Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 21:49   #8
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Postu wspólnego ciąg dalszy

- Ita?? - Kapłanka rzuciła w ciemność. - Eva?? Możemy porozmawiać?? O tym co było zeszłej nocy??
- Możemy - przytaknęła dziewczynka oblizując zakrwawione wargi oraz brodę. Jej język wydawał się troszkę dłuższy, niżeli normalnego człowieka. - Przepraszam - jakby zawahała się - powinnam się może najpierw odwrócić, ale ... chyba kwestia przyzwyczajenia. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą doskonale o moich upodobaniach kulinarnych. Natomiast co do nocy, pytaj. Wtedy dużo się stało. Kapcowie spod mostu poczęli dziecko, stary Rumel pokaleczył się siekierą, Evelina stała się kobietą, rzeka przyniosła skrzynię, na której utrzymał się żywy piesek, zaś ze świątyni Ilmatera wyszli ludzie oknem. Która spośród tych spraw Cie interesuje, kapłanko bogini piękna?
- Ta ostatnia. - Yllaatris odwróciła wzrok, gdy wampirzyca zlizywała resztki krwi, starała się przy tym, żeby wyraz obrzydzenia nie wykwitł na jej twarzy. - Eva wspominała coś nie coś. Mam powody przypuszczać, że to co wynoszono oknem ze świątyni, to moja przyjaciółka. Mam nadzieję, że żyje i że uda mi się ją odnaleźć. Opowiedz mi proszę wszystko po kolei. Zapłacę oczywiście, tak ja to wspominałam już Evie. - Gdy wspominała o swojej przyjaciółce uczucie obawy pojawiło się na jej obliczu. Autentycznej obawy i troski o życie przyjaciółki.

- Dlaczegóż uważasz, ze troszczę się mniej o swoich przyjaciół, niżeli ty o swoich? Urodziłam się tutaj, jako dziecko tych ludzi - spojrzała na nią połowicznie surowo, połowicznie rozbawiona. - Tutaj stałam się tym, czy się stałam. Kocham ich na swój sposób, choć bywają różni. Ale nie mają nikogo, kto pomógłby im kiedykolwiek, dlatego ja to robię. Obcy zaatakował ponadto moją kuzynkę. Nie jestem wyzuta z wdzięczności, choć pewnie inaczej myślisz. Dlatego darmo powiem ci, co wiem. To było późną nocą. wyczułam krew ze środka świątyni. Tam nieraz ją można wyczuć, ale rozumiesz, dla ciebie to nieosiągalne, lecz dla mnie - przerwała na chwilę - wyczuwam różne niuanse. Tam został ktoś zabity lub miał jakiś nagły wypadek. Podeszłam więc niedaleko świątyni od tyłu. właśnie wtedy zobaczyłam dwóch mężczyzn. Najpierw ktoś otworzył okno od wewnątrz, kolejny natomiast stał na zewnątrz. Temu na zewnątrz podano pakunek owinięty kawałkiem dywanu, czy chodnika. Czy może czegoś, co bogaci ludzie nazywają kilimem. Nie wiem. Ale to coś cuchnęło starością. Natomiast pośrodku znajdował się człowiek. Tak jakby spał, lub był pozbawiony przytomności. Nie wtrącam się w sprawy świątyni, póki oni nie wtrącają się do nas. Nie wchodzę w paradę nikomu, kto nie zagraża moim podopiecznym. Przeto swoim pozostawiłam im sprawom.

- Wybacz jeżeli cię uraziłam. - Yllaatris odparła po chwili. - Nie chciałam tego. Po prostu te informacje są dla mnie cenne i chciałam, żebyście o tym wiedziały i żebyście się nie czuły wykorzystane. - Nie miała zamiaru urazić nikogo swoimi słowami. - Powiedz mi proszę jeszcze, czy znasz tych ludzi?? Czy ich tu kiedyś widziałaś?? I czy potrafiłabyś ich rozpoznać?? Zaiste w świątyni zamordowano kogoś. Zrobili to ci właśnie ludzie, którzy porwali kapłankę.

- Nie - dziewczynka pokręciła głową - nie znam ich. Obcy. Mieli śmieszny zapach. Dawno nikt tak nie pachniał. bardzo dawno. dla mnie jest on śmieszny, ale dla ciebie zapewne byłby przyjemny. Bo wiesz, kapłanko Sune, pachnieli malinami.

- No raczej w olejku takim się nie kąpali. - Yllaatris uśmiechnęła się kwaśno. - Więc to mogą być ci najemnicy. - Myślała na głos. Podniosła następnie wzrok na wampirzycę. - Mam pewne przypuszczenia kto to jest. Chcemy pogadać z tymi dwoma. - Ruchem głowy wskazała na związanych. - Jeżeli jesteś zainteresowana, to mogę ci powiedzieć później kim są. - Chwilę przyglądała się dziewczynie. W końcu sięgnęła do sakiewki, wyciągnęła z niej złotą monetę i podała wampirzyce. - Nalegam byś przyjęła, Jako dowód moje wdzięczności. Za pomoc. Za uratowanie życia. Ty lepiej wiesz jak pomóc swoim.

- Nie musisz, naprawdę kapłanko, niewiele obchodzi mnie poza tymi ludźmi, którzy zostali zapomnieni przez wszystkich, także Wysoką Lady. Co do owego pieniążka, jak nie masz co z nim robić, daj choćby Evie. jej się to przyda, mi nie. Podzieliłam się wiedzą za darmo oraz dam jeszcze ci jedna wskazówkę: nigdy nie kłóć się z kimś, kto jest od ciebie wiele silniejszy. Pomogłaś moim. Spłacam swoje długi, ale nie nadwerężaj mojej cierpliwości. Wiesz bowiem, obecnie jestem syta, bardzo syta, ale nie każdej nocy tak jest - spojrzała na nią tak, ze Yllaatris przeszły ciarki. Tam była zawarta stara wiedza osoby, która niejedno widziała, ale jakiś brak człowieczeństwa, również. Niewątpliwie, Ita mogla się zachowywać dobrze, ale widać było, że sama ustanawia swoje kryteria owego dobra. To jednak była tylko chwila, potem znowu wróciła wcześniejsza mała dziewczynka. - Jeżeli zobaczę kiedykolwiek kogoś tak pachnącego, wspomnę Evie, ona ciebie odnajdzie.
Kapłanka kiwnęła jej głową, a złota monetę oddała dziewczynie.
- Dziękuję. - Dodała gdy obie się oddalały

Wprowadzenie wozu na teren przyrzeczny było sporym wyzwaniem, bo do wszystkiego brakowało, aby wóz gdzieś utknął w grząskim terenie... Z drugiej strony przenoszenie rannych nie miało najmniejszego sensu. Po jakimś czasie na wozie znaleźli się wszyscy zainteresowani wycieczką. Lady Yllaatris, jej nieprzytomny, ale opatrzony towarzysz oraz dwóch zbirów, z których jeden był związany i dalej nieprzytomny, a drugi zaś byle jak opatrzony, związany i jęczący; co z kolei doprowadzało Igana do furii. Tego wieczoru nic nie szło tak jak powinno. W końcu wóz został wyprowadzony na ulicę przy świątyni i chłopak usadowił się na koźle.
- Dokąd?
- Do mnie. - Yllaatris usadowiła się wygodnie, na ile to było możliwe, na koźle obok Igana. Chłopka powoził i dobrze. Wprawdzie kapłanka poradziłaby sobie i czymś takim, ale nie protestowała. Jej rola zatem ograniczyła się do pokierowania chłopakiem tak by dotarli do jej domu.
Niestety mieli pecha. Tuż po opuszczeniu dzielnicy biedoty, wóz podskoczył na jakimś kocim łbie i pech chciał, że koło odpadło.
Jakby tego było jeszcze mało w ich stronę właśnie zbliżał się patrol straży miejskiej.
- Najpierw ja z nimi porozmawiam. - Odezwała się cicho do Igana jednocześnie rozpinając swój długi płaszcz, który do tej pory przykrywał całe jej ciało. Poprawiła symbol bogini Sune, który nosiła na szyi, tak by był doskonale widoczny. By widoczny był symbol i jej pewne atuty, które to młodzieniec dopiero teraz mógł podziwiać, chociaż w słabym świetle. Yllaatris poprawiła swoje długie włosy o lekko fioletowawym odcieniu. Przyjęła również nieco odmienną pozę i z uroczym uśmiechem na twarzy poczekała aż stróże prawa podejdą.
- Dobry wieczór. - Zaczęła. - Jak to dobrze, że panowie tędy akurat przechodzili. Koło nam odpadło od wozu, a sami nie jesteśmy w stanie tego naprawić. Czy byliby Panowie tak łaskawi?? - Przy czym każdy gest nastawiony były na to strażnicy ogniskowali swój wzrok na kapłance. Ton głosu takowoż.
Patrol zbliżył się do nich. Od razu widać było, że musieli już coś dla kurażu łyknąć. Ich wzrok przesuwał się chwilę po ciele kapłanki.
- Jasne, maleńka, pomożemy, - Odezwał się chyba najwyższy rangą. - ale ale, czy to bezpiecznie jeździć nocą dla takiej ładnej pannicy? a co ty masz na wozie? Może to coś nie do końca legalnego? Może konieczne będzie osobiste przesłuchanie?
- Przemytnicy?? - Yllaatris w teatralnym geście położyła rękę na piersi. - My?? Och Sune. - Równie teatralnie uniosła oczy w górę modląc się do swojej patronki. - Ja jestem służką wielkiej bogini Sune. Właśnie do domu wracamy. Szczęście ma to miasto, że takich sumiennych stróżów prawa ma. Ciężka to praca musi być, panowie??
- Służka Sune? Hm - zastanowił się jeden.
- Tak, tak - bogini Sune była wyznawana przez wiele pań parających się najstarszym zawodem świata. Zresztą pracownice przybytku Yllaatris także wyznawały ją jako patronkę. Dla strażników zaś słowa Yllaatris były niczym przyzwolenie. - Tak, tak - powtórzył. ciężka praca. musimy pilnować ... no wiecie, pilnować. Dlatego, służka Sune jest szczególnie mile widziana wśród nas, nieprawdaż? skoro jednocześnie chce nam ulży podczas naszej pracy, to mamy farta, co nie?
- Jasne, Bert. Uwielbiam Sune - stwierdził inny.
- Ba, naprawdę, szczególnie zaś jej służki. To co, panienko, niedaleko mamy ładny pokoik. może przejdziesz się wraz z nami. Napijemy się? Co ty na to?
Yllaatris puściła mimo uszu uwagi strażników. Widać byli bardziej podchmieleni niż sądziła.
- O gorliwych wyznawców mej pani napotkałam. - W myślach oczywiście dodała coś zupełnie innego.
"Szlag by jasny to trafił, napatoczyło się napalonych, co to im żony dawać nie chcą. Nie przestając się jednak uśmiechać do nich dodała. - A przemytnicy?? Po ciemku sama wraca, to widziałam, tam - Wskazała na dzielnice biedoty. - duży ruch koło rzeki. Śpieszyłam się zatem, by władzy o tym donieść. I szczęściem na was, panowie mili, natrafiłam.
- Jasne, jasne. Koło rzeki, to ktoś się tym zajmie, nie nasz rewir - widać było, że dzielnica biedoty to coś, co niespecjalnie ich obchodzi. - No - wreszcie po zamocowaniu koła zwrócili się któryś. - Pomogliśmy pani, zapracowaliśmy uczciwie na swoje. To co, gdzie idziemy?
- Do mnie, tam milej, i więcej jest dziewczyn. - Yllaatris miała nadzieję, że się zgodzą. - Ale najpierw. - Tu już ton miała twardszy, muszę wywiązać się z obowiązku i zgłosić to zajście przy rzecze. Gdzieś tu był posterunek?? - Yllaatris usilnie starała się to sobie przypomnieć. - Sune nie wybaczyłaby mi takiego zaniechania. A potem. - Jej głos znowu zrobił się przyjemny dla ucha. - Zapraszam do siebie panowie.
- Przecież właśnie pani zgłosiła zajście. sama pani wspominała, służko Sune, że szukała patrolu ciesząc się, że nas zastała. Posterunek jest wiec zbędny, natomiast, jeżeli woli pani do siebie, to, oczywiście - Uśmiechnął się lubieżnie, łypiąc okiem oraz niewątpliwie rozbierając nim właśnie Yllaatris. - Tak, tak.
- Oczywiście, nikt nie powie, że nie pomogliśmy wspaniałej służce Sune - Skwapliwie dodał następny lekko piskliwym głosem.
- A przemytnicy?? - Yllaatris udała zatroskaną. - Przecież to nie wasz rewir, panowie. Może mi zdradzicie jakieś tajniki waszej służby?? Na przykład jak w takich sytuacjach się porozumiewać by już odpowiedni patrol się tam udał?? A czy to też jemu wtedy przypadnie wysoka nagroda za schwytanie przemytników na gorącym uczynku?? Czy wam też coś skapnie?? - Miała nadzieję, że jej zainteresowanie odbiorą jako szczere
- Proszę pani - Jednemu się chyba zebrało na szczerość. - każdy patrol ma swój teren, natomiast co do Nadrzecza, to kompletnie nie wiem, kto tam jest wyznaczony, ale nie sądzę, żeby się tam ktokolwiek dobrowolnie pakował. Nawet, gdyby to byli przemytnicy kamieni szlachetnych. To niebezpieczna dzielnica. Dziwi mnie, co pani tam robiła, no, ale nie moja sprawa. moja sprawa natomiast, to coś, co swędzi mnie coraz mocniej między nogami. Proszę prowadzić do swojego lokum czym prędzej, bo spokojnie nad ranem chcę wrócić do siebie. Zanim zaś obsłuży nas pani wszystkich, chwila czasu upłynie.
- Tak, tak - zgodził się inny. - Ciągniemy patyczki, kto ją będzie miał pierwszy?
- Albo może zagramy w kości?
- Dobra - jak dojdziemy do niej, to sprawdzimy, kto ma farta - ustalił wreszcie szef patrolu. - Proszę prowadzić - uśmiechnął się. - Jesteśmy grzecznymi wojakami. Proszę wierzyć, potrafimy dogodzić takiej dziewce, jak właśnie pani.
- To chodźmy. - Yllaatris kiwnęła na Igana i sama zaczęła powodzić. Wprawdzie szło jej to opornie, ale jakoś dotarła do swojej kamienicy. - Zapraszam do środka. - Ruchem ręki wskazała na główne drzwi, a potem zwróciła się do Igana. - Chłopcze odprowadź konie do stajni. Palcem pokazała mu kierunek, ale tak by tylko on widział. - Później powiem ci co jeszcze trzeba zarobić. - Licząc na chłopaka weszła sama do środka za strażnikami.
W korytarzu przywitała ich Elisys. Yllaatris zaraz podeszła do dziewczyny, stając nią twarzą w twarz odezwała się.
- Moja droga, przygotujcie dla panów wino, mocne i dobre, z tych ziołowych. Zajmę się nimi osobiście. - Oczy miała zimne. - Trzeba wspomagać naszych stróżów prawa. - A ponieważ tylko Elisys Silverkin widziała jej twarz mogła sobie pozwolić na wyraz pogardy gdy o nich mówiła. - Panowie życzą sobie coś dla gości specjalnych??- Zwróciła się ze słodką miną do strażników
- No, jeżeli można? - Mężczyźni zaczęli się krygować, pragnąc skosztować specjałów, jednoczenie zaś nie wiedząc, czego mogliby zarządzać. Wyobraźnia podpowiadała im rozmaite rzeczy, choć prawdopodobnie jedynie zasłyszane. Niewątpliwie wygadali na takich, którzy biorą za jakieś drobne pieniądze zwykłą dziwkę, która nadstawia im dupy lub gardła. Tymczasem tutaj trafili do czegoś, co widzieli zapewne tylko podczas marzeń. - Co pani proponuje? Dostosujemy się.
- Tak, tak - Powtórzyli inni.
- Zaczniemy od kąpieli. - Uśmiechnęła się figlarnie. - Dziewczyny wino przyniosą. Trochę was pomasują.
Elisys odeszła do kuchni, a kapłanka pokazała strażnikom łaźnię.
- Rozgośćcie się.
- Tak, tak. Oczywiście. Jeżeli tak jest przyjęte - Ich miny wskazywały, że uważają, iż trafili niemalże do pałacu cudów, gdzie wróżki spełniają najskrytsze, wyuzdane marzenia. Zaczęli się szybko rozbierać. Widać, że dawno nie korzystali z jakiejkolwiek łaźni.
Odziana w skórzany gorset dziewczyna przyniosła wino i rozdała je wylegującym się w wannie mężczyzną, puszczając jednocześnie zalotnie oko do jednego z nich. Chwilę później zjawiły się pozostałe dziewczyny. Śmiejąc się głośno namawiały mężczyzn, zresztą niepotrzebnie chyba, żeby częstowali się winem. A takiego wina to oni z pewnością nigdy nie próbowali, dlatego wypili całkiem sporo. Na co też Yllaatris liczyła. Silverkin doskonale widziała o co chodziło kapłance z “ziołowym winem”. I odpowiednio doprawia alkohol. Nim zabawa w łaźni dobiegła końca, spici strażnicy chrapali w najlepsze. Yllaatris odsunęła się od szefa patrolu.
- No. - Wycierając ręce w ręcznik. - To jedna sprawa załatwiona, do rana. A jutro... - Tu zawiesiła głos.
- Tak wiemy, - Araella wcięła się jej w słowo. - Mamy im naopowiadać różne rzeczy, tak by byli zadowoleni. - Puściła oko do szefowej.
- Dokładnie. - Yllaatris westchnęła ciężko. - Elisys. - Zatrzymała wychodzącą rudowłosą dziewczynę. - Mam dla ciebie jeszcze jedną robotę. - Zabrała ze sobą dziewczynę. Zeszły do stajni gdzie czakał na nie Igan.
- Panowie też chcą porozmawiać. - Yllaatris wskazała na dwóch skrepowanych mężczyzn leżących na wozie.
- Jak ten wcześniej?? - Elisys uśmiechnęła się słodko do związanych.
Rudowłosa pomogła Iganowi zaciągnąć nieszczęśników do swojego królestwa. Gdzie chłopka mógł podziwiać różnoraki sprzęt Mistrza Małoddobrego.

Yllaatris natomiast, przy wydatnej pomocy elfa i stajennego zanieśli Thokasa do jego pokoju, gdzie kapłanka mogła dokładniej przyjrzeć się jego ranom.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline