Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2010, 16:11   #6
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

- Podkręć ją kuźwa Tykes!!! - ryk wiszących nad elektrolizą kopulastych pieców sprawiał, że ciężko było nawet wyłapać słowa z szumiących nadajników w nagłówkach kombinezonów. Stojący poniżej na krawędzi elektrolizatora Seamus ledwo sam siebie słyszał. Tykes zapewne też, bo w skupieniu przyglądał się wykonywanym przez niego gestom. Stopiona do płynnej postaci zupy proteinowej jaką dostawali do żarcia, ruda, buzowała ledwo wyczuwalnie zaraz pod metalowym pokładem na którym stał brygadzista. Hal spokojnie czekał na jego sygnał, by przyłożyć potencjały i rozpocząć zabawę – Co?!! Nie!!! Do drugiego oporu! Drugiego, tak!!! Dawaj!
Tykes kiwnął głową i przymierzywszy się do korby zaworu pieca, zaczął powoli okręcać wielkie koło hydrauliczne. Strumień rdzawo-pomarańczowej rudy popłynął intensywniej do elektrolizatora. Trochę zbyt blisko maksymalnego limitu, ale po poprzedniej ekipie mieli zaległości, które trzeba nadrobić. Ekipy zawsze kryły siebie nawzajem gdy któraś nawalała.
Powietrze zgęstniało i fala gorąca oblepiła potem mięśnie Seamusa. Kombinezony miały dobrą tolerancję na niskie temperatury, ale przy wysokich izolacyjna plastircha po prostu nie dawała rady. Bynajmniej mu to nie przeszkadzało. Lubił to wrażenie. Bliskiej obecności tych niewyobrażalnych sił, które uwalniali. Ujarzmiania ich. Kontrolowania. Obserwowania jak nieprzyjazna i ostra jak brzytwa, lita skała Ymira oddaje im to czego od niej chcą. Było w tym kuźwa coś poetyckiego.
- Dobra! Skręć do trzech czwartych i złaź! - krzycząc pokazał górnikowi na migi polecenie, po czym dodał już ciszej do nastawni - Hal... smażymy ją.
Technik skinął głową i pochylił się nad konsolą. Po chwili kipiąca powierzchnia rudy pokryła się opalizującymi rozbłyskami elektryczności. Niewielkie wyładowania chciwie, lecz bezskutecznie starały się sięgnąć metalowego pomostu na którym stał Seamus.
- Pilnuj katopotencjału Hal. Jest kurewsko lepka. To chyba miękki lit... Wyślij też raport do terierków, żeby sprawdzili skład przed zalaniem wyrobiska. I znajdź mi kuźwa Kellera! Nie będzie mi się opierdalał!
Właściwie to Seamus się trochę zmartwił dzisiejszym zniknięciem starego górnika. Od rana zachowywał się właściwie normalnie. Zrzędził trochę po swojemu jak stara baba, ale taki właśnie był Keller. A może on sam czegoś nie zauważył? Ostatnie wytyczne dla brygadzistów zwracały szczególną uwagę na wychwytywanie odstępstw od normy w zachowaniach pracowników. Ale Keller nigdy nie miał żadnych poważnych problemów. A w każdym razie takich, o których by równie chętnie opowiadał co zrzędził na zarząd, podagrę i mróz od którego mu się dupy ruszać nie chciało.
- Proces w normie - rzekł obserwując jeszcze chwilę zachowanie rudy - Wszyscy do szlamowni. Hal, monitoruj.
Teraz kuźwa najgorsze.

***

Cała idea rafinerii urodziła się po wybudowaniu instalacji. Musiała w psizdu kosztować Vittel, ale goście od słupków wykalkulowali, że pomysł zwróci się zważywszy na paro dziesięciokrotnie mniejszy transport surowca, dodatkową energię z ogrzewania instalacji i zabezpieczanie niestabilnych wyrobisk wyssanym z cennych minerałów odpadem miedziano-ferrytowym. W efekcie elektroliza była sektorem przenośnym bazującym na najniższych poziomach instalacji równolegle z wydobyciem. To z kolei uniemożliwiało wprowadzenie robotyki, a to oznaczało godziny szuflowania wyciekającego z elektrolizatora szlamu do kadzi. Szlamu, który jak na ironię swojej nazwy był niezwykle cennym stopem platyny, irydu, palladu, złota i paru jeszcze cudów. I właśnie to mieli teraz robić. Tylko Kellera dalej nie było.
- Odbiornik ma włączony, ale jakieś zakłócenia. Jakby był poza zasięgiem... Albo gdzieś niżej w wyrobisku - komunikat Hala nie napawał optymizmem.
- Weź nie pierdol - Seamus aż wyjrzał za barierki szlamowni w dół gdzie prowadził szeroki wykuty przez górników dren do wyrobiska. Niczego jednak tam nie ujrzał - Musimy skończyć robotę zanim wyschnie. Potem go poszukamy.
Odszedł od krawędzi i skierował się z pozostałą czwórką do stojaka z magszuflami.
- Spokojnie Seam. Chyba widziałem jak wychodził do dyżurki. Pewnie sraczki dostał... - to głos Vinniego. Vincenzzo właściwie. Smagły facet i pies na baby miał kiedyś gęste czarne włosy. Po wypadku sprzed pół roku na pokrytej bliznami twarzy nie ma nawet brwi. Do tej pory ma do Hala czasem pretensje o zrzut odpadu choć wszyscy wiedzą, że sam przekozaczył.
Brygadzista przez chwilę zastanawiał się nad opcjami, ale w końcu uznał, że przesadza z tymi nerwami. Vinni na pewno ma rację i nie usłyszeli przy ryku pieców jak się odmeldowywał. Da mu popalić po fajrancie...
- Dobra niunie. Za trzy godziny fajrant. Musimy się z tym uwinąć bez niego...

