Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2010, 22:43   #9
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Behind the dark walls
Dark secrets hide in the shadows
An evil presence
In the fortress of light
Darkness is falling
As the spirit of God slips away
You're a sinner by night
And a holy saint by day

In the sacred corridors evil is set free,
Lurking among the shadows of the monaster

Falconer - Heresy In Disguise


Strażnik siedział przy ognisku. Był strasznie zmęczony ale nie fizycznie. Był zmęczony tym światem i wiecznie panującym tu mrokiem. Był istotą przynależącą do światła a to miejsce było zaprzeczeniem całego jestestwa byłego Szarego. Światło ognia było jedynym co trzymało go jeszcze przy życiu. Było ono jednak słabe i zdolne do wypalenia się w każdej chwili. Nie zaspokajało to głodu, ale dawało nadzieję. Czarne tatuaże w kształcie węży wiły się po całym jego ciele.
-Ironia losu... - mruknął sam do siebie rozmyślając po raz kolejny o swojej sytuacji. Postanowił jednak, że osiągnie swój cel i zamierza zrobić wszystko co możliwe by tak się stało. Był ciekawe czy gdyby teraz spotkał kogoś ze starych towarzyszy broni ktokolwiek by go rozpoznał. Wyglądał tak samo, ale zarazem zupełnie inaczej. Skóra była lekko niebieskawo-blada. Zupełnie jak zamarznięty trup znaleziony przypadkiem podczas śnieżnej zamieci. Żyły były doskonale widoczne na całym ciele - można by wręcz pomyśleć, że skóra stała się tak cienka, że niemal przeźroczysta. Nawet oczy ze złota zmieniły barwę na jaskrawy błękit. Taki sam a zarazem zupełnie inny. Chciałby wrócić do swego świata, ale jeszcze nie czas. Musiał najpierw zebrać dość sił. Był jeszcze za słaby - potrzebował jeszcze więcej mocy. Na samą myśl węże zaczęły wić się jak szalone niczym opętane szaleńczym głodem potęgi.
-Już niedługo... - mruknął i w tym momencie wyskoczyła jedna z licznych bestii zamieszkującą tą krainę. Nieskończony ledwo uniknął ataku pazurami. Zaryczała wściekle. Zaraz pewnie zaatakuje ponownie. Pożre jedyny żywy byt w zasięgu wzroku. Tak kazał mu instynkt. Takie były prawa przyrody. Taki był ten świat, ale Strażnik nie był jego częścią. Był gościem - anomalią, która tutaj nie pasowała i zakłócała naturalny cykl rzeczy. Po chwili wyskoczyły jednak cztery kolejne bestie. Więc to było stado? Bardzo dobrze.



Nawet się nie poruszył. Nie było potrzeby. Wypuścił powietrze z ust. Oddech przypominał parę zupełnie jakby było straszliwie zimno. Temperatura gwałtownie się obniżyła a miejsce gdzie siedział wojownik pokrył szron, który się rozprzestrzeniał. Zwierzęta polegały tylko na instynkcie, który nigdy nie miał do czynienia z czymś podobnym. Nie wiedział jak się zachować gdy ktoś zbiera magiczną energię - gdy ktoś szykuje zaklęcie, która odeśle Ciebie z całą pewnością do niebytu. Jak się zachować wobec czegoś co wykracza poza Twoje pojmowanie? Bestie nie wiedziała. Strażnik ciągle nie wstając wyciągnął swój miecz - Egnév. Potwór mógł dostrzec swoje odbicie na ostrzu stali.
-Zejdźcie mi z drogi... - mruknął nieskończony. Dwie bestie niczym poparzone rozgrzanym żelazem zaczęły uciekać. Bez celu. Byle jak najdalej od tego miejsca. Mądry wybór. Te osobniki przeżyją dzisiejszą noc. Reszta nie wiedząc co robić po prostu zaatakowała. To jedyne co mogły zrobić poza ucieczką w tej sytuacji.
-Minori Glacierim... Minori... -Strażnik szeptał słowa tak szybko, że te prawie zlewały się w jeden dźwięk. Za każdym wypowiedzianym słowem szron i chłód rozchodzący się od jego osoby stawał się coraz większy aż w końcu bestie znalazły się w polu rażenia. Zrobił krok w stronę potworów, które natychmiast znieruchomiały. Ich kończyny zostały skute lodowymi kajdanami, których nie były w stanie rozerwać. Szybkim ruchem miecza nieskończony odciął głowy dwóm bestiom po czym rozproszył zaklęcie. Ostatni stwór był na tyle zszokowany, że nie wiedział jak się zachować.
-Na kolana... - Bestia miała prosty wybór: usłuchać bądź zginąć od tej broni. Choć nie mogła zrozumieć pewnie ani słowa wojownika to podświadomie rozumiała sytuację. Czuła z każdą chwilą narastającą presję by upaść na kolana - by się ulec, by okazać niższość, by się podporządkować. I w końcu usłuchała. Uklęknęła przed nim jakby był królem - oddała pokłon. Strażnik wstał powoli i machnięciem ręki zgasił ognisko. Przypalone resztki drewna pokryły się szronem. Następnie podszedł do nowego wierzchowca i dosiadł go. Niewygodny, ale da radę jechać.
-Naprzód... - polecił i bestia znowu wykonała rozkaz. Czekała ich długa podróż na końcu której i tak zabije to stworzenie. Nawet potężni czarnoksiężnicy są tylko istotami żywymi a co za tym idzie muszą jeść by przeżyć. Ten potwór stanie się po prostu kolejną ofiarą do osiągnięcia celu.
 
Famir jest offline