Zaraz po przybyciu do swojej kwatery, położył się w łóżku tak, jak stał - w ubraniu i pełnym rynsztunku bojowym. W porównaniu z miejscami, gdzie był zmuszony spać podczas swojego życia, było to najwygodniejsze łóżko, z jakim miał kiedykolwiek styczność. Za wygodne. Nie mogąc zmrużyć oka, całą noc łaził po izbie, rozmyślając o przeszłości i przyszłości, cały czas męczony przez dziwne uczucie kłujące w żołądek. We wspomnieniach przejawiały się różne postaci: Azalothon, Maria, Arcymistrz Klanu... Wszystkie z tych twarzy wydawały się teraz obce i odległe... Szósty nigdy by nie podejrzewał, że weźmie udział w bitwie zmieniającej świat. Chociaż ojciec cały czas mu to powtarzał. W końcu jednak wzruszył ramionami i skupił się na uczuciu. Nie wiedział, co to było. I nawet przez myśl mu nie przeszło, że to problemy trawienne po czymś innym niż chleb, woda i półsurowe mięso.
Nie zmieniając odzienia(nie potrzebował - i tak się nie pocił), ruszył w stronę umówionego miejsca, ignorując spojrzenia rzucane ukradkiem przez służbę. Jego jedyną bronią był teraz żelazny pręt, który ściskał w dłoni. Powinienem dodać do niego jakiś uchwyt na sznur - przeszło mu przez głowę. Mutant specjalnie zagłuszał myśli związane z zadaniem, które zapewne go czeka.
Gdy dotarł już do celu swej wyprawy, rzucił okiem na jedynego obecnego. I była to jedyna reakcja na jego obecność, jaką dało się zauważyć u Jap-Cuir'a.
czekał... Nie wiedział na co, ale czekał.
__________________ Maturzysto! Podczas gdy Ty czytasz podpis jakiegoś grafomana, matura zbliża się wielkimi krokami. Gratuluję priorytetów. :D |