Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 10:12   #6
Bothari
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Szła spokojnie i niespiesznie. Godność promieniowała i rozlewała się przed nią. Milkły rozmowy. Spojrzenia spoczywały na niej, by po zbyt długim jak na wymagania etykiety wbić się w ziemię. Przyzwyczaiła się do tego, gdyż były hołdem dla niej i jej urody, a przez to i dla męża, rodziny i klanu. Uklękła i pokłoniła się małżonkowi. Nawet on, po dwudziestu dwóch latach związku nie potrafił oderwać od niej spojrzenia wystarczająco szybko, by nie zostało to zauważone, odnotowane i zapamiętane.
- Dlaczego założyłaś dzisiaj czerwone kimono? Czyż błękit nie byłby odpowiedniejszy? - zapytał cicho, by goście nie usłyszeli. Nie odczytała w jego słowach urazy, czy niezadowolenia. Tylko zaskoczenie.
- By nieść chwałę Twojego domu, panie. Sam wiesz, że lepiej mi w barwach Skorpiona.
- Cieszę się, że mon klanu nosisz na plecach, bo wielu mogło by się pomylić co do ciebie ... Czerwony Żurawiu.
Uśmiechnęła się do niego i do swoich myśli jednocześnie. Był tak blisko prawdy ... a jednocześnie tak daleko.

* * *

W sali zielonej gwar narastał powoli, jakby obawiając się interwencji, czy może oceny? W pomieszczeniu mieszały się kolory, klany i postawy. Ot - pod przeciwległą do dwójki zajętych origami Żurawi ścianą - dwaj samurajowie, Lew i Krab, przechwalali się głośno swoimi czynami. Pierwszy szczycił się pokonaniem pięciu bandytów, drugi - trzech Oni. W rozmowę włączył się jakiś Feniks cicho komentując - A czy któryś z was uratował sto żyć kończąc wojnę? - Zignorowali go. Licytacja przechwałek nadal trwała.

Kolejna para Żurawi wkroczyła do sali bez słowa. Bardzo cicho usiedli obok Kayami i Arashiego zaszczycając ich krótkimi ukłonami. Potem ... pogrążyli się w dość specyficznej konwersacji. Gestykulowali dłońmi i palcami. Jej ruchy były oszczędne i spokojne. Bardzo pewne. Jego - urywane i niepewne, szukające właściwych położeń. Poruszał lekko ustami i chyba tylko wiatr wiedział, jakie słowa wypowiada, bo to czy docierały chociaż do jego uszu, było wątpliwym. Gdy służąca podeszła, samuraj poprosił o aromatyczną herbatę dla obojga. Potem wrócili do konwersacji.

On ma typową dla Żurawia urodę. Gładka twarz, długie, pobielone włosy. Szczupły i żylasty. Ciemnoniebieskie kimono szczelnie go okrywa. Mon klanu oraz rodziny Kakita wyraźnie są zaznaczone na plecach oraz prawej piersi. Po jego lewej stronie leży daisho doskonałej roboty. Tak doskonałej, że zawierać może tylko jeden ze słynnych mieczy Kakita, albo coś równie pięknego.

Ona jest "szarą myszką", choć jej typ urody także zdradza szlachetną krew Żurawi. Mon po lewej stronie podpowiada - rodzina Doji. Jej kimono utrzymane w szafirowym kolorze jest gorszej jakości od jego. Zaś wakizashi które wniosła na salę wygląda na najgorszą możliwą robotę i ... jakby nigdy nie było wyciągane z saja. W zasadzie, można by ją już oskarżyć o szarganie samurajskiego honoru.

W którymś momencie spojrzenia Kayami i młodej Doji spotkały się na ułamek sekundy. Dziewczyna natychmiast rozszerzyła nieznacznie oczy i szybko opuściła głowę. Zbyt szybko, by uszło to uwagi kogoś, kto obserwował by tą scenę.

W tym samym czasie partia gomoku przekroczyła punkt kulminacyjny. Feniks wykonał genialne w swej prostocie posunięcie i wszyscy patrzący zrozumieli, że teraz zaczyna się proste parcie do zwycięstwa.
- Wygrałeś. - powiedział tylko Żuraw. Ten Dajdoji potrafił pogodzić się z porażką. - Zechcesz zagrać jeszcze raz Kodaru-san?
Ponownie rozłożono grę. Tym razem rozpoczynał Isawa.

- Jak to ... haiku?! - święte oburzenie Kraba było aż nadto widoczne. Skorpion siedzący naprzeciw niego był załamany i było to widoczne pomimo maski na twarzy. - Mam układać wiersze, żeby wygrać?! Co to za turniej?! - Krab mówił już ciszej, ale w ciszy która zapadła i tak było go słychać. Bayushi pokręcił głową i wstał bez słowa. Zdziwione i jeszcze bardziej gniewne słowa Hida goniły go w drodze do wyjścia. - Gdzie idziesz?! To tak wyglądają interesy ze Skorpionami?! - Skorpion przystanął - A tak, te z Krabami - powiedział z westchnieniem i wskazał Kraba. Sala ryknęła śmiechem. Skorpion wyszedł. Hida przez moment czerwieniał na twarzy, po czym zerwał się i wybiegł z sali. Skorpiona już jednak nie było.

Od tej chwili było już gwarno. Coraz to nowe osoby wchodziły do sali.

W sali można było zobaczyć przedstawicieli wszystkich niemal klanów. Żurawi było istne zatrzęsienie, Lwów - bardzo wielu. Po kilku z pozostałych wielkich klanów a nawet jeden Ważka, jeden Wróbel i jeden Lis. Z boczku siedziała nawet samuraj-ko z klanu Osy, z długim łukiem za plecami. Po uważnym rozejrzeniu się po sali można było też dostrzec dwóch samurajów bez klanu.

* * *

Siedział i medytował. Służba obserwowała go przez szpary z nabożną czcią i strachem. Co teraz rozkaże pan? Gdy wstał - wszyscy zamarli. Rzucił cztery imiona. Czworo yoriki sprowadzono. Wydał rozkazy. Turniej był okazją na którą czekał. Cztery zaproszenia musiały wystarczyć, bo tylko tyle miła przy sobie ta miła Doji schwytana na trakcie. Czy okażą się równie przydatne jak ciało dziewczyny w nocy a krew w nadchodzącym rytuale? I czy jego yoriki podołają wyzwaniu?
 
Bothari jest offline