Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2010, 15:37   #4
Arsene
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Hans wpatrywał się dogasającą świecę w jego pokoju. Nie mógł spać już od dłuższego czasu. Brak zajęcia wyraźnie dawał mu się we znaki. Kusza od kilku tygodni kurzyła się w koncie, miecz (gdyby nie fakt, iż jest srebrny) mógł przyrdzewieć i tak dalej. Za oknem powoli wstawało słońce. Leżenie bezczynnie nie poprawiało bezrobotnemu łowcy zawodu. Od kilku dni zbierał się by wyruszyć w pole, szarpać grupy umarłych i eksterminować co większe demony. "Tak, chyba nadszedł czas" pomyślał i zaczął się zbierać. Gdy zabrał swoje rzeczy założył jeszcze swój kapelusz i przesłonił twarz chustą. Nie patrząc na karczmarza rzucił mu srebrną monetę i skierował się do stajni. Tam czekała już na niego jego klacz - "Kolba". Uśmiechając się pod chustą do siebie, Hans wsiadł na nią i ruszył powoli przed siebie. Na ulicach było jeszcze pusto, świt wstał dopiero co. Tu i ówdzie ktoś otwierał okna lub wychodził z domu w pole. Charakterystyczny dźwięk podków uderzających o wyszczerbiony bruk rozchodził się echem po uliczkach. W oddali rysowała się wieża kościoła. Hans postanowił poprosić jeszcze kapłana o błogosławieństwo i ruszyć w drogę.


Kościół, mimo iż nie mały i murowany nie był jakąś okazałą budowlą. Ot, kościół jak każdy inny w niewielkim miasteczku. Białe ściany raziły już od chwili gdy się je ujrzało. Do drzwi przybite były różne kościelne ogłoszenia, daty świąt i mszy, ostrzeżenia o demonach i heretykach. Łowcę zawsze zastanawiało, po co one w ogóle tu są, skoro nikt tego nie czyta. Czemu ? Bo chłopi nie umieją czytać ... zwykle. Hans zsiadł z klaczy i otworzył drzwi świątyni. Ławki, ławki, ołtarz i jakieś obrazy. Czyli to co zwykle w takich kościółkach. Wszystko trąciło udawanym przepychem. Kapłan modlił się właśnie przy ołtarzu, gdy Hans zakaszlał dość głośno. Tak jak się spodziewał, kapłan odwrócił się. Łowca zdjął chustę z twarzy.
- Witaj, synu. Stwórca z tobą ... a niech mnie! Hans ? Co Ty tu robisz ?
- Witaj i ty, ojcze. Przybyłem prosić o błogosławieństwo przed podróżą, chcę udać się w podróż, by szarpać umarłe drużyny wroga.

- Oj Hans, ty nigdy nie nauczysz się cierpliwości. Mam dla Ciebie list od ojca Wolfganga. Nie wiem co chce, ale pewnie ma dla Ciebie jakieś zadanie. Trzymaj.
Ojciec podał Hansowi list, a ten bez zbędnych ceregieli przebiegł go oczyma. Ojciec Wolfgang chciał go natychmiast widzieć. Łowca chciał przekląć, ale skojarzył iż jest w świątyni. Skłonił się tylko kapłanowi i opuścił świątynię. Ponownie przesłonił sobie twarz i ruszył galopem do katedry, gdzie mieszkał i pełnił posługę ojciec Wolfgang. Nigdy się nie lubili, łączyła ich tylko udawana uprzejmość. To on, Wolfgang przyczynił się poniekąd do śmierci Erwina, a przynajmniej Hans go o to obwiniał.

Podróż nie trwała długo. Wioska leżała niedaleko katedry i jeszcze przed zmrokiem Hans był u celu. Katedra była nader okazała, wszędzie pełno było złota i zdobień. Szlachetna czerwień pokrywała materiałem ściany. Ojciec Wolfgang stał przy ołtarzu. Przez kilka minut wymieniali grzeczności, kłaniali się sobie, gdy Hans rzucił szybko
- Do rzeczy, ojcze.
- Tak, tak. Oczywiście.

Wolfgang powiedział Łowcy, by ten pojechał do Kier-Gar, jakiegoś fortu ponad tydzień drogi stąd. Mówił coś o przydzieleniu go do grupy polującej na demonicznych dowódców i tak dalej. Było to trochę nie po drodze dla Łowcy, ale nie jemu teraz wybierać. Gdy trzeba było zabijać demony, to nie liczyło się gdzie i jakie. Hans był w tym specjalistą. Wypędzał z tego świata najróżniejsze bestie. Umarłych, demony, wampiry, wilkołaki, strzygi i wiele więcej. Teraz jednak miało przyjść mu polować na coś straszniejszego ...

Hans jedynie napoił "Kolbę" i ruszył w drogę. Pędził jak wicher, zatrzymując się tylko na kilka godzin, by klacz odpoczęła. Pięć dni później, o poranku zobaczył rysujący się na horyzoncie fort. Wyglądał jak każdy inny. "Dla czego do jasnej cholery oni zawsze wybierają na spotkania takie budy ?". Nieopodal fortu znajdował się przyczółek, gdzie stacjonowało kilku magów. Zajmowali się oni teleportacją podróżnych bezpiecznie do fortu.
- Witaj podróżniku. Za drobną opłatą ...
Hans przerwał pokazując magowi znak na chuście. Ten uśmiechnął się sztucznie i natychmiast wziął się za odprawianie rytuału. Kilka minut później Hans był już w zamku. Tam natychmiast podbiegli służący i zaprowadzili jego klacz do stajni. Łowca odprowadził ich groźnym wzrokiem po czym ściągnął chustę z twarzy. Następnie podszedł do niego jakiś człowiek i powiedział
- Witaj panie, dowódca załogi chciał by cię widzieć - skłonił się i poprowadził Hansa przez fort. Niezbyt okazałe korytarze gdzieniegdzie kuły po oczach niezbyt umiejętnie namalowanymi obrazami czy tkaninami o źle dobranej barwie. W końcu jednak spotkali dość wysokiego jego mościa, który tutaj dowodził. Po oddaniu sobie honorów przemówił
-Dotarłeś tu pierwszy Łowco. Gdy tylko dotrze tu reszta twoich przyszłych towarzyszy możesz wypocząć. Wiedz jednak, że zbliża się tu całkiem sporo armia, głównie nieumarli, może dwa oddziały Hikri, każdy po sto paskudnych demonów. Trudno uwierzyc, że Hikri byli kiedyś ludźmi. Aczkolwiek nie będe cię teraz niepokoić, odpoczywaj póki możesz.

Łowca wszedł do swojej komnaty. Było tutaj niewielkie łóżko z baldachimem stojące przy ścianie, szafa, kominek i zielone tkaniny pokrywające kamienne mury. Hans zdjął kuszę i oparł ją o szafę, miecz odłożył obok i rzucił się na łóżko. Był wykończony podróżą. Nie odłożył nawet noży, rzucił jedynie torbę podróżną obok łóżka i zasnął kamiennym snem. Nie pamiętał o czym śnił, pewnie jak zwykle były to strzępki jakiś dziwnych scen, z których nie można było wyłuskać chociażby grama sensu.

Oczy powoli otworzyły się Łowcy. Zapach jaki dochodził go ze stolika przy łóżku natychmiast postawił go na nogi. Był niewyobrażalnie głodny. Głodny jak wilk, można by powiedzieć. Natychmiast zabrał się do jedzenia. Zaczął od jakiejś mętnej zupy, którą przegryzł połową bochenka chleba. Gdy zaspokoił pierwszy głód zabrał się za spory kawałek mięsa. Po zjedzeniu go z lubością, wytarł ręce w baldachim i ponownie rzucił się na łóżko. Leżał tak kilka minut, aż w końcu wstał i zabierając swój miecz wyszedł z pokoju.

Idąc korytarzem na dziedziniec, by uzyskać jakieś informacje o tym co się tu dzieje dostrzegł tego samego służącego, który zaprowadził go do dowódcy.
- Ej ty, Sługo! - krzyknął na niego, a ten z uniżeniem zbliżył się i pokłonił mu.
- Witaj, panie. Wszyscy już przybyli, pan chce byście o czternastej stawili się w sali obrad. Trafisz z pewnością.
- Dobrze, dzięki. Możesz iść.

Hans pokręcił się po zamku, gdy w końcu nastała czternasta. Udał się do sali obrad. Duża, ze stołem, krzesłami i wielkimi oknami, jak każda sala obrad. Rzucił okiem na zebranych. Mierzył każdego wzrokiem, aż w końcu wziął krzesło i usiadł w cieniu. Nasunąwszy kapelusz na twarz czekał, aż ktoś zabierze głos.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline