Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 09:04   #8
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
- Co teraz, proszę pana? To, co zwykle - przejdziemy do mięs?
- Nie, Fabian, nie będę jadł tutaj. Jestem umówiony przy stoliku siódmym, a już prawie pora.
- Przyślę zatem którąś z dziewcząt, odprowadzi pana na miejsce.
- Nie: którąś. Przyprowadź mi...
- Louise. Oczywiście, proszę wybaczyć, powinienem pomyśleć od razu.







Biblioteka...Miała kryć w sobie odpowiedzi, odsłaniała jedynie bulgoczące, samoreplikujące się, obciążające jeszcze bardziej umysł pomieszanie. Zamknęła kolejną książkę, z trzaskiem, aż ktoś przy sąsiednim stoliku podniósł głowę obdarzając oburzonym spojrzeniem. Przeczytane słowa płynęły jak rzeka, rzeka zbyt szeroka i rwąca, nie pamiętała już tego, co czytała przed...Godziną? Pół? Ile już tu właściwie siedzi? Terminy i wyjaśnienia płynęły i znikały, były jak woda, której nie umiała jeszcze przy sobie zatrzymać, w której zanurzała się tracąc zdolność widzenia i rozumienia...

....problematyka pamięci dotyczy jej wiarygodności jako źródła wiedzy. W filozofii umysłu pamięć wiąże się z pytaniami o tożsamość osobową, natomiast zaburzenia „ja” stanowią istotę wielu chorób psychiatrycznych. Historycznie rzecz biorąc amnezje jako jednostki chorobowe pojawiły się.....


Te elewacje posiadają naturalnie ciągłą i płynnie przechodzącą powierzchnię, a to tutaj to całkiem ciekawe rozwiązanie...

....Szczególnym zainteresowaniem cieszą się tzw. paramnezje - urojenia, czy fantazmaty pamięci (pseudoreminiscencje). Jako oddzielne jednostki chorobowe traktuje się fugi i...


Doświadczenia déja- vu. Konfabulacje. Ta przeszklona witryna jest tu zbyt ostentacyjna, powinnam...

Zespół Korsakowa można traktować jako zaburzenie dotyczące przede wszystkim pamięci krótkotrwałej. Podobnie zespół obustronnego uszkodzenia hipokampa. O zaburzeniu pamięci trwałej świadczy syndrom wstecznej amnezji pourazowej, jeśli niepamięć dotyczy dłuższego okresu. Skutki syndromu amnezji pourazowej są porównywalne do skutków elektrowstrząsów wywoływanych eksperymentalnie. Stosowano eksperyment w którym bezpośrednio po uczeniu się poddawano badanych wstrżąsom. Zakres zapominanych treści obejmował do 30 minut. Wpływ wstrząsu wym większy im szybkiej po wyuczeniu się materiału następował zabieg.
Jeśli zmiany czynnościowe poprzedzają zmiany strukturalne to zakłócenie tych pierwszych powoduje niepamięć. Eksperyment może więc dotyczyć zmian w pamięci krótkotrwałej.
W eskperymencie “błąd czasu” badania wskazywały na przemijający charakter obserwowanych zjawisk pamięciowych i na pewne prawidłowości dające się prześledzić w stosunkowo krótkim czasie. Eksponowano dwa bodźce, z różną pauzą między nimi. Po dłuższej przerwie występowała tendencja do niedoceniania bodźca(b.c. +), natomiast po krótszej do przeceniania bodźca(błąd czasu negatywny), a...


O czym to ja... Te krzesła są niewygodne. Ozdobność mebla i wygoda jego użytkowania wcale nie muszą być do siebie odwrotnie proporcjonalne. Przecież jest możliwość...Zaraz, o czym to ja...Czuję się jak pijana...






Jest pijana, najwyraźniej mocno pijana. Prawdopodobnie też odurzona. Długie aż za pas sznury barwnych korali grzechoczą o siebie, gdy ona pobłyskuje ku mnie szklistymi oczyma spomiędzy zachodzących na jej młodą buźkę równo przyciętych czarnych włosów. W jej smukłych dłoniach egzemplarz “Pociągu donikąd”, który nieporadnie usiłuje mi wcisnąć do rąk razem z długim piórem.
- Detektyw Bonnett, prawda?! - szczebiot damulki przypomina trele egzotycznego ptaka - To niesamowite! Nie może mi pan odmówić podpisania tej...
- Mogę i odmówię. - odzywam się obcesowo, wymijając ją. Biegnie jeszcze chwilę za nami, z niedowierzaniem paplając coś zdrętwiałym już od trunków językiem. Zatrzymuję się jeszcze, by posłać jej spojrzenie, które definitywnie zakończy tę pożałowania godną scenę.
- Pomyliła mnie pani z kimś. A teraz proszę przestać przynosić wstyd sobie i mężczyźnie, u którego boku pani się tu pojawiła i jak najszybciej wracać do domu. Dama nie powinna nigdy doprowadzać się do takiego stanu jak pani.







...Pamięci przypisuje się szczególną rolę w tworzeniu tożsamości osobowej. Warunkiem zaistnienia poczucia jaźni jest pamięć przeszłych zdarzeń, pojęć, przeżyć oraz możliwość ich ponownego odtworzenia. Jednocześnie pamięć nie może być tylko naukowo-teoretycznym konstruktem, lecz winna być bliska codziennemu doświadczeniu. Właśnie pamięć autobiograficzna, jako pamięć żywa, zdaje się spełniać te wymagania. Aby wyodrębnić amnezje charakterystyczne dla różnych rodzajów zaburzeń trzeba wskazać na sposób powstawania pamięci autobiograficznej, oraz jej związki z innymi formami pamięci. Po drugie trzeba określić elementy całej maszynerii niezbędnej do powstania pełnej formy naszej samowiedzy, gdzie pamięć jest tylko jedną z części....

Pulpitowe zadaszenie wsparte na ozdobnych, żeliwnych słupach. To jest całkiem dobre, tak, podoba mi się.

...Warunkiem pojawienia się pamięci epizodycznej jest możliwość odtworzenia zdarzeń z przeszłości. Wiąże się to z byciem świadomym czasowego wymiaru doświadczenia. Narracja zawiera podwójną strukturę czasową – wewnętrzną oraz zewnętrzną. Wewnętrzna struktura czasowa stanowi rodzaj seryjnego porządku w którym jedno zdarzenie poprzedza drugie. Pozwala to na tworzenie struktury narracyjnej, gdzie każdy element narracji jest nowy, odmienny od dotychczasowych, a zarazem częścią tej samej serii. Zewnętrzna struktura czasowa, to relacja zewnętrznego narratora zdarzeń, które miały miejsce w przeszłości lub wydarzą się w przyszłości. Zaburzenia zdolności czasowej integracji zdarzeń występują w niektórych przypadkach uszkodzeń mózgu, kiedy pacjent nie pamięta dnia, tygodnia, miesiąca, czy roku. Z kolei pacjenci z niepamięcią wsteczną mogą mieć trudność z odtworzeniem zdarzeń z przeszłości, ale dobrze pamiętają zdarzenia późniejsze...

Dość. Nie, to nic nie da.

Nie, nie była gotowa na książki. Kto wie, ile czasu tu zmitrężyła - a i tak wzrok i myśli uciekały cały czas tylko do detali architektonicznych, konstrukcji olbrzymiej biblioteki, planów pomieszczeń, wymiarów pojawiających się przed jej oczyma w formie migotliwych, zmieniających się szybko cyfr...Znów miała wrażenie, że to ona właśnie tworzy ten gmach, mocą myśli wypełniając gotowy techniczny rysunek budynku w jej głowie. Zamknęła oczy. Musiała wyjść na powietrze...Pamięć wciąż umykała w tył, rzeka nie przestawała płynąć, pozostawiając na razie jedynie małe, niewyraźne wspomnienia z ostatnich paru godzin, niczym kamienie opierające się nurtowi.







Ciemność... Zaczarowany dorożkarz... Człowiek pragnie podróży. Oderwał się wreszcie od wystawowej szyby, gdy człowiek po drugiej stronie zaczął niepostrzeżenie przekształcać się to w Goldmanna, to znów zdawało mu się, że jego własna twarz starzeje się w oczach. Skupił wzrok na odbijającym się w szybie tle, a tam jak we mgle ulicą snuła się widmowa, nierealna dorożka...Czy istniała naprawdę? Zaczarowana dorożka. Zaczarowany koń. Odwrócił się. A może wcale się nie odwracał. Może działo się to po drugiej stronie odbicia. Machnął - zatrzymała się. To jeszcze o niczym nie świadczyło. Poczuł charakterystyczny zapach drewna powozu i woń zwierzęcia. To również jeszcze o niczym nie świadczyło.
- Wolna?
Widmowy dorożkarz, okutany w zlewający się z ciemnością płaszcz chyba pokiwał głową. Pasażer wsiadł, razem ze swym bagażem. Powóz ruszył, znów z taką samą flegmą jak przed chwilą po miejskim bruku zaczęły kląskać końskie kopyta. To nadal o niczym nie świadczyło.
- Nie powiedziałem dokąd...- odezwał się po jakimś czasie ukryty wewnątrz powozu pasażer
- Wiem przecież. Brama B. - dorożkarz nie odwracał się. Były tylko jego szare plecy i stary kapelusz.

Głos był niewyraźny, podobny do głosu zagłuszanego przez deszcz. Ale przecież nie padało. Może jednak milczał? Pasażer przyglądał się jeszcze chwilę biletowi, na którym był między innymi napis z oznaczeniem miejskiej bramy. Po słowach dorożkarza schował go do wewnętrznej kieszeni, a potem wyjął z bagażu podręcznego pewną figurkę i zaczął obracać ją w dłoniach.
- To daleko...- mruknął tamten, po długiej chwili. Może po godzinie. Wciąż nie miał twarzy.
- Nie spieszy mi się. Mam czas. - pasażer po raz setny, tysięczny przyglądał się rzeźbieniom. - Musisz jeszcze gdzieś dziś zdążyć?
- Nie. - dorożka zdawała się niemal nie poruszać, ale miasto w ciemności przepływało jednak obok - Wracam właśnie sprzed Le Chat Noir. To mój ostatni kurs...
- Ostatni...- mówił już tylko do siebie pasażer, po raz setny, tysięczny ważąc w dłoniach figurkę, - ...Le Chat Noir...
Dorożka powoli znikała. Zaczarowana dorożka. Zaczarowany dorożkarz. Zaczarowany koń...







Przybywaj, w Le Chat Noir mamy zawsze otwarte...

Le Chat Noir był jednym z najbardziej znanych lokali w Xhystos, był też jednym z tych, na które nie każdego obywatela Xhystos było stać. Bywali tu członkowie Rady, arystokraci i potężni przemysłowcy, bankierzy i wysokiej rangi urzędnicy, czasem nawet elita intelektualna uczelni, która jednak wolała spokojniejsze i mniej ostentacyjne przybytki. Miejsce to upodobali też sobie artyści, choć raczej było tu można spotkać tylko tych najbardziej uznanych. Ceny nie odstraszały zamożnych śpiewaków operowych, słynnych architektów, wybitnych instrumentalistów i rozpoznawalnych wszędzie pierwszoplanowych aktorów teatralnych. Cały ten świat, świat Le Chat Noir byłby niczym bez jego kobiet, o których urodzie i strojach krążyły legendy. Znakomita większość z nich przybywała tu w towarzystwie bogatych gentlemanów. Artystki rewiowe, aktorki, szansonistki i tancerki, ale też szacowne żony prominentów i błękitnokrwiste utracjuszki. O czym szeptano pokątnie, również ekskluzywne kurtyzany podające się w zależności od kaprysu czy sytuacji za przedstawicielki którejkolwiek i wszystkich z podanych powyżej grup.
Do imponującego gmachu tego sanktuarium przepychu prowadziła wysoka brama, z której witały gości fantastycznie upierzone ptaki i niezwykłe zwierzęta. Zarówno brama i te jej ozdoby wykonano z powyginanego malowanego metalu, który bezpośrednio dalej zaplatał się w korytarz prowadzący do głównego budynku. Attyka została ozdobiona ślimacznicami i dekoracyjnym fryzem organicznym. Nad wejściem głównym, pośród całej menażerii stanowiącej motyw przewodni rzeźbienia przechadzał się wielki czarny kot, którego przesadnie długi ogon spływał w falistym ruchu na dół zamieniając się w ornament oplatający wrota.

Gości witała strojna obsługa, najpierw zza katedry przypominającej skąpany w kwiatach niski balkon sprawdzając w księgach rezerwację, a potem prowadząc ich pośród witraży, satyrycznych malowideł czy karykatur, dziwacznych mebli i szklanych cudów w odpowiednie miejsca. Oprócz sal głównych, budynek krył w sobie również wiele cichych, mniejszych sal bocznych wyposażonych w bary, każda sama w sobie nie powstydziłaby się być oddzielną restauracją - w nich zwykle pito głównie alkohol i kawę.

Uśmiechnięte dziewczę, wiotkie i zwiewne jak utkane ze snu, prowadzi mnie teraz ku windzie. Z metalowej klatki wyjeżdża elegancka gondola, cała w kryształowych lustrach. Wchodzę. Są tu już inni ludzie, windziarz jest ubrany tak dobrze jak arystokrata. Winda rusza powoli, jakby balon którego nic nie wiąże, w brzuchu to dziwne i niesamowite uczucie lekkości. Przez fantazyjnie wygięte pręty klatki widać przez chwilę poziom ogromnej sali balowej ze sceną, na której ruchome, barwne dekoracje w wielkiej skali przedstawiają niebo i ziemię. Potem świat ten znika a gondola zaczyna zwalniać, by ukazać nowy. Klatka rozsuwa się, wychodzę w ślad za zapraszającą śliczną przewodniczką. Ten świat jest dużo ciemniejszy niż rozświetlona sala balowa, bardziej intymny i skryty, zapewniający azyl w półmroku. Na piętrze mieści się bowiem restauracja, po jednej stronie ściana pół-widocznych niesamowitych malunków, po drugiej zakręcona balustrada, a z nią przepaść w dół ku sali balowej scenie. Idziemy, a ja zdaję sobie sprawę z ogromu tego gmachu - wysoko nad nami olbrzymia kopuła tonie w mroku, a rozświetlają ją lampy imitujące gwiazdy. Z mroku tego ciągną się w dół długie liny, utrzymujące huśtawki - wysoko nad naszymi głowami przelatują siedzące na nich zgrabne, roznegliżowane, machające nogami kobiety poprzebierane za baśniowe istoty. Tu, na dole restauracja prowadzi nasze stopy po wielkim kole. Każdy stół ma osobne miejsce, daleko od innych, we własnym, samowystarczalnym świecie odgrodzonym od innych ścianą mroku i dymu. Dziewczyna z uśmiechem wskazuje jeden z tych światów, który jest światem siódmym, a ja zbliżam się by do niego wejść.

Przestrzeń była wyłaniającym się z mroku i dymu wnoszącym się lekko okręgiem z rzędami prowadzących wyżej małych schodków. U jego znajdującego się jakiś metr wyżej, ale parę metrów dalej szczytu, ku górze wznosił się szklany trzpień niknący aż w mroku pod kopułą, od którego odchodziły we wszystkie strony metalowe ozdobne linki. Wokół trzepienia zamocowany był spory piękny stół o idealnie okrągłym kształcie. Skupione wokół niego opalizujące krzesła miały wielkie oparcia i były bogato zdobione, przez co sprawiały wrażenie niewygodnych, ale gdy człowiek się już w nie zapadł, okazywało się, że udobruchane ciało niechętnie by je opuszczało.
Przy stole o numerze siódmym, numerze który znała przewodniczka - ale którego nigdzie nie było widać, miało się widok głównie na innych współbiesiadników. Reszta sali dyskretnie tonęła w mroku - już tylko pamięć podpowiadała obrazy, które widziało się w drodze na miejsce: podobne do tego stołu inne skupiska barwnych i eleganckich ludzi.

Czujecie już tę atmosferę? Dookoła rozciąga się ciemność i dym, a w nim odległe śmiechy, stukanie kieliszków, muzyka...W nim tysiące nie dających się tu usłyszeć słów, dyskusji o sztuce, o nauce, o pieniądzach. Niekończących się potyczek słownych, flirtów, umizgów, przekazywanych półszeptem plotek i prawdziwych tajemnic. W mroku tym współistniejące w tej magicznej przestrzeni inne stoły jak odległe gwiazdy lub wyspy na ciemnym oceanie, osobne światy. A ten świat tutaj? Na razie jeszcze jest pusty, wolne krzesła i nakrycia czekają, czeka odlewana w brązie piękna tabliczka z dumnym napisem "Réserver". Już czas. Zaraz świat ten zaludnią zaproszeni goście. Patrzcie, oto pierwszy z nich, zbliża się w towarzystwie uroczej przewodniczki. Zaraz po nim zjawią się inni. To ostatnie chwile, gdy stół stoi pusty.

Pierwszy gość już prawie tu jest. Słyszycie już jego kroki? Już, już wybiera jedno z pięciu miejsc. Patrzcie. Niemal na środku stołu, między przygotowaną już wspaniałą zastawą, coś jeszcze leży. To duża koperta, piękna czarna koperta o kształcie kwadratu, z uroczymi brązowo-złotymi tłoczeniami. Obok spoczywają pasujące do kompletu czarne nożyce o ciekawym kształcie, czekające tylko by ktoś ujął je i rozciął opasującą kopertę złocistą, delikatną tasiemkę.



 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 26-08-2010 o 10:05.
arm1tage jest offline