Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 15:13   #9
Cool
 
Cool's Avatar
 
Reputacja: 1 Cool nie jest za bardzo znany
- Koso Kayami. – podniosła głowę, jej usta uśmiechały się, delikatne rysy jeszcze złagodniały, tylko oczy nie uczestniczyły w tej kurtuazyjnej grze, nie dlatego, że nie chciała, to by wymagało jednak większych umiejętności niż te posiadane przez Kayami, bo przecież jej dusza nie śmiała się nigdy. Można powiedzieć, że to był jeden z powodów dla których musiała wszystko zakończyć. Brakowało jej i łagodności i humoru, a którąś z tych cech trzeba przecież posiadać. Bushi był naprawdę przystojny i wydał jej się bardzo młody, chłopiec, który niedawno został mężczyzną. Wszystkie skojarzenia były smutne.

- Szybko przyznajesz mi przewagę Doji-san. - zażartowała uśmiechnięta Kayami - To bardzo miło z twojej strony.

Doji pozwolił sobie na chwilę zapomnienia i odwzajemnił uśmiech. Nawet jego oczy zmrużyły się sprawiając, że wyglądał doprawdy beztrosko. Przez tych kilka chwil nie zważał na otaczające ich tłumy. Strach przed knującymi Skorpionami i wytykającymi brak taktu Lwami pozostawił gdzieś daleko za sobą.

- Niektórzy - wskazał Feniksa i Żurawia rozgrywającego partię gomoku. - Wygrywają dzięki swym niebywałym umiejętnością. Czasem ważniejsza jest jednak wiedza o tym do czego przeciwnik jest zdolny.

Kilkoma prostym ruchami wygładził swe haori i raz jeszcze skłonił się Kayami.

- Teraz wybacz, ale czas bym i ja poznał swego przyszłego rywala. Oby Fortuny ci sprzyjały.
- Nawzajem Doji- san. Niech sprzyjają ci i Mądrość i Wiedza.

Pozwolił sobie na jeszcze jeden, znacznie delikatniejszy uśmiech i ruszył ku mężczyznom oddającym się grze w gomoku. Odprowadzało go spojrzenie Kayami.

Pozostawił kobietę za sobą, lecz nadal towarzyszyła mu w myślach. Piękna jak kwiat, a jednak naznaczona skazą ukrytą przed jego wzrokiem. Należała bowiem do tych, których nie sposób zobaczyć, można je tylko wyczuć, choć i to nie bywa łatwe. Zupełnie jakby wydrzeć obraz i pozostawić samą ramę. Nawet najpiękniejsza zawsze zionęłaby pustką. Doji odczuwał to wielokrotnie wędrując po komnatach dworu. Pośród kobiet, którym przyszło rozstać się ze swym życiem, by nie zhańbić swego rodu. Oto waga powinności, która ciąży nam wszystkim. Był ciekaw jaką historię skrywa ten kwiat.

Poruszył nieznacznie głową, zupełnie jakby chciał by myśli w nieznany mu sposób opuściły ją raz na zawsze. Nim ostatecznie odzyskał jasność umysłu, dotarł już do grupki ludzi zgromadzonych wokół Feniksa i Żurawia, którzy grali z taką zawziętością jakby w istocie dyrygowali armiami w walce o sam Szmaragdowy Tron. W rzeczywistości nie interesowały go tego rodzaju gry logiczne. Swego czasu słyszał, że bushi Akodo traktują to jak naukę taktyki. Gdyby go jednak spytać, bez chwili wątpienia stwierdziłby, że to bynajmniej nonsens. Nawet jeśli każdy pionek odpowiadałby tysięcznej armii. Wystarczy jeden szept, by zmieść je wszystkie z powierzchni ziemi.

Zresztą.

Partia gomoku była nazbyt oczywista i przewidywalna. Nawet choć niedoświadczony w takich rozrywkach, Arashi nie potrzebował dłuższej chwili by przekonać się o jednostronności tego starcia. Przez moment zastanawiał się czy Feniks przetrwa w turnieju na tyle długo, by faktycznie zagrozić jemu i innym uczestnikom swymi umiejętnościami. Wszystko to tylko po to by błyskawicznie stracić zainteresowanie całym tym zamieszaniem. Stał tam jeszcze przez moment, ale nim zdołał się zorientować, nogi niosły go już w zupełnie innym kierunku.

Leniwym krokiem obszedł raz jeszcze Zieloną salę, by jego oczy znalazły wreszcie kogoś, komu mógłby poświęcić swój czas. Ucieszył się widząc byłego towarzysza. Zdziwił go jednak strój i towarzysz byłego yojimbo. Szybko przypomniał sobie zasłyszane wieści i w mgnieniu oka wszystko stało się jasne. W jego oczach niczego to nie zmieniło, postanowił więc przywitać się z uczestniczącymi w turnieju ludźmi fali.

- Dobrze znów cię widzieć Goshuki-san - Żuraw skinął lekko głową patrząc na jednego z pary roninów. - Choć jak się domyślam przyjdzie nam stanąć naprzeciw siebie podczas turnieju.
- Doji-san - skłonił się daleko głębiej. - To przyjemność cię widzieć i zaszczyt z Tobą współzawodniczyć. Pozwól, że przedstawię mojego przyjaciela Juriu Katoshi - drugi szermierz ukłonił się bardzo oszczędnie i dumnie.

Ten widok nie zdziwił Żurawia. Słyszał o rodzie, który szczyci się swą wolnością i niezależnością. Jakże niespotykany powód do dumy w dzisiejszych czasach. Arashi nie podzielał ich opinii, bo choć tkwił w nim wolny i nieokiełznany duch, nie potrafił wystąpić przeciw panującemu porządkowi. Równie dobrze mógłby podnieść miecz na swą rodzinę i jej przodków. Służba była powinnością, zaszczytem o którym uczono go przed laty w akademii Kakita. Nawet dziś, choć bliższy był dworzanom, nie zapomniał tych lekcji. Nie wiedział czego mógł się spodziewać po tym człowieku. Odnosił wrażenie jakby nagle znalazł się w towarzystwie gaijina, zbyt groźnego by móc go zlekceważyć. Zdawał się być tak obcy, jakby Rokugan był dla niego jedynie miejscem z dala od domu. Nigdy nie spotkał kogoś spoza swej ojczyzny, z jakiegoś jednak powodu czuł jakby właśnie jednego poznał. Z zamyślenia wyrwał go Goshuki.

- Niewielu Żurawi chce bratać się z roninami. Zwłaszcza pośród rodziny Doji. Nikt nie chce ryzykować honoru - urwał nagle, zdawał się być dość zakłopotany całą tą sytuacją.
- Niewielu Żurawi dzieliło ze mną pole walki - spojrzał głęboko w oczy ronina, jego twarz była tak daleka od tej, którą prezentował jeszcze nie tak dawno, brak jakiegokolwiek wyrazu, całkowita pewność. - Uczono mnie, że Daidoji znaczy obrońca Doji i nigdy nie zwątpię w te słowa po tym, jak członkowie tej rodziny oddali własne życia w obronie mego. Nie lękam się o mój honor, bo i twoje serce jest go pełne Goshuki-san.

W jednej chwili uleciało gdzieś to całe napięcie, którym przed chwilą emanował. Być może po prostu nie był pewien reakcji byłego towarzysza.

- Jest mi niezmiernie miło cię poznać Juriu Katoshi - ukłonił się lekko, nie chciał wpędzać ronina w zakłopotanie. - Jestem Doji Arashi - stał tak przez moment lustrując sylwetkę mężczyzny, po czym ponownie zwrócił się do byłego Żurawia.
- Swoją drogą - ciągnął dalej. - Przybyłem tu przed momentem. Nie użyczylibyście mi odrobiny swej wiedzy? To mogłoby okazać się bardzo pomocne.

- Dziekuję Doji- san. Mało jeszcze posiadamy wiedzy o tym turnieju. Wielu mówi, że można się bardzo wzbogacić. Inni, że pojedynki będą toczyły się na powbijanych w morskie dno palach. Jeden z moich znajomych widział pracujących w pobliskim lesie robotników. Kopali doły, wieszali liny i kładki. Nikt jednak nie wie nic pewnego, a przynajmniej - nie opowiada o tym ludziom fali. Słyszałem o jednym Skorpionie, który za jedno koku sprzedaje informacje o jednej konkurencji. Podobno wie coś o pięciu. Ja niestety nie miałem ani jednego koku.

- Ja zaś swoje oszczędziłem dzięki uprzejmości Kraba - klasnął w dłonie i rzucił szybkie spojrzenie obrońcy Kaiu. - To byłaby dopiero hańba nie podołać konkurencji Pani Doji. Obym pamiętał jeszcze nauki mej matki.
- Dziękuje za informację Goshuki-san. W podzięce i ja podzielę się z wami odrobiną mej wiedzy - ruchem głowy wskazał mężczyzn rozgrywających partię gomoku. - Feniks to Isawa Totori, osoba o wręcz legendarnej mądrości. Oby nie przyszło wam zmierzyć się z nim na tym polu walki - ukłonił się ponownie i dodał jeszcze na pożegnanie. - Powodzenia w turnieju i obyście odnaleźli to czego podczas niego szukacie.

Ronini ukłonili się. Jeden dość nisko, drugi tak lekko, że można to było odczytać jako zamierzoną obrazę. Każdy Lew z pewnością żądałby satysfakcji, on jednak nie był Lwem i na swój własny sposób docenił butność szermierza pozbawionego pana. Odwrócił się z gracją i ruszył w kierunku swych komnat. Miast tracić czas na dalsze dyskusje wolał pozwolić swojemu ciału odpocząć przed jutrzejszymi konkurencjami.
 
Cool jest offline