Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2010, 16:42   #8
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
"Zaufanie czy właśnie jego brak?"
To pytanie krążyło w umyśle Urizjela. Wiedział, że nie powinno. Powinien bezgranicznie ufać Wielkiemu Strażnikowi, ale jednak. Cholera. Pokręcił głową.
-To zaufanie, to ofiarowanie szansy- powiedział do siebie- to wielka łaska, tak, właśnie tak- przekonywał sam siebie, bo to co powiedziane na głos przestawało być abstrakcyjnymi myślami. Pomogło. Szedł dalej oglądając kątem oka tancerzy, uśmiechając się na widok synów walczących mieczami z ojcami. Pozwalając marzeniom dryfować widząc matki z niemowlakami. Tak, chciałby kiedyś sobie znaleźć kobietę, chciałby mieć potomka. Wcześniej tak nie było. Dopiero od kiedy... się zmienił... a raczej go zmieniono. Od kiedy zrozumiał, że inni na ogół nim gardzą, a jeśli nie to znaczy, że nie zdążyli mu się przyjrzeć i dojrzeć znaków na jego ciele.
Szedł dalej. Nagle zobaczył grupkę dziewcząt. Śmiały się z niego. Zawrzało w nim. Jak one śmią?!
-To nie tak. To tylko ci się wydaje idioto- powiedział do siebie szeptem, poszedł dalej nie patrząc na nie i starając się ich nie słyszeć. On wiedział, że jego emocje są spaczone, doskonale zdawał sobie sprawę, że odczuwa gniew kiedy nie powinien i starał się go powstrzymywać. Walczyć z nim, ale nie zawsze się udawało. Gdyby... gdyby one na prawdę się z niego śmiały, gdyby nie mógł sobie powiedzieć "tylko ci się wydaje" to zapewne spędziłby kolejny dzień walcząc z tym kto powinien być jego najbliższym kompanem.

Nagle, przechodząc obok jakiejś karczmy, zobaczył małego, biednego chłopca w zniszczonym ubraniu. Przystaną na chwilę, rozejrzał się. Inni udawali, że go nie widzą, nie chcieli go widzieć, nie chcieli dostrzegać biedy, skazy mącącej uroczystość. Jak tak można? Jak można pozostawać ślepym na cierpienia innych? Zacisnął pięści. Teraz gniew mieszał się ze smutkiem i przygnębieniem.
Ich spojrzenia się skrzyżowały. Przez moment zastanawiał się jak wielu nie odwróciło dziś wzroku od jego spojrzenia? Jego twarz nie przedstawiała wyższości, nie spoglądał na niego z góry. W oczach Urizjela widać było tylko współczucie i zrozumienie... i jakiś błysk. Jakby zalążek łzy. Tak, Blackhearth był bardzo silny, ale tylko względem wrogów. Doskonale panował nad większością emocji. Kiedyś nad wszystkimi. Zawsze się podnosił i szedł dalej, nawet jeśli ktoś znacznie potężniejszy właśnie wbił go w dno. Nawet gdy wszyscy dookoła z ledwością go akceptowali a najchętniej by wygnali. On miał uczucia. Nie tylko te złe. Do tego sam uważał się za empatę. Doskonale potrafił się postawić w sytuacji innych. Jeśli za coś nienawidził świata to właśnie za takich jak ten chłopiec, za to, że są zmuszeni wyzbyć się resztek godności i żebrać na ulicy a nawet za tak straszną cenę są w stanie ledwo przeżyć.

Nagle wyskoczył gruby szynkarz.
- Co za robactwo... Znikaj stąd! Spieprzaj karaluchu! Psujesz mi interes... - grubas zaczął bezlitośnie okładać chuderlawego chłopca brudną szmatą, którą trzymał w ręku.

Gniew... spokojnie śpiący od rana, obudził się. Urizjel poczuł tą satysfakcję emanującą z pochwy na plecach
"Pokaż mu na co zasługuje! Nauczymy go szacunku do słabszych! Nikt nie ma prawa tak traktować innych! Nikt nie ma prawa stawiać się ponad kogoś! Łap sztylet! Nauczymy go!"
Nie jego myśli mieszały się z własnymi tak, że już nie był w stanie poznać która jest która "Wszyscy się nauczą! Nikt już nie będzie się wywyższał! Życie jednego w zamian za godność setek!" Taaak. To uczciwy układ, za życie takiego śmiecia znęcającego się nad tym dzieckiem, tego grubego wieprza żerującego na nieszczęściu. NIE! Stop! Zamilczże Gniewie! Pamiętaj kto jest panem a kto sługą!
Nim się opanował już miał dłoń na rękojeści, a dzieciak zdążył otrzymać kilka uderzeń. Grubas podniósł dłoń do kolejnego uderzenia, ale coś go zatrzymało. Odwrócił głowę i zobaczył wielkiego nieskończonego z pentagramem nad lewym okiem. Zdawał się tłumić gniew. Szynkarz odruchowo szarpnął by wyrwać ścierkę, ale ta nie ruszyła. Nawet nie zauważył gdy Blackhearth jednym szybkim ruchem obwiązał ją dookoła jego nadgarstka, po czy zrobił szybki krok w bok i pociągnął. Wieprz chciał zachować równowagę więc się cofnął, ale nie mógł widzieć podstawionej nogi... Z głuchym hukiem wyłożył się na ziemi. Urizjel przyklękł i pochylił się nad nim tak, że ten nie mógł wstać
-Naucz się szanować słabszych. Bo zawsze znajdzie się ktoś silniejszy od ciebie- po czum rzucił mu w twarz szmatką którą ten okładał dzieciaka
Tyle wystarczyło. Urizjel nie zrobił nic złego. Okazał słabszemu dokładnie tyle szacunku co on okazała jeszcze słabszemu. Był z siebie zadowolony. Wstał znad niego
-Choć mały- zwrócił się do dzieciaka, nie było w nim już śladu gniewu. Wydawał się... przyjazny- stawiam obiad. Jestem Urizjel Blackhearth. A Ty?
Po czym zabrał go do jakiejś przeciętnej karczmy gdzie można dobrze zjeść za przyzwoitą cenę. Dziś ten mały naje się do syta
 
Arvelus jest offline