Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 21:38   #7
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Post wspólny...

Zapanowała cisza, a przynajmniej tak się wydawało, przez kilka sekund, tak się wydawało. Igan odetchnął, wytarł sztylet w koszulę trupa i rozejrzał się po okolicy. W krzykach dało się rozpoznać głos kapłanki.
Igan poszedł w tym kierunku zbieranie broni pozostawiając na za chwilę, zdawał sobie zresztą sprawę, że w tym oświetleniu może nie udać się niczego odzyskać...

To wszystko wyglądało groteskowo, on musiał wyglądać groteskowo... W mokrej od krwi i potu koszuli, uwalanej skórzanej katanie i z torbą pełną połamanych sucharów... Zakrwawioną ręką wyjął jednego i zupełnie się tym wszystkim nie przejmując zaczął jeść...

*****

- Sucharka? - zapytał siedzącą na ziemi kapłankę. - Znów się spotykamy, ale...

Świat Yllaatris ograniczał się teraz tylko do pulsującego źródła bólu w prawym udzie. Po tkwiącym tam bełcie spływała powoli krew. Płaszcz, który miała na sobie, był już dość nasiąknięty posoką i oblepiał nogę. Kapłanka siedziała na ziemi z podkurczoną lewą nogą. Obiema dłońmi uciskała ranę. Jęczała przy tym głośnio, utyskując na ból, co jakiś czas klnąc na czym świat stoi i wymyślając od najgorszych anonimowemu kusznikowi, który ją tak urządził.

Być może nie dosłyszała słów Igana, a być może celowo je zignorowała skupiając się tylko na swojej ranie i bólu przez nią spowodowanym. Faktem było, że nie zareagowała.
Podobnie zresztą nie odnotowała faktu, że towarzyszący jej wojownik leżał nieprzytomny i wykrwawiający się tuż obok niej.

Brak reakcji kapłanki był skąd inąd zrozumiały, świadczył o tym, że jednak pomimo niezbyt poważnie wyglądającej rany ból mocno jej doskwierał. Igan stwierdził, że nie będzie zajmował się udzielaniem pierwszej pomocy, która mogłaby bardziej zaszkodzić niż pomóc i pognał w kierunku pobliskiego klasztoru; mając nadzieję, że nie wpadnie na Siostrę Gadatliwą...

Ita przez chwilę przyglądała się użalającej się nad swoim losem kapłance. W końcu uznała, że ma dość jej marudzenia i wymierzyła Yllaatris siarczysty policzek, którego odgłos rozszedł się w nocnej ciszy z niebywałą siłą.

- Oj zamknij się wreszcie!! - Uśmiechnęła się słodko do zaskoczonej kapłanki Sune. - Mam dosyć twoich jęków. - Przekrzywiła głowę i wskazała na leżącą obok kobiety ciało. - Zajmij się lepiej tymi co tego bardziej potrzebują.

Dopiero teraz do Yllaatris dotarło, że obok niej leży ciężko ranny Thokas.
Trudno powiedzieć czy to uderzenie czy widok sprawił, że Yllaatris zupełnie przestała odczuwać ból w zranionej nodze.
Kobieta przez chwile przyglądała się płytkiemu oddechowi w rytm którego nieznacznie poruszała się pierś wojownika. Jakoś zdołała się do niego doczołgać, unieść jego głowę i ułożyć sobie na zdrowej nodze. Ranny wojownik jęknął. Yllaatris nawet nie musiał zdejmować mu napierśnika, sądząc z ilości krwi i tempa w jakim wpływała rana była bardzo poważna. Kapłanka zamknęła oczy. Jeszcze raz zaniosła prośbę do swojej patronki. Jeszcze raz prosiła ją o użyczenie swojej siły aby mogła uleczyć kogoś, Ale tym razem prośba była dużo gorętsza i przepełniona troską o zdrowie i życie rannego.
I pomogło. Na szczęście dla Yllaatris Sune okazała się i tym razem łaskawa. Kapłanka westchnęła z ulgą. Thokas jednak nie odzyskał przytomności.

