Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2010, 12:49   #7
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Armia nieumarłych oblegała miasto. Oblegała... to jednak złe słowo. Szkielety ni wyciągnęły ni armat, ni katapult. Brama nie stawiała im zbyt długo oporu. Szybko wdarli się na ulice miasta i zaczęli rzeź. Straż i milicja starły się zagrodzić im drogę, ustawiając barykady, strzelając do nich z kusz i łuków, dzielnie walcząc wręcz. Opóźniło to tylko pochód truposzy, lecz ich nie zatrzymało. Miasto zostało zdobyte. Vales padło. Lecz czemu Czarny Drakkar podpłynął pod miasto? Skąd się wzięli okrutni nieboszczykowie zabijający wszystko co popadnie? By to dokładnie zbadać cofnijmy się pięćdziesiąt lat wstecz.

Dwójka całkiem nienormalnych zaklinaczy Wróciła szczęśliwie do swej siedziby w Homanie. Nikt nie śmiał ich atakować, nie wiadomo czy to przez ich groźną dla otoczenia renomę czy poprzez uzbrojonego w pełną płytę paladyna obok. Tak wiec już po dniu podróży ujrzeli swoją akademię. Z papieru. Strzeliste wieże wychodziły z odwróconej piramidy niczym wijące się węże, przeplatając się ze sobą i z budynkiem-żywicielem, do którego cała kartonowa konstrukcja przyległa. Gigantyczny żółw, również z papieru, unosił się nad całą budowlą na niewidzialnych nitkach magii. Wydawał się nawet lekko ożywiony, ale to mogło być złudzenie optyczne wzbudzone poprzez promienie słońca. Magowie i zaklinaczowi biegali na schodach znajdujących się na zewnątrz wieży i podrzucali sobie gotowe pliki papierowych cegieł. Co jakiś czas z któregoś okna wylatywała kula ognia lub chmara motyli. Istny chaos. Żołnierze zaś, oryginalnie służący w tutejszym garnizonie z obawą i lękiem mijali papierowe podpory na dole. Większość z nich było porytymi ludźmi niechcącymi mieć nic z magią wspólnego. Przed murami, kilka kroków od bramy stał postawny człowiek, ubrany w wykwintny płaszcz z pagonami głównodowodzącego i widocznie z czegoś się cieszący.
- Ach witam, witam! I żegnam! Hahahaaha, to chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Dostaliście przeniesienie. B.O.S.Z.E. zostało rozwiązane, a wy macie się przenieść do Pfalz! Tutaj nie ma już dla was miejsca.
Po krótkim pożegnaniu się z Ronem i zabraniu swych rzeczy, dwaj bracia ruszyli tam gdzie ich nowy dom i nowe miejsce na kolejną akademię. Odchodząc rzucili tylko tęskne spojrzenie na swe wciąż rozwijające się dzieło i z dumą w oczach je pożegnali. Poradzi sobie samo. Wielu nowych wyznawców dołączyło i nowych kandydatów na magów. Poradzi sobie.

Znowu w podróży. Znowu trudy wędrówki. Dwa dni w drodze i ich oczom ukazał się zamek dość dużych rozmiarów. Twierdza Pfalz zwana także niebiańskim Wzgórzem.

Zostali wpuszczeni bez żadnego problem. Wewnątrz pałętał się mnóstwo rycerzy, wojowników, palladynów i kapłanów. Dominującą symboliką były słońca Pelora, ale także pięści Heironeusa jak i krzyże świętego Cuthberta. Jeden z parobków zatrzymał ich.
- Ins i Ane? Opat was oczekuje. Zaprowadzę was.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline