Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2010, 23:43   #9
Ghash
 
Ghash's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie coś
Pierwszych kilku spojrzeń i następujących po nich szeptów nie uchwyciła, ale kolejnych nie mogła już przeoczyć, ani zignorować. Szeptano o niej, a spojrzenia jakim ją obdarzano dobitnie mówiły, że nie chodzi tutaj o suknię. To nie tak powinno wyglądać, pomyślała i zatęskniła za Dorią. Tam przecież nikt by nie szeptał w ten sposób. Nie patrzył, jakby był dumny z tego, że podzielono się z nim najnowszą plotką i teraz to on może, ale przecież nie musi podawać jej dalej. Przymknęła na chwilę powieki i pozwoliła sobie na głębszy wdech. Jeżeli będzie myśleć w ten sposób to jest gotowa powiedzieć zbyt wiele zupełnie niepotrzebnie. Tego kraju, tych ludzi, zwyczajów i tak się nie zmieni. To po prostu szlachta, a nie rycerze.
Uprzejmie skinęła głową baronetowi Hout, gdy ten podał jej ramię i poprowadził do stolika. Zerknęła przelotnie na nazwiska ludzi, z którymi przyjdzie jej zasiąść do stołu. Znajdujące się wśród nich nazwisko Berlay wyjaśniało wszystko i sprawiło, że hrabina o całej tej sprawie nie potrafiła myśleć inaczej, jak o zwykłej farsie. Jakże inaczej nazwać tą sytuację? Najpierw hrabia wysyła list, który nic nie wyjaśnia, dając jedynie tydzień do przygotowania się na taki bal. Pisze, że tylko w tańcu można będzie swobodnie porozmawiać, po czym siada przy jednym stoliku? O reszcie osób można było przypuszczać, że zostały zaproszone w podobny sposób, bo sądząc po tytułach i nazwiskach nie stanowiły cynazyjskiej śmietanki towarzyskiej.
- Przyznam, że jest to dla mnie nieznane zupełnie nazwisko - odpowiedziała na pytanie baroneta dotyczące obrazów. - Ale to nie nazwisko czyni obraz wartym obejrzenia.
W dodatku wciąż czuła na sobie ciekawskie spojrzenia, już nie tak często i nie tak nachalnie, ale nadal było to... odrobinę irytujące. Nie lubiła, gdy stawiano ją jako obiekt plotek i nie po to tutaj przyjechała.
- Osobiście jednak wolę pędzel kawalera Ernicka Deleteta jest lżejsze.
- Hrabia Artur Berlay, baron Thorne, Sedual i Maine, kawaler de Troyde, minister – doradca Jej Królewskiej Mości, biskup Kindle!
Spojrzała, jak wszyscy w stronę idącego holem mężczyzny, ale zaraz zaczęła dyskretnie przyglądać się pozostałym gościom, na nikim nie zatrzymując spojrzenia dłużej. Raczej ze starego nawyku niż z prawdziwej potrzeby.
- Oczywiście trudno się nie zgodzić - powróciła do rozmowy z baronetem, gdy hrabia zniknął w tłumie. - Sztuka nie bez powodu nosi żeńskie imię.
- Pani hrabino, wygląda Pani olśniewająco.
Niespiesznie przeniosła spojrzenie i skinęła delikatnie głową hrabiemu, ale nie uśmiechnęła się.
- Serce mi się kraja z żalu, że dałem Pani tylko tydzień czasu na przygotowania. Jestem Artur Berlay.
Na ukłon hrabiego odpowiedziała ukłonem i oszczędnych uśmiechem pożegnała dotychczasowego towarzysza.
- Zdradzić Pani tajemnicę, pani hrabino? Wiem kto ma drugiego motyla. – chwila przerwy - ale może jednak nie zdradzę. Niespodzianka będzie przyjemniejsza.
Była stosunkowo wysoką kobietą. Mężowi patrzyła prosto w oczy, do hrabiego niewiele jej brakowało.
- Jeszcze trochę niespodzianek i tajemnic panie, a poczuję się... - uprzejmy uśmiech - Jak za najlepszych swoich czasów, ale proszę uważać, bo gotowa jestem zacząć się wtedy rumienić, a rumieniąca się Matranka, możesz mi panie wierzyć, jest zupełnie nie do zniesienia.
Musiała sama przyznać, że nagana była delikatnie mówiąc mało oględna, ale hrabia w oczach hrabiny zachowywał się niczym dziecko.
- Przepraszam - hrabia szybko zauważył i przyjął przyganę - Daniel Defour, a właściwie markiz Daniel Defour. Jestem pewien, że słyszała pani o tym dżentelmenie. Zasiądzie z nami przy stole, bo jest wtajemniczony w część naszych spraw. Wybaczy Pani, że jeszcze przez chwilę pozostanę niekulturalnie tajemniczym. Dokładnie do trzeciego tańca, czyli jeszcze przez godzinkę. Ma Pani ochotę poznać kilka osób? Gwarantuję, że nie są to znajomości z tych, co szkodzą ... - hrabia od niechcenia przywołał sługę i gestem zaproponował trunek.
Przeprosiny przyjęła razem z winem delikatnym uśmiechem i skinięciem głowy.
- Zgrzeszyłabym, gdyby odmówiła panie hrabio - głos miała spokojny, leniwy niemalże. - Być na balu w Cynazji i nie wynieść z niego nowych, miłych znajomości, to jakby pojechać do Matry z zamiarem omijania wszystkich Matranek. Można oczywiście, ale... - zawiesiła głos i oszczędnie wykonała gest dłonią wskazując na wszystko dookoła.
Pozwoliła się poprowadzić hrabiemu. Wymieniali niewiele znaczące uwagi, a hrabina zerkała tylko dookoła z uprzejmym zaciekawieniem. Zatrzymywała spojrzenie na wystroju sali i detalach architektonicznych, po twarzach mijanych osób prześlizgiwała się mimochodem i zapamiętywała. Ot, żeby poćwiczyć, żeby sobie przypomnieć, jak to jest.
Rozmawiała właśnie z markizem o kordyjskich korzeniach - Ferdynandem Demren przedstawionym jej przez hrabiego, gdy herold ogłosił przybycie królowej. Skinięciem głowy pożegnała hrabiego i pozwoliła markizowi poprowadzić się do pierwszego tańca.
- Mieszkałam w Dorii przez wiele lat - odpowiedziała na pytanie markiza zadane, gdy właśnie przechodzili obok siebie w figurze. - To piękny kraj... Niczym lodowa figura - przerwała i wykonała delikatny ukłon przed mężczyzną z lewej i zaraz wróciła do markiza. - Niestety stopi się pod wpływem gorąca przemian. Pozostanie woda - dwa kroki do przodu - którą niewielu będzie potrafiło docenić, ale... - wspólny obrót. - Kto wie, co Jedyny szykuje dla swoich pierwszych rycerzy - delikatny uśmiech, żeby zaznaczyć, że te słowa są wypowiedziane nie do końca poważnie. Ukłoniła się.
Zmiana partnera i kolejna figura.
Bal, jak bal. Taniec, jak taniec. Nogi, dłonie wykonywały figury z przyzwyczajeniem. Usta układały się w słowa niewiele znaczące. Obawiała się, że odkupienie nie przyjdzie.
 

Ostatnio edytowane przez Ghash : 14-04-2011 o 21:05.
Ghash jest offline