Nadzieja Igana jednak okazała się płonną... Skracając wyjaśnienia, pytania i dyskusje do minimum praktycznie zaciągnął kapłankę Ilmatera na miejsce. Dopiero teraz zarejestrował brak dwu osób - towarzysz Lady Yllaatris leżał z głową ułożoną na zdrowej nodze kobiety i Igan wolał go nie ruszać, nie w stanie w jakim się znajdował. Chłopak mógł dostrzec jednak, że krwotok, który wydwała sie dość poważny, została jakimś cudem zatamowany, ba nawet rana się zasklepiła, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że lepiej się nie mieszać...

Kapłanka przestała już jęczeć, jakby zupełnie zapomniała o swojej ranie. Czule gładząc nieprzytomnego wojownika po długich, splecionych w warkocz włosach przemawiała do niego
- Tylko mi nie waż się tu umierać. - W zasadzie takiej intonacji moża byłoby bardziej się spodziewać miedzy kochankami a nie szefową i pracownikiem. - Rozumiesz?? Nie waż się umierać teraz.
Dziewczynka gdzieś się zawieruszyła, było jednak już na tyle ciemno, że widoczność ograniczała się do trzech, góra czterech metrów...
Igan obszedł więc pole walki aby mieć pełny ogląd sytuacji oraz starając się odnaleźć porozrzucaną własną broń oraz inne ciekawe fanty. Wbrew pozorom handel zdobyczną bronią był dość lukratywny - głównie przez to, że broń nie kosztowała, a sprzedawało się ją za jakieś pieniądze, nawet jeżeli nie była najwyższej jakości. Okazało się, że bhaalita, któremu Igan skasował nogę jeszcze żył, choć bez opatrzenia rany pewnie nie pożyje długo. Doczołgał się do rudery i siedział teraz cicho usiłując nie rzucać się w oczy i rozdygotanymi rękami poratować krwawiącą nogę. Igan podszedł do niego i przykucnął, aby ich oczy były na jednej wysokości:
- Zapewne chcesz mi wiele opowiedzieć - powiedział kłując go sztyletem w podgardle - chyba, że mam ci się pomóc wykrwawić? Bardzo wolno wykrwawić? Zaraz wrócę...

Chłopak wstał i obszedł resztę pola walki zgarniając co lepszą broń... oraz sakiewki i biżuterię. To jeszcze nie był cmentarz, a za coś trzeba było kupić nowe ciuchy. Przy okazji okazało się, że jest jeszcze jeden kandydat do rozmów - nieprzytomny szybko został związany i zostawiony w na tyle niewygodnej pozycji, żeby nie było mu za dobrze.

Podszedł z powrotem do kapłanki Sune, opatrywanej przez służkę Ilmatera. Najwyraźniej wszystko było na dobrej drodze.
Z pewnością istniały czary łagodzące ból, jednakże widocznie siostra Magere albo ich nie uznawała, albo tracić na nie nie chciała czasu.
- Bełt trzeba usunąć, dobrze o tym wiesz. - Rzekła chyba dla formalności. - A następnie ranę oczyścić. - Zatamowała krew i swoją całą uwagę poświeciła leżącemu mężczyźnie.

