Wiatr zawiał jakoś mocniej. Melonik na głowie Jana zadrżał groźnie. Straszna morda trolla wykrzywiła się w okropnym grymasie, który pierwotnie miał być chyba uśmiechem. - Ma jeszcze jedną szansę, to nie troll - powiedziała bestia, mocniej ściskając maczugę. Ismena nadal pluskała swoim naturalnym, lekko wzburzonym rytmem, obmywając most i ochlapując przybrzeżne krzaki i drzewa. Nic nie wskazywało na to, że czyjeś życie zbliża się tutaj do końca. A jednak... - Jedna szansa, albo maczugą przez ryja - dodał troll, prawdopodobnie chcąc zmotywować Emigriusza do myślenia. Jakoś nigdzie nie było widać kości. Zazwyczaj w takich miejscach aż roiło się od piszczeli, czaszek i tym podobnych odpadów organicznych, a tutaj ziemia była czysta, nawet nie przekopana. Może Albert był wyjątkowo żarłocznym trollem? A może rozwiązanie tej zagadki leżało gdzieś po zupełnie innej stronie? Z resztą Jan miał w tej chwili o wiele ważniejsze sprawy na głowie. Jeżeli chciał tę głowę zachować dla siebie, to musiał myśleć. I to szybko, bo trolle raczej nie należały do cierpliwych stworzeń. |