Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2010, 11:36   #10
Suryiel
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
Kapłanka przez większość przydzielonego im przez generała czasu kręciła się bez calu po mieście, unikając jak ognia kogokolwiek ze swojej drużyny lub nawet któregoś z żołnierzy, którzy mieli dość, w jej mniemaniu prostacki sposób, na podbudowanie jej humoru. Jej podły nastrój chyba aż za nadto był widoczny na jej, wcześniej wiecznie radosnym, obliczu, skoro nawet ci zakuci w zbroję dostrzegli różnicę, a za punkt żołnierskiego honoru postawili sobie rozweselić dziewczynę. Jak narazie szło im dość...ponuro.

Oglądając się za siebie weszła do niewielkiego sklepiku, opatrzonego szyldem o wdzięcznej nazwie Sklepik Magiczny Bernarda i poczęła rozglądać się po półkach. Bardziej jednak niż asortymentem sklepu, zainteresowana była wcale a wcale nie zdziwioną miną jego właściciela, który na jej widok sięgnął po niewielką drabinę i począł zdejmować z półki co bardziej kolorowe eliksiry.
- Panienka nie pierwsza dzisiaj u mnie, nie pierwsza. Więc, co potrzebujemy? Eliksirek pajęczej Wspinaczki? A może Niewykrywalności? Panienka taka szczuplutka, Siła Byka by się przydała, albo może Eliksir Miłości? Ażeby panienka miała kogoś, kto by panienkę rozweselił? – sklepikarz uśmiechnął się, prezentując całą gamę krzywych zębów.
- Umh... Nie, dziękuję bardzo. Właściwie chciałabym dwa eliksiry leczenia... Ale nie, nie te najmocniejsze... Tak, te wystarczą – powiedziała prędko, gdy mężczyzna postawił na blacie dwie niewielkie buteleczki pełne czerwonego, gęstego płynu- I może... Może jakieś zwoje, pokaże mi pan co pan ma? – zapytała, uśmiechając się promiennie.

Wychodząc ze sklepu starannie włożyła do torby zakupione dobra. Miała nadzieję, że dokonała właściwych zakupów, nie tyle dla siebie, ale dla dobra całej drużyny. Ostatnie dwie walki utwierdziły ją w przekonaniu, że Król nie wybrał ich tak całkowicie przypadkowo, każdy miał w drużynie jakąś rolę, jej przypadła odpowiedzialność za leczenie każdego, kto będzie w potrzebie i naprawdę dziękowała za to swemu Bogu. Przynajmniej nie musiała czynniej uczestniczyć w bitwach, nie była bowiem do końca pewna, czy umiałaby zabić cokolwiek, a co dopiero kogokolwiek.

* * *

Jako jedna z ostatnich wróciła do doków, choć na szczęście jej lekkie spóźnienie obeszło się bez większego echa. Ostrożnie udało jej się przejść pomiędzy przenoszonym ładunkiem, sama raczej nie miała co pomagać, musiałby się zdarzyć cud, by podniosła przynajmniej jedną z beczek, a co dopiero wnieść ją na barkę.
- Oh,Haril, jak wyprawa na miasto? – zapytała, najbardziej beztroskim tonem na jaki ją było teraz stać, gdy spostrzegła przechodzącego obok niej włócznika.

Haril zmrużył oczy.
- Ciszej Nelanno, mówiłem by nie wymawiać w tym mieście mojego imienia. Jeśli już zajdzie taka potrzeba to w miarę cicho jeśli możesz -rozejrzał się zaniepokojony jakby patrzył czy nikt nie zwrócił na to uwagi- Wyprawa na miasto... mam nadzieję, że wyjedziemy stad jak najszybciej. Kupiłem co było trzeba i szybko wróciłem w to miejsce. A Ty? Nikt Cie po drodze nie zabił?-uśmiechnął się pod nosem dziwnie-
- Przepraszam, całkowicie wyleciało mi to z głowy... - mruknęła cicho – Nie... Nie miałam żadnych kłopotów. Czemu jesteś tu taki spięty? Zresztą, załadujemy barkę i wypływamy dalej - starała się uśmiechnąć, ale średnio jej to wyszło.

Machnął ręką na znak, że nic się nie stało.
- Mam przeczucie, że coś tu się jeszcze wydarzy. Tak łatwo stąd nie wypłyniemy -westchnął- Nelanno? Coś się stało? Wyglądasz na zmartwioną -przyglądał jej się z uwagą-
- Nic takiego... Lub raczej nic wartego uwagi, prawdę mówiąc - szepnęła, a jej twarz nagle posmutniała – Chyba mój Bóg zesłał na mnie jakieś próby i prawdę mówiąc.. Nie idzie mi z nimi zbyt dobrze. Nie wiem, czy w ogóle zasługuje na to, by nosić kapłańskie szaty...
Nie wiedząc czemu roześmiał się słysząc jej ostatnie słowa.
- Co Ty mówisz? W pełni zasługujesz na nie. Jeśli nawet raz się potknęłaś to czym to jest wobec wielu lat wzorowego kapłańskiego życia? Poza tym nic nie jest nigdy stracone jeśli żyjesz, póki jesteś na tym świecie możesz wszystko zmienić i naprawić. Jeśli będziesz miała ochotę podzielić się z kimś tym co Cię dręczy to chętnie tego wysłucham, może coś pomogę kto wie. W końcu jesteśmy drużyną, musimy sobie pomagać prawda?-uśmiechnął się życzliwie jakby chciał ją podnieść na duchu-
Po jego słowach na twarzy kapłanki pojawił się jakby cień lekkiego uśmiechu.
- Po prostu... łatwiej było mi z tym wszystkim w czterech ścianach klasztoru... Tutaj, tutaj jest inaczej. I ciężej... Ech, mam nadzieje, że nasza wyprawa minie jak najprędzej. Nie zrozum mnie źle, uwielbiam wasze towarzystwo, ale chyba lepiej mi w ciszy i spokoju.
- Rozumiem, rozumiem. Nie każdy jest stworzony do takiego życia, ale o Tobie jeszcze nie można powiedzieć czy jesteś czy też nie. Kto wie jakie jest Twoje przeznaczenie? Na razie lepiej żebyś nie myślała o powrocie i klasztorze bo jest to niemożliwe. Musimy wykonać zadanie jakie powierzył nam król, kiedy to zrobimy... będziesz mogła zdecydować. Teraz jedynie będziesz wypełniać się tęsknotą i smutkiem -poklepał ją po ramieniu- Musisz być silna by móc wrócić -ponownie się uśmiechnął jakby coś mu mówiło, że należy tak zrobić-


Zakupione:
- Eliksir leczenia lekkich ran x2 (50SZ x2= 100SZ)
- Zwój: Błogosławieństwo x2 (25SZ x2 = 50)
- Zwój: Sanktuarium x2 (25SZ x2 = 50)
Wydano: 200SZ
Posiadane fundusze: 450SZ
 
Suryiel jest offline