***

Był w połowie schodów z nastawni gdzie przygotowujący się do zrzutu odpadu Hal zdał mu parę raportów liczbowych z jakości rudy i finalnej produkcji, gdy krzyk Kellera rozniósł się echem nad wyłączonym piecem. Podbiegł błyskawicznie do barierki i wyjrzał ponad konstrukcję. Niemal pięć pięter wyżej na wysokości pieca stał starszy zaginiony przed paroma godzinami górnik.
- O kuźwa, nie... - szepnął do siebie brygadzista.
Keller miał maskę zdjętą, ale kombinezon nadal na sobie. Przylgnięty do krawędzi litej skały znów wrzasnął coś płaczliwie, po czym spojrzawszy w dół wybił się... i skoczył w dół. Brygadzista przez ułamek sekundy obserwował jak górnik krzycząc nieludzko spada machając karykaturalnie kończynami. Po zderzeniu z metalowym wspornikiem, krzyki ustają, a ciało bezwładnie już ląduje na dnie drenu.
- Sekcja medyczna! – Oscar pierwszy odzyskał głos – Niech ktoś wezwie doków!
- Hal, wywołaj ich! Tykes, liny!

Irlandczyk zbiegając po schodach przeskakiwał kolejne zakręty, by jak najszybciej dotrzeć do najniżej położonej szlamowni. Chromolił windę.
- Już po nim Seam...
- Liny, kuźwa!

Oscar był już na dole przed nim. Pochylony nad barierką kręcił głową. Brakowało im jeszcze z ośmiu metrów.
- Nie rusza się. Po nim...
Seamus ciężko oddychając spoglądał gorączkowo po ścianach wyrobiska. Prawdę mówiąc nie słyszał niczego. Nie kumplował się jakoś wybitnie z Kellerem, ale... To nie mogło się wydarzyć. To nie miało prawa się wydarzyć. Gadał ze starym jeszcze wczoraj w kantynie. Wszystko było w porządku... Zejście nie jest zbyt ostre. Dałoby radę.
- Daj spokój. Zaraz Trauma-Er tu będzie...
Zaraz znaczyło przynajmniej parę minut. Wydobycie i rafinacja były na peryferiach instalacji, a tylko wydobycie miało swój punkt opatrunkowy.
- Tykes, do diabła!
- Jestem, już -
górnik jako trzeci dopadł pokładu szlamowni z naręczem lin - Zgarnąłem jeszcze awaryjny medpak.
- Mam swój - rzucił Seamus i zabrawszy linę zaczepił o nią swój kombinezon - Przymocujcie mnie!
Nie czekając na nich wyszedł za barierkę i dotarłszy do litej skały, zaczął schodzić w dół. Starczyło mu pół minuty, by dotrzeć do Kellera. Ciało było wygięte nienaturalnie, nogi miał połamane, ręce i żebra pewnie też. Kamień, o który opierała się głowa, był cały we krwi, a oczy bez wyrazu wpatrywały się w przeciwległą ścianę drenu. Dopiero po chwili Seamus zauważył nieznaczny ruch ust spomiędzy których wydobywała się para i cichy szept:
- … jest we mnie...
- Keller, słyszysz mnie? Keller!

I dopiero w tym momencie usta przestały się poruszać, a ostatni obłoczek pary rozpłynął się w powietrzu.


Seamus poczuł jak uchodzi z niego całe napięcie i ogarnia beznadziejna niemoc. Dwa i pół roku... I dopuścił do czegoś takiego... Opadł bezsilnie na jeden z kamieni obok zwłok. Dopiero po chwili wstał i już bez pośpiechu odczepił swoją linę i przyczepił do niej zwłoki Kellera.
- Wyciągajcie - krzyknął ku górze.

***

Bob Oreway był psychologiem Trauma-Eru. Był też jednym z tych ludzi, którzy wybitnie i chyba z wzajemnością działali na nerwy Seamusowi. Przemądrzały z tym swoim cockneyowskim akcentem miał zdanie na każdy temat i często się nim dzielił. Gdy górnicy z rafinacji mieli jakieś problemy odsyłano ich albo do niego, albo do jakiegoś hindusa. Seamus po otrzymaniu pozwu rozwodowego i dwóch tygodniach karceru, które kosztowała go rozróba, którą wywołał w kantynie, trafił właśnie na niego. I sam nie wiedział jak to się stało, że do karceru nie wrócił, a jeszcze mimo opinii wystawionej mu przez tego gnoja zachował posadę brygadzisty.
- Depresja. Jej oznaki zawsze są widoczne - mruczał nad pakującymi ciało w worek pozostałymi ratownikami - Uwzględniłem to w ostatnim aneksie do wytycznych. Poświęciłeś mu Gallagher choćby parę chwil?
Spokojny ton głosu. Taki kuźwa mądry. Seamus czuł jak bezsilność ustępuje, a on sam wypełnia się po brzegi kipiącą złością na tę pałę. Podszedł do niego i poczekał aż jajogłowy brytol zwróci na niego spojrzenie. A gdy tak się stało, wziął krótki zamach i zaprawił psychologowi szybkiego prostego w nos. Chrząstka nosa z satysfakcjonujący chrupnięciem ustąpiła jego pięści, a ratownik odleciawszy metr do tyłu zwalił się na ziemię.
- Zapomniałeś Whoreway, że taki trep jak ja, nie umie czytać?
Oscar i Tykes rzucili się, by na wszelki wypadek odciągnąć go od ogłuszonego ratownika.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 15-09-2010 o 16:17.
Marrrt jest offline