Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2010, 19:20   #8
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Teleportacja to całkiem ciekawy wynalazek. Niemal natychmiastowe przeniesienie się przez tysiące kilometrów jest diabelnie praktyczne. Salarina interesowało jaki proces zachodzi podczas tego cudu, jeśli chodzi o sztuki tajemne to starał się zgłębiać je jak tylko mógł. Nie był jednak czarodziejem, zdecydowanie większy pociąg miał do walki kontaktowej, magia była jedynie dodatkiem.

Zaiste dziwna to była drużyna. Skupisko tak różnych charakterów mogło przypominać bulgoczący kocioł zupy – można się sparzyć. Z drugiej jednak strony jeśli się odpowiednio zmiesza składniki może wyjść coś smacznego. Pozostaje jednak kwestia czy jedne będą nadawały się do połączenia z innymi. Nic jednak nie było stracone, część pieprzu przecież dało się wyłowić i wyrzucić. Salarin zdążył sobie wyrobić opinię kto jest takim małym, nic nie znaczącym ziarenkiem pieprzu. Niby nic ale jak się je rozgryzie to zepsuje smak najprzedniejszej potrawy.

Nie byli rodziną ani przyjaciółmi, nie musieli się lubić. Salarin pomimo swego wybuchowego charakteru był całkiem tolerancyjny. Nie był rasistą, mógł zbratać się nawet z krasnoludem jeśli ów dał się polubić. Niestety niektórzy przedstawiciele tej rasy pozostawali prymitywnie stereotypowi co zaowocować mogło jedynie starą jak świat nienawiścią między leśnym ludem, a dziećmi ziemi. Odkąd tylko ujrzał Robhuna miał złe przeczucia. Po jakimś czasie wspólnego podróżowania jego wszystkie domysły się potwierdziły. Salarin patrzył na krasnoluda z obrzydzeniem i wyższością, to że jeszcze nie doszło do krwawych starć było zaiste cudem. Może pewne znaczenie miała tutaj obecność kobiety, która mogłaby przypadkiem ucierpieć. Nie chodzi tu o to, że była bezbronna, krasnolud był szalony co wiedział każdy z członków grupy. Tacy „ludzie” byli nieprzewidywalni. Jak na razie Salarin tolerował brodacza, mięso armatnie bywało przydatne. Granica była jednak bardzo cienka.

***

Wreszcie dzięki pomocy Tomasa opuścili to miejsce – Myth Drannor. Legendarne ruiny pełne skarbów i potworów będące dumą, ale zarazem przykrym wspomnieniem elfiej rasy. Salarin przybył tu gdyż miał powody. Nie chodzi w tej chwili jednak o złoto i zdobycie ostrza, prawda jest dużo bardziej skomplikowana.

Słyszał, że przy teleportacji ciało rozdziela się na miliony cząsteczek… wyjątkowo podłym uczuciem był zanik jego męskości, dobrze że trwało to tylko ułamek sekundy. Kiedy doszedł do siebie i rozejrzał po okolicy otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Następnym co zrobił było dobycie rapiera. Miał bystry wzrok jak każdy elf jednak nie tym się w tej chwili kierował. Znał dobrze swego brata Sinthela, poznał te ruchy. Oznaczały, że tropiciel uznał coś za zagrożenie, w tej kwestii zdawał się na niego.

Widząc komando i napięte łuki nie schował broni. Nie oznacza to, że chciał walczyć z nimi wszystkimi w tej chwili. Zdawał sobie sprawę z proporcji sił, w okolicy zapewne było ich jeszcze wielu. Nie zamierzał być potulny jak baranek ani prowokujący swoją głupotą i chamstwem niczym krasnolud. Często wystarczyło jedynie okazać brak strachu oraz to, że nie ma się do czynienia z byle kim tylko z równym by oponent nabrał choć odrobinę szacunku.

Były jednak rzeczy przez które potrafił się zapomnieć. Wymierzone łuki w niego lub pozostałych mężczyzn to co innego. Jednak na jedno musiał zwrócić uwagę, taki już miał charakter. Wystąpił do przodu zasłaniając Ravarath samym sobą.

- Nazywam się Salarin Keleb’Sur. Jestem elfem tak samo jak wasi towarzysze oraz część moich. Nie jesteśmy szpiegami czartów klnę się na swą dumę. Jeśli kłamię niech w tej chwili spadnie na mnie gniew mego Boga Corellona Larethiana. –spojrzał w oczy ponaglającego ich elfa- Jednego jednak nie zdzierżę, jak wam nie wstyd mierzyć do kobiety?! Opuście broń to i my to zrobimy. Nie chcemy zwady. –kończąc swoją kwestię pierwszy opuścił nieco rapier-

Prezentował się całkiem dostojnie. Nosił wykonaną z najwyżej jakości mithrilu koszulkę kolczą, która tylko w niewielki sposób krępowała jego ruchy. Pod nią miał czarną koszulę dobrze kontrastującą ze srebrną zbroją oraz innymi dodatkami. Spodnie wykonane z ciemnej skóry zdobione były gwieździstym motywem natomiast buty wyposażone były w liczne klamerki zapewniające idealne dopasowanie do nogi. Aksamitny, czarny płaszcz dodawał mu tajemniczości, natomiast skórzane rękawice koloru spodni dopełniały wizerunku. Całość będąca wymieszaniem srebra oraz mroku nocy świetnie pasowała do włosów Salarina oraz jego ostrych rysów twarzy. Jednej z niewielu rzeczy nieznacznie różniących go od brata.

Nagle obok stopy Salarina pojawiło się coś futrzanego i z ciekawością spoglądającego na wszystkich wokoło.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 21-09-2010 o 20:30.
Bronthion jest offline