomość. Rodzice oszaleją, kiedy powiem im, gdzie się udaję, ale jak usłyszą o tym... – Przyznała w końcu. Długo jeszcze jej zajmie poukładanie tego wszystkiego w spójną, logiczną całość.

- To tajna wiadomość. Król wydał zakaz wspominania o niej komukolwiek na czas celebracji. Nie chcą wzbudzać paniki... Co do twoich rodziców, porozmawiam z nimi. Oczywiście możesz mi odmówić, jeżeli to cię przerasta...

- Nie, nie przerasta. Po prostu, to trochę dużo jak na jeden raz. Wiesz, jaka ja jestem, do bitki chętna, ale śmierć i zagłada klanu to coś w zupełnie innego. Zresztą... ostatnio przyzwałam demona - pokazała mu obandażowane dłonie i uśmiechnęła się promiennie na samą myśl, co powie na to wujek. - Zdołam to jakoś ogarnąć. Martwię się o ciebie. Jak wytłumaczysz rodzicom i Gotamowi, że jadę? Brat się... sprzeciwi. - Wolała nie używać mocniejszych słów. Dobrze wiedziała, jak zareaguje. I nie chciała bynajmniej przy tym być.

- Masz rację, to nie będzie łatwe... Zawsze można wyjść po kryjomu! - zaśmiał się. - Nie, żebym namawiał cię do złego Shakti.

- To byłby nawet dobry pomysł. Kiedy byśmy dokładnie wyruszyli? Najlepsza byłaby noc. Matka całe noce się modli, a ojca nie ma w domu. Nie wiem, gdzie bywa. I nie interesuje mnie to. Brat śpi jak zaklęty, nawet by nie zauważył. - Zaproponowała. Pomysł z ucieczką wybitnie przypadł jej do gustu. - Będziesz u nas na dzisiejszej ceremonii? A raczej przyjęciu Chandry?

- Wyruszamy jutro w południe spod Wielkiego Komisariatu, ale jeśli uda ci się uciec pod osłoną nocy, to mogłabyś ukryć się w moim mieszkanku we Wschodniej Dzielnicy. - odparł ściągając nogi z biurka. - Chandra dzisiaj świętuje? Z jakiej okazji? Twoja matka coś wspominała... ale jej nie słuchałem. - uśmiechnął się niezdarnie i podrapał po głowie.

- Wiesz, że niedługo urodzi? Matka uparła się, żeby zorganizować jakieś dziękczynienie, czy coś podobnego. Też nie za bardzo wiem, o czym mówiła. - Zarumieniła się lekko, ale zaraz dodała. - Nie żartujesz z tym wymknięciem się po nocy? - Iskierka nadziei zapłonęła jej w oczach.

- Nie żartuję Shakti. - odpowiedział ze śmiejącymi się oczyma, w których także widać było rosnące podekscytowanie. - Możesz powiedzieć matce, że zjawię się u was na przyjęciu. Przy okazji dam ci klucze do mieszkania...


- Matka będzie uradowana. Mówi, że im więcej osób wesprze nienarodzonego tym większe jego szczęście później. - Rozpromieniła się. Wymknie się w nocy. Potem mogą jej szukać, ale nigdy się nie domyślą gdzie. Po prostu wymarzona okazja do wyrwania się z tego dusznego, krępującego domu, w którym trzeba było uważać na wszystko i ze wszystkim się kryć.

Dalsza rozmowa dotyczyła wspomnień z jej dziecięcych lat. Gorliwie zapewniła wuja, że nie zmieniła się ani trochę i będzie z premedytacją sprawiała kłopoty, jeżeli w pobliżu będą się znajdowali strażnicy gotowi do bójki. Zakończyła się stosunkowo szybko, a przynajmniej taki wrażenie odniosła dziewczyna. Przeszkodził im dopiero jakiś strażnik miejski informujący Zhenga o problemach w więzieniach i drobnych, lokalnych zamieszkach we wschodniej dzielnicy. Shakti grzecznie się pożegnała i strapiona opuściła gabineta wujka. Czekała na chwilę samotności. Musiała przemyśleć kilkanaście spraw. Głównie to co usłyszała.

Czy ja na pewno chcę się w to pakować? Owszem zapewniłam wuja, że to dla mnie nic takiego, ale jeżeli coś mi się stanie? Brat będzie naprawdę zły... Powinnam z nim porozmawiać.

Wiedziała, że nie będzie to łatwe. Zadanie takie wymagało od niej użycia wszelkich sztuczek zjednujących jej poparcie brata. Dodatkowo musiała go upewnić w przekonaniu, że przecież nic jej nie będzie. Była dorosła, nie musiał się nią tak bardzo opiekować.

Nie potrafię. Nie umiem go okłamywać. Przygnębiła ją ta myśl. O ile prostsze były bójki, w których wszystko było jasne. Przegrasz, wygrasz. Wiesz, kto jest silniejszy, kto słabszy. Łatwe do zrozumienia.

Pochłonięta przywoływaniem demona i zobowiązana własnymi słowami do spotkania z wujem, zupełnie zatraciła poczucie czasu. Było już późne popołudniu. Nim się spostrzegła minęła godzina dwunasta, zaraz za nią popędziła trzynasta i czternasta. Było kilka minut po piętnastej. Czyli na miejskich straganikach będzie mogła jeszcze nabyć coś ciekawego.
Nie spodziewała się znaleźć za wiele. Było stanowczo za późno na duże zakupy. Piękne, przywiezione z innych wymiarów stroje zapewne już dawno znalazły nabywców. Egzotyczne upominki i kosmetyki zawsze były towarem luksusowym i rzadkim. Kupcy prześcigali się najczęściej w sprzedaż po okazyjnych, wygórowanych cenach.

Idąc ulicami bawiła się z tłumem. Tańczyła z napotkanymi ludźmi, czasami rozmawiała ze znajomymi przez chwilę. Zdawało jej się, że dostrzegła nawet ojca kręcącego się w pobliżu stoiska z winami i trunkami. Zapewne szykował alkohol na toast. Zamierzał z pewnością wygłosić jedno ze swoich słynnych przemówień. Wspaniale dobrane słowa, idealnie wyważone, zaakcentowane odpowiednie frazy, przewidziane miejsce na głośne oklaski. Matka potępiała takie zachowania, uważała je za sztuczne i niestosowne. Pycha i chciwość, którą wykazywał się ojciec jeszcze kilka lat temu, drażniła matkę. Robiła o to częste awantury. Ojciec w końcu przestał przytłoczony jej argumentami i siłą woli. Czasami tylko przy wyjątkowych okazjach podobnych do tej pozwalał sobie na chwilę zapomnienia. Matka tolerowała je, gdyż zdarzały się najwyżej kilka razy w roku.

Shakti dostrzegła małe stoisko z perfumami. Przyjemna woń unosiła się w powietrzu przyciągając klientów. Wielu już stało i testowało produkty oferowane przez kupców. Inni udając niezainteresowanych wypatrywali co ciekawsze znaleziska. Ceny były atrakcyjne i przystępne dla każdego. Shakti podeszła do jednego z otoczonych stolików, aby dotrzeć do pięknej, ciemnowłosej kobiety przyjmującej pieniądze i rozdającej towary, musiała przecisnąć się koło kilku roślejszych mężczyzn. Rozpięli nieznacznie swoje skrzydła na znak niezadowolenia. Ona jedynie spojrzała na nich groźnie. Podziwiała bogatą ofertę towarów rozłożonych w równych rządkach z małymi kartonikami umocowanymi na kolorowych sznureczkach prezentujących cenę produktu.

- Ile kosztuje ten zapach? – Zapytała kobieta stojąca obok Shakti. Dziewczyna zwróciła na nią uwagę w chwili, kiedy ta chowała do torebki inny, mniejszy flakonik z zielonkawą zawartością. Zrobiła to zręcznie i szybko, mimo to nie uszło to uwadze Shakti. Przyjrzała się kobiecie. Była bardzo ładna, a jej pociągła, dziecięca twarz promieniała uśmiechem i niewinnością. - Tak drogo, w takim razie podziękuję.

- Przepraszam, a ten flakonik w pani torebce? – Zapytała uprzejmie Shakti wskazując na przedmiot. - To chyba lilia. Pięknie pachnie. – zauważyła biorąc ze stolika identyczną buteleczkę z pachnidłem.

- Złodziejka! Złodziejka! – Wrzasnęła nagle sprzedawczyni. Znajdujący się nieopodal strażnicy, złapali natychmiast uciekającą kobietę. Shakti nie zamierzała uczestniczyć w widowisku, które rozegrało się chwilę później. Wycofała się ostrożnie i zniknęła wraz z grupą artystów ulicznych.

Widząc piękną, kolorową sukienkę zdobioną błyszczącymi kamieniami, z głębokim dekoltem i całkowicie zakrytymi plecami nie potrafiła się oprzeć przed kupnem. Doskonałym do niej dodatkiem i uzupełnieniem okazały się perfumy z wyciągiem z kwiatu orchidei. Myśląc o jutrzejszej wyprawie odnalazła też mały sklepik z nakryciami głowy. Zakupiła piękny kapelusz z zakrzywionym rondem i ślicznym kwiatkiem pośrodku. Pozostało jeszcze zaopatrzyć się w jakąś miksturę leczniczą. Wstąpiła na koniec do znanej zielarni.

Wracając do domu podliczyła, że wydała 66 Neveronów. Nie było to wiele zważywszy na satysfakcję, jaką poczuła. Dawno nie wydała pieniędzy na drobne przyjemności. Miło było sprawdzić sobie samej prezent. Zbliżała się piąta popołudniu. Ruszyła prędko do pałacu. Goście zapewne zaczynali się zbierać. Jeżeli spóźni się na powitanie i przyjęcie, matka nie da jej spokoju. Poderwała się do lotu. Powietrze przyjemnie owiało jej twarz. Uspokoiła się. Wiele się tego dnia zdarzyło, a czuła, że do końca jeszcze daleko.

Wpadła do pokoju. Czekała juź na nią siostra. Shakti spodziewała się kazań, w najgorszym wypadku awantury. Przegapiła przemówienie ojca. Nie wiedziała, kiedy straciła poczucie czasu. Oprzytomniała blisko pół godziny później. Kiedy wkradała się przez salon na górę, dostrzegła wuja Zhenga, który mrugnął do niej porozumiewawczo. Uśmiechnęła się i wytłumaczyła machając ręką najpierw zakreślając koła wokół twarzy, potem prezentując swój strój, że musi iść się przebrać. Wuj jedynie skinął i pokazał dyskretnie klucz.

- Gdzieś ty się podziewała?! Myślałam, że znowu wszczęłaś awanturę, rozzłościłaś strażnika i teraz siedzisz w areszcie! – Siostra patrzyła na nią z wyrzutem cała czerwona na twarzy. Shakti czym prędzej, bez najmniejszego skrępowania, zrzuciła dotychczasowe ubranie. Pozostała jedynie w bieliźnie, którą czym prędzej zamieniła na miękki ręcznik. Wpadła do łazienki przy swoim pokoju owinięta jedynie w niego. Szybko napuściła nieco wody do miski i przemyła się pobieżnie.

W tym czasie jej siostra, nadal wyzywając, przygotowywała jej nową sukienkę. Mimo złości pochwaliła jej dobry gust i pogratulowała udanego zakupy. Chwila trwała jednak krótko. Chandra zmieniła swój potok luźnych, czasami niezwiązanych ze sobą słów w prawdziwą tyradę. Shakti wróciła z łazienki i pośpiesznie wrzuciła na siebie sukienkę. Już ubrana zabrała się za upinanie włosów w najprostszy kok, z czym pomogła jej siostra. Skropiła się nowym perfumami. Gotowa stanęła przed Chandrą i czekała, kiedy siostra powiedziała, że wygląda olśniewająco, rozległo się pukanie do drzwi. Gotama właśnie dowiedział się, że Shakti wróciła.

- Co się z tobą działo? Martwiłem się! – Objął jej twarz, czule pogładził po policzku. Naprawdę się martwił. Stał się nadopiekuńczy, zwłaszcza ostatnio, ale Shakti była mu to w stanie wybaczyć.

- Nic mi nie jest, możecie oboje przestać się tak denerwować, kiedy nie pojawię się o czasie. - Zakomunikowała stanowczo.

Przytuliła się do brata, uwielbiała być w jego objęciach. Były takie ciepłe i czułe, czuła się bezpiecznie. Uspokajała się, a napięcie i strach znikały. Nie wiedziała, jak mam powiedzieć, że znika na kilka dni. Zapewne zapytałby czy to niebezpieczne i zakazałby jej wyprawy, gdyby unikała odpowiedzi. Podjęła decyzję, że przekaże mu wszystko w liście. Powie, że wuj zaproponował jej krótką wyprawę z jego oddziałem na prostą misję. Zażartuje, że przecież wujek nie pozwoli jej skrzywdzić inaczej będzie miał z nim do czynienia.

Muszę przestać się martwić. Czemu przy bracie zawsze się rozklejam? Jego zatroskanie dziwnie na mnie działa. W dodatku zaczynam się nadmiernie przejmować. Mam moce demona. Po swojej stronie jednego z Władców. Nic mi nie będzie. Pewnie wszystko okaże się pomyłką. Nie ma się czym przejmować.

Cała trójka zeszła na przyjęcie. Okazało się ono wielkim sukcesem. Wcześniejsza ceremonia także, o czym Shakti dowiedziała się w kilku cierpkich słowach matki. Miała do niej żal, że spóźniła się i nadszarpnęła opinię o niej i ojcu. Skarciła ją także za niestosowny ubiór i zbytnią swobodę. Shakti zdążyła odebrać od wuja klucz do mieszkania tuż przed jego wyjściem. Podziękowała i upewniła, że z pewnością poinformuje rodziców i brata.

Późno w nocy, kiedy wszyscy zdążyli położyć się spać, ojciec dawno zniknął, a matka odprawiała swoje modły w świątyni, Shakti wkradła się do pokoju brata i zostawiła mu list. Bardzo długi i szczegółowy, mimo zaleceń wuja opowiedziała o kilku sprawach. Wiedziała, że prędzej czy później dowie się tego. Znała go na tyle dobrze. Poprosiła także, aby uspokoił rodziców, kiedy nie wróci zbyt długo. Ucieczka nie była najlepszym rozwiązaniem, ale to jedyne, co obecnie przychodziło jej do głowy.
 
Idylla jest offline