Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2010, 09:37   #10
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Promienie słoneczne wpadające przez mała okrągła szybę obudziły Evrosa. Przeciągnął się, bo w zasadzie sen nie wygnał do końca zmęczenia z ciała. Prawie cała noc go nie było, nocne wypady na dobrze strzeżone tankowce nie były najlepszym sposobem na odpoczynek. Lajtinger i Soren też musieli wrócić niezłapani czy ranni. Inaczej już dawno obudzili by ich Janczarzy Szejka, ewentualnie zamieszanie związane z opatrywaniem rannych. „To dobry znak” – pomyślał.

Zwlekł się z posłania i wykonał zwyczajową serią ćwiczeń. Starał się stale utrzymywać ciało w wysokiej sprawności, w końcu jego wysiłkiem zarabiał na życie. Ćwiczenie było tez doskonała chwilą, by mógł sobie poczynić plany na nowy dzień, ewentualnie podsumować to co mają. Jego mięśnie już na pamięć wykonywały wielokrotnie wcześniej powtarzane czynności, umysł mógł się skupić na czymś innym.

Kiedy wyszedł z kajuty reszta już krzątała się po pokładzie. Powędrował do kuchni zaspokoić nieprzyjemne ssanie w żołądku, szybko przygotował sobie jakieś proste śniadanie. Kiedy skończył Aspazja już stała na trapie Rybki gdzie czekał na nią Kierownik Torchady. Właśnie wybierała się do Szejka, zamierzając uzyskać zgodę na odwiedzenie Oroyme. W zasadzie Evros już chciał zwrócić się do niej o pozwolenie na eskortę, ale zauważył szóstkę Janczarów przysłaną dla ochrony, wiec nie protestował, choć plotki jakie okrążały miasto o Ponurym Snajperze były dość intrygujące. Początkowo myślał, że to jego strzał do strażnika na tankowcu je wzbudził, ale wkrótce były inne cele, co go uspokoiło. Jednak dla pewności skrzynię z karabinem wyborowym ukrył głęboko w ładowni, pod stertą innych skrzyń i kartonów.
Skoro Aspazja wyszła to i tak nie miał komu złożyć raportu z pobytu na tankowcu. Podobnie zresztą chyba mieli pilot z mechanikiem. No nic sprawa musiała poczekać do wieczora. Wziął się za drobne prace na statku i wokół niego . Kiedy przechodził się wokół „Rybki” i w zasadzie nudził się już, podszedł do niego mały chłopczyk, na oko około 6 lat. Nieco zaniedbany i brudny, ale ze smagłą cerą, co świadczyło, że było to zapewne jedno z wielu „dzieci portu”.

- Jakiś pan kazał mi to podać? – wyciągnął rękę z karteczką w kierunku Evrosa. Kiedy żołnierz wyciągnął dłoń by ją sięgnąć, chłopczyk cofną rękę i z cwaniackim uśmiechem na twarzy dodał: - Ten pan powiedział również, że dostanę od Ciebie parę szponów za to.
Sugestia była aż nadto zrozumiała, a Evros zaczynał już podejrzewać kto przekazuje mu wiadomość. Wyciągnął z kieszeni kilka drobnych i dał dzieciakowi, który po oddaniu mu wiadomości zniknął równie szybko jak przyszedł. Schował wiadomość do kieszeni i wrócił na statek. Z takimi rzeczami lepiej się nie afiszować, nie maił pewności, że nikt ich nie obserwuje. Poszedł do swojej kajuty i odczytał wiadomość:

„Przyjdź do „Bryzy” pod wieczór. W tamtejszej Piwnicy dają świetne piwo. Pogadamy o starych czasach. R.”

Widać jego dawny znajomy zdobył jakieś przydatne informacje i potrzebował pieniędzy, zresztą kiedy Rączka nie potrzebował pieniędzy. Patrzył jak wiadomość płonie w ogniu w popielniczce.

*****

Bryza była popularną, portowa tawerną dla szerokiej gamy różnych żeglarzy, rybaków, pozyskiwaczy czy pomniejszych członków Lig. Takie miejsca z reguły oprócz towarzyskiej funkcji, spełniają też wiele innych przydatnych potrzeb. Przekazywanie informacji, jakiś drobny nielegalny handelek, zlecanie zadań czy wynajęcie najemnika. To było idealne miejsce, a Rączka stary cwaniak wiedział, że w tak gwarnym miejscu, nikogo nie zainteresuje ich spotkanie.
„Chyba, że sam mnie wystawi” – pomyślał de Varass, zapinając zamek kamizelki kewlarowej, ukrytej pod bluzą z syntjedwabiu. Do przedramienia i kostki przymocował pochwy z krótkimi sztyletami, a rękojeść monomiecza ukrył pod bluzą. Jedynie w kaburze na udzie widoczny był pistolet maszynowy z tłumikiem. Jako najemnik z ochrony szlachcianki, miał prawo go nosić.
Wnętrze przybytku tak jak się spodziewał, było tłocznie zapełnione bywalcami, zadymione tytoniem i innymi spalanymi używkami, oraz przesycone wyraźną, ostra nutą alkoholu . Skierował swe kroki ku zejściu do piwnicy lokalu, która była jego integralną częścią, tworząc dodatkową salę, trochę mniej zatłoczoną niż pierwsza.
Rączka siedział tuż przy wyjściu na górę, mądrze, w razie kotła miał blisko do wyjścia.
- Co dla mnie masz? – zapytał bez ogródek Evros, siadając naprzeciw.
- Ech myślałem, że pogadamy o starych czasach? – zażartował Rączka.
- Może gdybym miał pewność, że mnie też nie zamierzasz sprzedać, pamiętaj, byłem w miejscach, które nazywasz piekłem. Widziałem rzeczy o których ci się nie śniło. – sprowadził go na ziemię żołnierz.
- Wiem, wiem... nie jestem głupi.
– dodał informator nieco zmieszany.

- I to mnie właśnie martwi.
- A skoro jesteśmy w temacie, masz forsę? - Evros rzucił wypchany mieszek na stół. Widząc to Rączka uśmiechnął się i zaczął śpiewać.
- Co chcesz wiedzieć?

- Wszystko. Zacznijmy od tego czy Wilkenson ma coś wspólnego z Belliahem.
- Nic , znaczy... raczej nie, można by mu zarzucić wiele rzeczy, poczynając od dążenia do celu po trupach, ale to łowca nagród a nie niewolników. I nie słyszałem by trudnił się piractwem. On chce schwytać Belliaha, mówię ci jest strasznie cięty by dowiedzieć się kto napada na statki i powiesić go na rejach. No i oczywiście zgarnąć nagrodę za jego macki. Wilkenson sam by wiele dał za ślad Belliaha.
- Jakieś sukcesy w tym temacie? –
de Varass drążył temat.
- Brak. Patrolujemy wody. Ale nic nie znaleźliśmy. Za to dotarł do jednego z marynarzy, który przeżył napad statku. Niestety to był ostatni dzień jego życia. Zrobił nagranie, które pozwoliłem sobie skopiować
- szczerząc się położył na stole kasetę, którą Evros schował do wewnętrznej kieszeni bluzy.

- Jak widzisz inwestycja zwróciła się z nawiązką. - podkreślił ostatnie słowo.
- Skąd Wilkenson bierze granaty gazowe, dlaczego taki sam znaleziono na pokładzie Meduzy? – Hazat poruszył kolejną interesującą go kwestię.
- Ooo? Tego nie wiedziałem. Nie wiem skąd je bierze. Ma jakiegoś swojego dostawcę, to popularny model, chyba ma je jeszcze z Ligenhaim. Chyba nawet gdzieś widziałem je w Ayanie, może przy astroporcie Perrido, ale naprawdę nie wiem gdzie.


- Ten Ponury Snajper, nic nie obiło Ci się o uszy?
- Pha.
- zaksztusił się piwem - Że to kolejna głupia bajeczka maluczkich. W każdym mieście takie są. Wiesz, o krokodylo ludziach żyjących pod BII, czy latających rydwanach porywających dzieci, czy o facetach w czerni. Wszędzie tego pełno. Każdy frajer może być przez chwile legendą, jeśli tylko kupi sobie snajperkę. Wilkenson nie ma z tym nic wspólnego. To nie w jego w stylu.
- A co jest w jego stylu?
- Zrzucić napalm, seria z automatu i pytać rannych. On wie, że ma do czynienia z sukinsynami i ich nie oszczędza. Czasem zdarzą się przypadkowe ofiary, ale ich los mało się liczy.
- Nie ma w jego załodze snajperów?
- Właściwie ma, nazywa się sokół, cyborg. Ale nie widziałem by włóczył się po nocach, przy najmniej gdzie indziej niż do Kasyna Karnawału. A tego snajpera to już chyba złapali, jakieś porachunki wewnątrz Aptekarzy albo coś.
- Słuchaj, nie płace ci za „albo coś”, tylko za fakty.
- Dobra, dobra... ale nie wiem wszystkiego. Pytaj o sierżanta, a nie jakieś bzdety. –
zaperzył się Rączka.
- To co masz?
- Hmm myślałem by zachować to na koniec, ale skoro się niecierpliwisz...
- wyjął kopertę, w środku było parę niewyraźnych kopii zdjęć. - To zdjęcie wykonane z niebiańskiego oka, większość zasłaniają Chmury, ale ta niewyraźna plama to platforma kopalin w pobliżu el Mook. Obok widzisz dwa statki. Problem w tym, że po epidemii skorup i rebelii Poszukiwacze zabrali swoje skafandry i kilofy, i zwiali z Archipelagu. Może Pozyskiwacze szukają złomu, może ktoś szuka cichego miejsca.

