Widząc nadchodzący cud natury Jerycho bezgłośnie gwizdnął. Tak, znał tą panią. Nie pamiętał skąd, ale znał. Takiej facjatki... i nie tylko, się nie zapomina.
Rzucił Jackowi mordercze spojrzenie gdy ten zadrwił z jego imienia, choć było w nim równa dawka humoru jak w tej drwinie.
Wstał i machnął ręką w geście pośrednim między salutem a zwykłym pomachaniem ręką. Nie był zbyt blisko więc nie musiała zadzierać głowy, ale i tak z satysfakcją obserwował jej minę. Tak, Jerycho nie potrzebował wiele do szczęścia. Jedną z jego niewielkich przyjemności było oglądanie wyrazu twarzy ludzi którzy zauważyli różnicę wzrostów.
Potem usiadł i odprowadził Irmę wzrokiem... właściwie conajmniej przez pół drogi na parkiet, z lubością, odprowadzał jej 4 litery, jednak w subtelny sposób, więc nikt nie miał prawa tego zauważyć. |