Ślady krwi na koszuli, tuż poniżej prawego ramienia sugerowały, że rana musi znajdować się gdzieś tam. Kapłanka Ilmatera zaczęła odpinać kolejne paski napierśnika.
- Nie ma potrzeby. - Yllaatris odezwała się cicho i skrzywiła się lekko z powracającego bólu. - Rana jest już zasklepiona. Trzeba go tylko stąd zabrać.
- W takim razie. - Kapłanka llmatera wróciła do Yllaatris. Jednym szybkim ruchem rozerwała płaszcz okrywający ciało rannej kobiety, tak by mieć lepszy dostęp do rany. Rozejrzała się do okoła szukając Igana.
- Chłopcze?? Możesz mi pomóc?? - Rzuciła w ciemność, tam gdzie wydawało jej się, że powinien się znajdować.
- Mhmmm. - odparł Igan podchodząc do zgromadzenia - Co jest?
- Przytrzymaj ją za ramiona, mocno. - Powiedziała odrywając kolejny kawałek od płaszcza Yllaatris. - Tak żeby się nie mogła ruszyć. A ty. - Podała zwinięty kawałek materiału służce Sune. - Zagryź to mocno. Gotowy?? - Zwróciła się ponownie do Igana.
- A czy to wwypada? Tak się obściskiwać w ddwa dni po poznaniu? - uśmiechnął się chwytając kobietę za ramiona i praktycznie klinczując własnym ciałem - Sucharek byłby leppszy niż ta szmata...
- Nie. - Odparła Yllaatris, gdy siostra gadatliwa usiadła na jej obu nogach.
- Ty nie gadaj, tylko to zagryź. - Poleciła rannej. Złamała bełt. Yllaatris wydała z siebie zduszony jęk i szarpnęła się.
- Teraz ta gorsza część. - Chwyciła za grot i pociągnęła. Szło powoli i opornie, ale szło. Yllaatris usiłowała zrzucić z nóg ciężar i jednocześnie wyrwać się z uścisku Igana. W końcu jednak kapłance Ilamtera udało się wyciągnąć ostry przedmiot z uda Yllaatris.
- Już po wszystkim. - Z matczyną troską Magere pogładziła mokrą od potu i łez twarz kapłanki Sune, która teraz trzęsła się cała łkając cicho. Następnie położyła obie dłonie na ranie. Nie dotykała jednak jej. W myślach, nieznacznie tylko poruszając ustami zmówiła modlitwę do Rozpaczającego Boga. Krew przestała płynąć. Mięśnie się zrosły, organizm wytworzył nowy, różowy naskórek w miejsce uszkodzonego. Powstała blizna nie była może najładniejsza, ale z pewnością będzie się jej można pozbyć przy pomocy różnego rodzaju maści i smarowideł.
- Pomóż mi proszę. - Yllaatris zwróciła się do młodzieńca, który jeszcze chwilę temu trzymał ją ramionach. Kapłanka chciała aby Igan pomógł jej wstać.

Nie wdając się zbytnio w dyskusję Igan pomógł kobiecie wstać. Wielokrotnie zdarzało mu się transportować kogoś rannego czy kulejącego, nie było to więc jakimś wielkim problemem. W zasadzie jego doświadczenie kazało mu jak najszybciej zniknąć z okolicy, pozostawił te przemyślenia jednak dla siebie...

- Dokąd? - zapytał kiedy kapłanka stała opierając się na jego ramieniu. - Może powinniśmy mieć jakiś wóz? Dwu z bhhaalitów jeszcze żyje, więc mmożemy z nimi porozmawiać... Jeżeli ich tu zostawimy to nie ma żadnej ppewności, że na nas poczekają...
- Możemy do mnie. - Uśmiechnęła się lekko. - Tam można z nimi porozmawiać i znajdzie się pomoc. Tylko... - Tu spojrzała na nieprzytomnego wojownika. - Transport.

Ona sama nie zamierzała włóczyć się po okolicy szukając powozu do wynajęcia. A pozostali?? Przyjrzała się krytycznie chłopakowi. Był ubabrany krwią, co stanowczo wykluczało go. Eva gdzieś się zawieruszyła.

A i tak nie możnaby było jej zlecić takiego zadania..
- Siostro?? - Yllaatris zwróciła się w końcu do Magere. - Możemy pożyczyć od was wóz??
- Ależ oczywiście, oczywiście siostro. - Magere pokiwała głową i już szykowała się by wyrzucić z siebie kolejny potok słów, ale Yllaatris ją ubiegła.
- Pójdź z siostrą do klasztoru i wóz sprowadź. - Zwróciła się do Igana.

Siostra Gadatliwa została na chwilę uciszona przez Lady Yllaatris, jednak to nie przeszkodziło jej wyrzucić z siebie potoku słów dotyczącego wszystkiego i wszystkich w obecnej sytuacji... Zwłaszcza, że miała w osobie Igana “wiernego słuchacza”, który jej nie przerywał, a nawet potakiwał. Zwłaszcza, że już po kilku minutach był zajęty zaprzeganiem konia do niewielkiego odkrytego wozu jaki świątynia Ilmatera miała na wyposażeniu...
 
Aschaar jest offline