Zdjęcia również powędrowały za kasetą, a Evros z kiwnięciem głową wyraził uznanie dla swojego informatora.
- A ten kuter, co znaleźliśmy go na morzu, Wilenson nie miał żalu, że to my zgarnęliśmy nagrodę?

- Wilkenson był wściekły na tą twoją damę, chciał mieć pierwszy sukces by pochwalić się przed gildą, a tu okazało się, że poławiaczka pereł była lepsza. Nie zapomni jej tego. Tak mówią, ale mi się nie zwierza, chyba mi nie ufa.
- A komu ufa?
- Nikomu. Całą drużynę trzyma na dystans. Może Lotos. Jak jesteśmy w mieście to głównie z nią wychodzi.
- Kim jest ta Lotos?
- To ta kobieta z maską na twarzy i wytatuowanym skorpionem. Ekspert od broni białej. Trochę dziwna. Niewiele mówi. Jak coś powie, to jakimś wierszem. A w czasie wolnym maże coś po szmatach.
- wzruszył ramionami - Nie zrozumiesz kobiet.
- I gdzie wychodzą?
- Wszędzie. Do Pałacu, po targu portowym, do Astroportu i Kasyna. Kasyna Karnawału, sporo elyty tej mieściny tam się schodzi. Głównie Ligowcy i nowi w mieście. Żeglarze nie lubią tamtego miejsca.
- I z kim się spotykają?
- Niedługo chyba z każdym, ostatnio chyba Zhengiem, to jeden z przewoźników. Swoją drogą naprawdę nie zdajesz sobie sprawy ile zachodu wymagało ode mnie zdobycie tych wszystkich informacji i ile ryzykuje. Wilkenson to straszny człowiek, ten marny mieszek to tak mało w porównaniu z tym co dla ciebie zrobiłem.

Żołnierz przewidział taką możliwość. Znał Rączkę od dawna i wiedział, że jest kutym na cztery nogi ćwikiem, dlatego dyskretnie pod stołem podał mu drugi mieszek , wielkością zbliżony do tego pierwszego. Było tego kilkadziesiąt feniksów razem.
- Jeszcze jedno pytanie – powiedział, patrząc jak Rączka dopija swoje piwo – dama poszukująca Ksantypa. Nie obiło Ci się o uszy to nazwisko? Dlaczego interesuje się prostym żołnierzem?
- A co z nią ma być? Ponoć jest wolna – udawanie zdziwił się i zażartował cwaniaczek. Zaraz potem dodał: - Ksantypa to ktoś z elit Rycerzy Poszukujących, jakaś ich wewnętrzna służba – de Varras dodał w myślach „Justykariusze” - jeśli kimś się interesuje to znaczy, że nie jest to prosty żołnierz. Ostatnio jest zajęta tym ponurym snajperem, a w pracy wspierają ją Janczarzy Szejka. To Ci sami smutni panowie, o których mówiłem Ci na kutrze. Ten ich zwierzchnik Agca jest cwanym facetem.
- To wszystko co chciałem wiedzieć. Byłeś pomocny, nawet więcej niż pomocny. Będziemy w porcie jeszcze jakiś czas, jakbyś miał jeszcze coś ciekawego to się odezwij. Tymczasem bywa.
Evros ruszył ku wyjściu. W Sali na górze wydawało mu się, że zauważył Sorena, ale nie miał czasu by się tym teraz przejmować. Miał kilka ważnych informacji, które Aspazja powinna zobaczyć jak najszybciej, a tę kasetę chyba Nadia powinna obejrzeć.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline