Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2010, 23:55   #1
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
[Eclipse Phase] Błąd w systemie - sesja (behemot)



Błąd w systemie
Bad Sector (muzyka)

Bał się. Nie był to pierwszy raz. Personel stanowili doświadczeniu medycy Magistratu. Standardowa procedura. A jednak zbyt wiele usłyszał opowieści o tym co pomiędzy. O strumieniu zapisu, który wszedł w interferencje z swobodnymi programami zawieszonymi w MESHu. Ludzie potem wychodzili inni, za każdym razem efekty kumulowały się i choć pamięć pozostała, to osobowość uległa zmianie. Ale nie to było najgorsze, straszniejsza była świadomość po co to robił - miał zginąć. Prędzej czy później, tego wymuszała jego praca, jego misja.
Doktor uśmiechnęła się widząc jego obawy, miała smukłą anielską twarzy futury, jasne proste włosy spływały na medyczny kitel. Promieniowała spokojem. Zapewne jej sylwetka została wyrzeźbiona by wywoływać spokój i zaufanie pacjentów. Medyk wskazała mu fotel zapisu.
- To nie będzie bolało. - nic nie miał poczuć, może ten drugi, ale skoro on miał zginąć to i tak było to bez znaczenia.
- Zamknij oczy i postaraj się o niczym nie myśleć. - na głowę opuścili mu hełm transmisji. Najpierw poczuł mrowienie w skroniach i ulotność myśli, nawet gdyby chciał nie byłby w stanie skupić się na żadnej z nich.
- Już. - usłyszał spoza słuchawek. Zdjęli mu okulary. W pokoju była ta sama anioł. Pojawiła się tylko nowa aparatura, której wcześniej nie było.
- Czyli jestem wolny?
- Tak, ale przez kilka dni proszę uważać na siebie, po reinstalacji mogą wystąpić anomalie.
- Reinstalacji?
- było aż śmieszne, że go to zdziwiło. Po to przyszedł. Ostatecznie lepiej, że to ten drugi.

Wypisał się z kliniki. Czuł się dziwnie, jak na szkoleniach operatorów mechów. Komenda: podnieś rękę; komenda: chwyć długopis; Wykonaj: program podpis... każdy ruch odczuwał jako coś dziejącego się poza nim. A on był demiurgiem, który wolą panował nad jej życiem, mógł zrobić cokolwiek, spełnić każdą zachciankę. Przypomniał sobie jak jeszcze w Berlinie był z córką na teatrzyku lalek. Teraz sam był panem marionetki, ciągnącym za sznurki by wprawić ją w ruch. Posmutniał myśląc o córce, Berlinie, ich domku w Poczdamie, Ziemi i wakacjach w Marsyli. Morze... ponoć teraz została tam pustynia radioaktywnych popiołów, przynajmniej wtedy gdy na Ziemi był ktoś zdolny przekazać co się tam dzieje. Przez AR wywołał swoją muzę. Obok niego zmaterializowała się kobieta w wieku może dwudziestu lat, podobna do jednej z gwiazd lat 60 poprzedniego stulecia. Ubrana była w krótką sukienkę stylizowaną na marynarski mundur pinup girl.
- Cześć kociaku, dużo straciłem?
- witaj Tygrysie, tęskniłam za tobą.
- zamruczała - Minął miesiąc od ostatniego razu. Zanim doszło do powtórzenia zdarzył się zamach przy orbitalnej windzie. Dlatego nic nie pamiętasz.
- Dobra, chyba nie chce teraz o tym słuchać.
- Czy mogę jakoś ci pomóc?
- zamruczała obejmując go.
- Chyba nie. Idź sobie. Chce być sam. - fuknęła zdenerwowana, i tak zakodował by status "foch" wyłączał się po trzech godzinach. Zadzwonił jeszcze do jednostki by zameldować, że znowu jest online, poprosił też o urlop by się zsynchronizować z morfem. A potem ruszył do domu. Lewa, prawa, lewa, prawa... idź marionetko. Miał wrażenie, że wszystkiego musi uczyć się od nowa.


Jego mieszkanie stanowił zwykły sześcian, składane łóżko, szafa wbudowana w ścianę, terminal. Wszystko mieściło się na 9 metrach. Za to jeśli chciał mógł wygenerować salony i ogród. Zupełnie jak w Poczdamie. Mógł nawet przywrócić życie rodzinie, ale wojskowy psychiatra ostrzegł go, że z stratą trzeba się pogodzić i żyć nowym życiem. Łatwo mu było mówić. On nie ryzykował śmiercią i reinstalacją. Przez kilka kilka kolejnych dni prawie nie wychodził z dziupli. Odtwarzał wspomnienia, swoje i cudze, przeważnie radosne. Nie zaglądał w MESH. Bał się. Przecież na każdym kroku mógł zginąć w zamachu, albo stać się ofiarą złodziei ID, lub zarazić się nano świństwem. Nie wierzył by tak szybka śmierć była przypadkiem, ktoś musiał go obserwować i czekał na okazje by podpiąć się do jego pamięci. Na wszelki wypadek nie otwierał kanałów MESHu. Biomasa się skończyła, ale mógł przetrzymać parę dni, póki nie będzie bezpieczny. Trzeciego uświadomił sobie, że jego paranoicznie myśli to kolejny efekt uboczny oswajania nowego ciała. Połączył się z koszarami by powiedzieć, że wraca do służby.

Koszary znajdowały się parę kilometrów poza głównym kompleksem Valles - największego miasta Na Marsie z populacją szacowaną na 37 milionów - tworzyło je kilkanaście długich tub zakopanych do połowy w ziemi, połączonych podziemnymi korytarzami. Bryła niewiele różniła się od pierwszych stacji kolonistów. Mars był obecnie największym domem ludzkości, na powierzchni i satelitach, żyło 200 milionów świadomości. W całym układzie żyło ich 500, zaledwie 5% przetrwało Upadek. Byli jeszcze bezcieleśni uchodźcy, ale ilu ich było nikt do końca nie wiedział, może sto milionów, może więcej. Garnizon liczył kilka tysięcy, dość by poradzić sobie z gangami, nomadami czy terroryzmem. Czas wielkich wojen minął. Większość zagrożeń wymagała nie wojska, a agentów wyszukujących zagrożenia zanim się pojawi. Taka była jego misja.



Gdy dotarł na miejsce w pierwszej kolejności udał się do stołówki, wziął trochę biomasy o smaku wieprzowiny w sosie pieczarkowym, ale to co dostał i tak smakowała jak soja zmieszana z celulozą. Wziąl też ogórka z szklarni. Większość jedzenia drukowano, ale w niektórych rejonach czerwonej plany terraformacja zaszła tak daleko, że możliwe stały się uprawy w szklarniach. Taka naturalna żywność smakowała jak pył, ale do licha, to był prawdziwy ogórek. Symbol nadziei i lepszego jutra. To o co walczyli.

Gdy usiadł i jadł zobaczył jak do stołówki wchodzi jeden z szeregowych z oddziału, podszedł do niego i zaczepił:
- I jak bohaterze?
- Bywało lepiej, dzięki, to że umarłem nie czyni bohatera.
- A no tak, skromny jak zawsze.
- zdawał się szydzić.
- O coś ci chodzi? Wiesz mam ostatnio kiepski tydzień.
- Ach no tak, przecież zawsze masz ważne sprawy, misje, których my zwykli śmiertelni nie zrozumiemy.
- słysząc to zaczął mieć już poważne obawy, miał nadzieje, że ten drugi idiota nie powiedział za dużo. - Tylko czemu się nimi nie zajmiesz, zamiast wpieprzać się w cudze życie? - był poważnie wkurzony.
- Posłuchaj, urwał mi się film z ostatniego miesiąca i naprawdę nie wiem o czym mówisz. Nie wiem co się wydarzyło, ale to nie byłem ja.
- Jasne, może to był Tytan.
- To nie jest zabawne.
- szeregowy wzruszył ramionami i poszedł w swoją stronę.

Gdy skończył jeść przyszła informacja, że Major chce go widzieć. Może przynajmniej dowie się czegoś, dotąd nie czuł potrzeby uaktualnienia danych, ale teraz braki zaczęły mu doskwierać. Szedł podziemnym korytarzem do kwatery głównej gdy usłyszał:
- Cześć Tygrysie, dobrze że wróciłeś. - odwrócił się, dogoniła go jedna z sanitariuszek, miała zwykłego seryjnego poda, jeszcze bardziej odosobnionego przez uniform obsługi medycznej, w lewym uchu miała wpięty jadeitowy kolczyk.
- Eee, hej. Wiesz czy Major jest u siebie.
- Pewnie tak, nie powiesz nic, jak się czujesz?
- oczy jej się śmiały, choć nie miał pojęcia o co chodzi.
- Dzięki, jest lepiej, sorry ale muszę iść.
- A no tak, powodzenia.
- zdawała się być przygnębiona. Odwrócił się
- Słuchaj czy ty i... ciągle jesteście...
- Nie, już nie. Ale to i tak nieważne. Leć.



Zapukał przez VR do biura Major, wpuściła go.
- Witaj sierżancie, dobrze że już jesteście, pamiętaj że sekcja medyczna jest przygotowana do leczenia traumy po reinstalacji. Sztab po zapoznaniu się z raportem ocenił twoje zachowanie bardzo pozytywne. W przyszłym tygodniu planują przyznać ci nawet order. Przesyłam też na twoje konto zapis wydarzeń twojej ostatniej śmierci. Jakieś pytanie. - nie było. Nieźle się zapowiadało, sprawdził swoje konto. Zauważył, że wzrosła jego wiarygodność w armii, a także - co go już bardziej zdziwiło - pozycja Irep.

Jedną z ofiar Upadku był system ekonomiczny, przynajmniej częściowo. Życie wśród gwiazd i postęp technologiczny sprawiły, że gospodarka oparta na uniwersalnym pieniądzu nie była już efektywna. Na odległych habitatach - zamieszkałych stacjach kosmicznych - zawieszonych w paśmie planetoid pieniądze były warte tyle ile materia potrzebna do ich wyprodukowania. Z plastikowych kart nie wytworzysz więcej biomasy, czy nie wybudujesz kolejnego modułu. W większych habitatach zbyt wiele towarów pierwszej potrzeby dało się wydrukować zużywając energie słoneczną i materie. Przy całym syfie niektórych stacji, nikt nie mógł mówić, że chodzi nagi i głodny. Gorzej było z strukturami złożonymi, a zwłaszcza tymi objętymi prawem autorskim. Często dostęp do usług był reglamentowany przez korporacje. W tej sytuacji wartością stały się nie tyle abstrakcyjne pieniądze, ile sama możliwość wykonania czegoś. Ceniono też unikalność, spersonalizowana zapora była trudniejsza do penetracji, unikalna sztuka była czymś rzadkim, a więc pożądanym. Kto posiadał rzadkie cechy był ceniony, kto posiadał środki i możliwości był ceniony. Kto potrafił sprawić by rzeczy się działy był ceniony. Na tym polegała nowa ekonomia.


Znalazł wygodne miejsce i odtworzył XP. Film był nagrany z pozycji Major, w lewym dolnym rogu lśniła ikonka adiutanta - jej osobistej muzy. Oglądał świat jej oczyma i przynajmniej częściowo słyszał jej myśli, czuł to co ona. Widział pustynia, Marsjańskie pustkowia z pyłu i kamieni, miejsce gdzie nie dotarła terra formacja. Myśli krążyły wokół stacji nomadów - tych mieszkańców planety, którzy nie chcieli nad sobą władzy innej niż prawda. Plan terraformacji zakładał budowę nowego kanału Shapiarelliego przez ich terytorium. Oni bronili swej ziemi. My walczymy o postęp i przyszłość planety.
- Trzecia drużyna gotowa do skoku. - wzbogacona rzeczywistość wskazywała niebieskimi znacznikami położenia skrytych za termo optycznymi kombinezonami żołnierzy.
- Idźcie. - komandosi ruszyli, jeden z nich zalśnił na niebiesko. To on, prowadził szarże, tak jak na szkoleniach. Zbliżali się do schronu. Ekran rozdzielił się by pokazać widok z sondy rozpoznawczej, wyglądało spokojnie, do czasu. Zapory schronu otworzyły się i z wnętrza popłynął deszcz kul, jeden z żołnierzy padł z przestrzeloną nogą. Reszta zdołała się ukryc za kamieniami. Jak na sygnał druga seria poleciała zza pobliskiej wydmy.
~ Wzięli nas w dwa ognia. ~ ci nomadzi wykazywali więcej taktyki niż zwykle, adiutant na dole zasalutował.
-[i] Dostałem raport z kwatery, ostrzegają nas, że nomadzi mogą posiadać nielegalne oprogramowanie bojowe, w tym również skrypt zakrzywienia obrazu i rozpoznania kamuflażu. Za przemyt prawdopodobnie odpowiedzialny jest Monolit.
- Cholera - Monolit był jedną z organizacji anarchistów, jednak stopień zorganizowania sugerował, że za rzeszą zombie mógł stać jeden z Tytanów.

Mianem TITAN określano wytworzone jeszcze na ziemi sztuczne inteligencji o zdolności uczenia i samoulepszania. Były to najpilniej strzeżone projekty wojskowe przeznaczone do symulacji i przygotowywane do potencjalnych elektronicznych wojen. Niestety na skutek wypadku kilka z nich przejęło kontrolę nad aparaturą ofensywną i rozpoczęło operacę wojenną. W reakcji łańcuchowej wszystkie programy uaktywniły się wcielając w życie najbardziej zabójcze i niszczycielskie procedury. Tak jak informacja wojna rozprzestrzeniła się po Ziemi spalając ją na radioaktywny popiół, a potem kolejne twory Tytanów sięgnęły koloni w Układzie Słonecznym. Żaden człowiek nie panował już nad buntem maszyn. A samoulepszające się programy konkurowały w generowaniu zagrożeń, zabójczych maszyn, gazów bojowych, nano wirusów zmieniających ludzi w potwory, czy też łamiąc zabezpieczenia cybermózgów zmieniając świat w wirtualny koszmar. Ludzie uciekali z płonącej planety. Porzucili ją by dopaliła się. Są ludzie, którzy wierzą, że kiedyś uda się powrócić, jednak na razie zbyt wiele demonów wojny pozostało na powierzchni. Było tam zbyt niebezpiecznie. Ludzi, którzy pozostali spotkała ostateczna śmierć. Sami Tytani ewakuowali się przez zakrzywiające przestrzeń trasmitery materii zwane Wrotami Pandory. Te same wrota prowadziły też do innych światów, które ludzkość powoli odkrywa. Jednak każdy skok to ryzyko, że trafi się do świata stworzonego przez TITANs. Same programy nie opuściły układu w pełni. Pozostawiły po sobie śmiercionośne bronie, aktywne programy, wiele z nich nadal było aktywnych i zagrażało ludzkości. Na razie cywilizacja przetrwała, ale jej los nie był pewny. Jeśli ludzkość miała żyć, musiała na to zasłużyć walką.


Pod sztandarem walki z wrogiem zbierali się ludzie i korporacje. Tak powstało Konsorcjum Planetarne, wedle myśli twórców miało jednoczyć wszystkich ocalałych ludzi w idei demokracji i wolnego rynku. Nie wszyscy jednak chcieli. Wielu mówiło, ze konsorcjum nie myśli o świadomości i transludzkości, tylko jest pacynką kierowaną przez sznurki w rękach korporacji. I tak pojawialy się inne organizacje, wokół księżyca, Wenus czy Merkurego. Część habitatów ogłaszało niezależność i nie chciało słyszeć o jakichkolwiek wspólnotach. Zewnętrzny układ był domem najdziwniejszych idei i eksperymentów społecznych. Najważniejsze było jednak Konsorcjum, to ono kusiło nowym domem na terraformowanym Marsie. Wielkie dzieło wymagało wielkich ofiar.

Widział jak ten drugi on rzuca granat pyłowy, dobra zasłona, czuł że myśli Major jeżą się, choć ostatecznie go nie zatrzymała. Ruszył w chmurę. Poleciała seria. Komunikat nad ikoną żołnierza zalśnił na czerwono, był ranny, stymulanty i nano łatały, i ratowały co się dało. Pewnie nawet nie czułby bólu, gdyby mu odstrzelili nogę mógłby biec dalej. System potwierdził wyrzucenie granatu. Wybuch. Brak sygnału. Uszkodzony rdzeń. Brak możliwości odtworzenia.
GAME OVER

Tak zginął za drugim razem, odetchnął. Poświęcenie dla grupy to rzadka cecha a przez to cenna. Poszedł jeszcze do swojej skrzynki by zabrać swoje stare rzeczy. W środku prócz broni i ubrania był też smok z polimerowego jadeitu. Pod spodem miał przybity stempel "made in new shanghai". A jednak tam pojechał. Od kilku miesięcy zbierał się by pojechać do Nowego Szanghaju, jednej z dzielnic Velles. Większość stacji rozpływała się w pstrokatej różnorodności, lub ascetycznej konwencji stacji kosmicznej. Ale Szanghaj konsekwentnie zachował stylistykę dalekiego wschodu, nawet ludzie zdawali się korzystać z tego samego skryptu zachowań. Zdawało się, że stacja miała dusze orientu. Wrzucił smoka do torby i ruszył w stronę miasta.



Jego kroki prowadziły do dolnych sektorów, miejsca w które nie zapuszczali się pracownicy korporacji, chyba że mieli bardzo egzotyczne pragnienia. Jego biomorf wyróżniał się, więcej było podów i syntetyków. Jego ciało weszło do kawiarenki.
- To znowu ty? - właściciel nie był miły, na jego metalowej twarzy próżno było szukać emocji.
- Tęskniłeś? Spokojnie, mam kredyty. Chciałem to co zawsze. - syntetyk prowadził kawiarnie z maskowanymi łączami z MESHem. Dobre miejsce, jeśli nie chciałeś by ktokolwiek wiedział gdzie surfujesz. Miał też otwarte kanały do miejsc sieci zbanowanych przez korporację. Jeśli chciałeś poznać prawdę, lokal był do niej bramą. Ponoć był też w stanie po cichu nadać czyjeś ego poza planetę. Ale z tego nigdy nie korzystał. Aż tak mu nie ufał. Przed wejściem wyłączył Muzę. Nie chciał mieć żadnych świadków. Podłączył się do sieci Eye. Czekały na niego dwie wiadomości. Nadawca nieznany.

"Dobra robota w windzie. Szkoda ciała. Może lepiej, że nie pamiętasz."

To wyjaśniało zmianę Irepu. Otworzył drugą.

"Ktoś włamał się do baz Direct Action. Wykradzione dane. Podejrzane Bojowe AGI."

To było wszystko. Zapłacił.

Jego praca miała wiele zalet, zaspokajała wiele potrzeb, prócz jednej "czy na pewno robię dobrze". Mimo inwokacji w statucie ich formacja była narzędziem w rękach Konsorcjum, niewiele się różnili od Oversightu. Myślał nawet by wystąpić i założyć własnego korpa, kilku kumpli tak zrobiło i dobrze na tym wyszło. I wtedy pojawili się agenci Firewallu.

Ludzkość przetrwała Upadek, zdziesiątkowana, ale trwała. Ale ciągle czekało wiele niebezpieczeństw. Część była wynikiem działań TITANs, ale znacznie więcej ludzkość tworzyła sama. Dlatego istniał Firewall, sojusz dawnych wywiadów zjednoczony by mimo nowej sytuacji nadal chronić ludzkość przed zagładą. Ostatnia bariera między transhumanizmem i zagładą. Jeśli za coś warto było ginąć, to dla przyszłości. W to wierzył. Dlatego był w Firewallu.

Szedł w stronę swojego sześcianu, będzie musiał zająć się włamaniem, można by pomyśleć, że nauczona doświadczeniami ludzkość powinna zrezygnować z igrania z bojowymi inteligencjami samoudoskonalającymi. Ale na rozsądek korpów nie można było liczyć. Wysłał Muzę by wyszukała mu parę rzeczy w MESHu, a sam szedł i nie myśląc o niczym nucił:
Your body is a shell.
Change it.
Your mind is a software.
Program it.
Death is a desease.
Cure it.
Extinciotn is approaching.
Fight it.


 

Ostatnio edytowane przez behemot : 23-09-2010 o 21:54. Powód: crush LI
behemot jest offline