Wątek: Cena Życia II
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2010, 16:50   #10
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Co tu gadać, Radcliffe lubił zabijać. Lubił przykładać rękę do chwilowego odroczenia momentu przeludnienia na świecie – tak w każdym razie sobie to tłumaczył, choć podejrzewał, że prawda jest o wiele prostsza, znaczy, dostateczna ilość krwi i zależność spust-śmierć sprawiały, że zabijanie uzależniało. Kiedy skosił dwóch wojskowych serią z maszynowego, czuł, że powinien ubrać swoje uczucia w jakąś maksymę albo aksjomat. Nie przychodziło mu do głowy nic. No, prawie nic. Kiedy ostatni wojak padł, pomyślał przekleństwo.
Zadzierając z wojskiem, znacznie pogorszyli swoją sytuację – nieco wcześniej mogli być wzięci za cwanych cywili. Teraz mieli na karku i Umbrellę i U. S. Army. Żachnął się. Piekło, które przeżywał przedtem, było czysto nihilistyczne – nie miał po co żyć. Obecność bolesnej śmierci i choroby, która sprawiała, że ludzie powstawali z martwych, sprawiły, że życie było w cenie.
Przeładował karabin, włożył parę naboi do magazynka. Broń się zacięła, więc poświęcił parę minut na odblokowanie. Zapalił papierosa. Pierwszy nie smakował, wypluł, spojrzał do paczki – dużo jeszcze, może smaczniejszych. Zanim zapalił następny, przygryzł nieco filtr – taki talizman, sztuczka na papierosy i wabik dla dymu. Coś w stylu: „Teraz cię trochę dziabnąłem, ale spróbuj, a nie smakuj, to zeżrę całego peta z filtrem”. Nienawidził wyrzucać fajków, ale była to jedyna kara, jaką mógł dla nich wymyślić. Nadpalone fajki były jak płody po aborcji – kompletnie bez sensu. Różnica pomiędzy płodem a nadpalonym papierosem: Zdeptany i mokry pet mógł ktoś jeszcze w akcie desperacji przygarnąć. Płody zazwyczaj są przygarniane przez śmietniki lub laboratoria plastynacyjne.
Ten też smakował źle.
- Musimy stąd spadać, i to jak najdalej stąd – zaciągnął się jednak. - Wątpię, żeby mieli tutaj jakiś system naprowadzania. Ale prędzej czy później, akcja się skończy, a oni zaczną liczyć swoich ludzi. Radzę się gdzieś zaszyć, daleko od miast czy głównych dróg. Jasne, będzie ciężej znaleźć jedzenie i coś do palenia, ale miasta są najgorsze, jeśli chodzi o ludzi i żołnierzy. Im dalej od głównych skupisk wirusa, tym mniej kłopotów.
Spojrzał na mapę.
- Według mnie, powinniśmy się skierować na północ, to jest skrótem przez las albo, jeśli nie będzie żadnej przejezdnej drogi, trzymać się niedaleko głównej, byle się nie wychylać. Jeśli chcemy stąd ujść z życiem, przekroczenie granicy stanu może być naszą jedyną szansą. Po drodze będziemy mogli uzupełnić zapasy w Rockport lub Concrete, chociaż wolałbym unikać miast. Nie wiemy, jak daleko sięga kwarantanna i do jakich środków posunie się wojsko.
Skończył papierosa w połowie. Dziwne: Czuł lekką gorączkę, choć, znając siebie, wiedział, że pewnie w ogóle nie miał podwyższonej temperatury. Jego organizm był jak cichy gwizdek, który wkurwiał jego umysł. Nie mówiąc już o bolesnym odbieraniu dźwięków i mimowolnym skanowaniu okolicy.
- Mamy... - wziął parę oddechów. Chyba naprawdę miał gorączkę. - Mamy CB radio, także w Humvee. Jeżeli się przysłuchamy, to będziemy w stanie wykryć jednostki w pobliżu. Bez żadnego niebezpieczeństwa.
„Bez żadnego niebezpieczeństwa” - fraza wylądowała na końcu jego zdania niedbale. Długotrwała depresja powoduje, że chce się w ludzi rzucać zbitkami zdań, które tylko czasem układają się w lepszych momentach. Cały plan w zasadzie mógł podsumować jednym słowem: „Spierdalajmy”. Nie miał pojęcia, jakim cudem jego racjonalny rozum utrzymuje się na powierzchni. Czuł się jak jakiś pieprzony chaos, dosłownie – przypadkowe impulsy kierowały przypadkowymi odruchami, a jego zwykła świadomość to było kłamstwo grubymi nićmi szyte. Główna wola istniała, a jakże, jednak za nią wyrastały tysiące masek i twarzy, które wrzeszczały, niczym w zwichniętym parlamencie. Ostatecznie, jego myśli były tak bardzo sparaliżowane bólem, że doprawdy serdecznie jebał teorie i filozofie życia w dupę. Czyn się liczył tylko.
- Bierzecie wasze aksamitne dupki w troki? Im prędzej stąd odjedziemy, tym lepiej. Kiedy panowie żołnierze skończą pacyfikację, wezmą się za nas.
Skoczył do Humvee. Kluczyki były w stacyjce. Zapalił samochód, chodził świetnie. Potrzebował jeszcze kogoś, kto będzie na wieżyczce. W skrytości duszy lubił zabijać, jednak do czasu, gdy pociągał za spust, w miarę racjonalna część jego umysłu brała ciało we władanie, co oznaczało pozory normalności. Pozory planowania, pozory racjonalizmu, pozory przeintelektualizowania, choć miał wrażenie, że gdyby ktoś spojrzał na całą grupę z boku, nie miałby wątpliwości, że była to przejażdżka na ostrzu noża.
- Po prostu jedźmy – zraził się na niemal błagalny ton w swoim głosie. - Na północ. Po drodze ustalimy szczegóły.
 
Irrlicht jest offline