Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2010, 15:28   #10
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Yooo! - odpowiedział dziwny król. Długie, szerokie spodnie miał, człowieka wcale się nie bał.
Odziany był jak raper - cóż zatem dziwnego, iż gadał, jak gadał. Konieczność stawienia na luz, wystawiania dziwnych gestów, sprężania się jak paragraf należało do czynności życiowych tego antropomorfizowanego zwierzęcia. Reszta jego braci raczej grzecznie hasała po łąkach i zjadała trawę bądź unikała spotkania się z drapieżnikiem.
Na przykład z człowiekiem.
Zaś owy człowiek nie widział dotychczas takiego cudaka.

- No, widzy, że ty. A co żeś, mały przyjacielu, chcioł? - przywitał małego hip-hopowca niezbyt wylewnie jegomość Jan. - Jam nie kolega twój, jam jest starszy pan, więc dziwię się z owego przywitania, żeś nie przywykł do typowego wychowania - staruszek wyciągnął srebrną harmonijkę z zaczął sobie przygrywać piosnki.
- Widzę, że siedzisz tu dziadku tak samiusieńki, a ja i tak mam do Ciebie sprawę - odrzekł królik nic sobie nie robiąc z pouczenia Jana. - Widzisz, szukam tutaj pewnego innego królika... Coś mi się zdaje, że możemy sobie wzajemnie pomóc, zioooom.

Jan zaprzestał wówczas gry na instrumencie. Dobrze, iż nie grał za głośno, bo wtedy nic by nie usłyszał. Dziwna mowa nie przemówiła jakoś do pana w meloniku, który - najprościej w świecie - nie był przyzwyczajony, żeby dzieci się tak do nieco zwracały. Ale żeby króliki - skaranie boskie! Za takie odzywanie się jegomość pobawiłby się w magika.
A receptura wtenczas prosta by była - melonik z głowy zdjąć i sprawić z pomocą czarów, aby zając w kapeluszu znikł.
Czary-mary, a zajca nie ma w mig.

- Nistyty, ja widziałym tylko jednego królyka - podał odpowiedź grajek.
- Ponoć szukasz go właśnie. Teraz się w jakieś czarne szmaty wbił i udaje, że czaruje. Czarnoksiężnik na niego wołają, a na dzielni Duracell. Taki różowy skurczybyk. Jakąś foczkę porwał - dodał po chwili.
- Ni kojarzy. A fokami to ja ni słyszałym, by sie ktu zajmował - Jan niezupełnie zrozumiał kontekst foki, a może zrozumiał, tylko sobie nieco cyny dodał.

- Ale dobrzy wiedzieć co niyco o nim - pokiwał głową zanadto.
Dziwny okazał się owy nowy, uszaty towarzysz. Coś wspomina o fokach, choć wiadomo, że warunki nie służyły hodowli fok. Chyba mogło tu chodzić o księżniczkę, prawda. Przecie padła nazwa "czarnoksiężnik", "Duracell" - tak, powoli te mgliste slangi zaczynały się przejaśniać.

- Eechh - królik się zirytował. - Panie, szukasz go czy nie? Ja nie mam czasu, bo też tu za długo być nie mogę. Tylko godzina na dobę, a później wracam na dzielnicę. I następny dzień to samo.
- Oczywisciy, ży tak.

Gdyby Jan nie grzeszył cierpliwością, jegomościa pociągnąłby za uszy i jak młotkiem rzucił w przestworza, bądź (w gorszym przypadku dla ekscentrycznego zająca) usmażył na jakimś rożnie. Kijaszków tu w lesie nie brakowało, a krzemień także by się znalazł.

- No. W końcu dochodzimy do czegoś, dziadku. Powiedzmy, że ja wiem, gdzie on jest, ale, jak wiesz, nie mogę go schwytać (godzina dziennie to za mało). Powiem CI to, a Ty jego złapiesz i weźmiesz sobie fokę.

Co za godzina, zastanawiał się dziadek. Wolał jednak małe porcje wścibskość zachować wolał na pogotowie, na później.

- Nichaj tak bydzie.
Dochodzili do psa (zająca?) pogrzebanego. W ciągu rozmowy rozjaśniły się niektóre wątpliwości.

- Dobra. Stąd pójdziesz ciągle na północ, aż z lasu wyjdziesz i będziesz na polanach. Później północ, północ i północ, a jak zobaczysz już góry, to na najwyższą się kieruj i u jej stóp na wschód i na wschód aż góry miną i już będziesz prawie u niego w wieży.
Po chwili długouchy dziwak dodał:
- A jutro i tak znów się pojawię i znów CI powiem jak iść.
- Dobrze, dziękuji za poradę - dzięki wyprawił staruszek i pokiwał mu głową.

Dziwne, że to stworzenie chce mi pomóc - pomyślał sobie. Chwilę temu uważał, że smyk lepiej prezentowałby się na rożnie, ale litość zdjęła mu z serca tą okropną, żelazną opokę. A na pewno by lepiej pachniał - ale trudno. Dobrze mieć przewodnika, choć co to? Podejrzenia podsunęły się Janowi - z jakież to przyczyny ma wierzyć temu dziwnemu zającowi? Czy i on nie wspomógłby chętniej swego przyjaciela, mości pana Duracell'a?

Siwowłosy "Żyd" poszukał sękatego kija, by czymś się podpierać mógł w dalekiej wędrówce, wody ze źródła się napił, jeżyn nazrywał na zaspokojenie apetytu (choć na razie nie za cudo ten posiłek był, choć bynajmniej nieco słodyczy zakosztował). Pożegnał się z długouchym przyjacielem (?), który lada moment czmychnął do swej wioski zwanej "Dzielnica", po czym dzielny Jan udał się w dalszą drogę, w kierunku północnym...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline