Krok po kroczku, każda chwila wypełniona skupieniem. Nigdy nic nie wiadomo, nie w Zonie. Może i Maks nie był ekspertem, ale idiotą też nie był. Pamiętał swój początek jako stalker, pierwszy dzień i już otarł się o śmierć, zarówno przez anomalię jak i bandytów. Ślady zresztą są do dziś.
Las nie był piękny, a znaleźli by się ludzie spoza Zony, którzy byli gotów zapłacić tyle ile żaden stalker nie zarobił przez całe życie i zapewne nie zarobi, byle tylko poczuć ten dreszczyk emocji spowodowany anomaliami i chorymi psami. Sporo takich turystów padało ofiarą bandytów, podawali się za stalkera i obiecali bezpieczne przeprowadzenie przez kawałek zony. Ostatecznie strzelali turyście w łeb i brali nawet jego bieliznę. Bandyci byli jeszcze gorsi niż mutanty i anomalie. Kiedy stalker pracuje dni, tygodnie, a jeśli ma dość szczęścia by tyle przeżyć to i miesiące. Bandyci zaś podstępem i oszustwem zgarniają cały jego dobytek w ułamek sekundy.
Licznik Geigera zaczął świrować. Gdzieś była niezłą anomalia. Gdzieś w przodzie. Jeden rzut śrubką, zaczęła się kręcić i wyleciała wysoko w niebo. Mocny wir.
Trochę czasu zeszło zanim Maks ominął anomalię, była naprawdę wielka, a jego kombinezon nie miał szans go w jakikolwiek ochronić przed tym.
Czergowki sprawdził amunicję, pełny bezgłośny PB1 i MP5. Całkiem sporo amunicji wolnej. Starczy na jakiś czas. Jeśli dopisze mu szczęście to nie będzie musiał podczas tej misji używać broni. Nie zawsze w poszukiwaniach artefaktu trafiało się na żywego wroga. Najgorsze było promieniowanie i anomalie w trakcie szukania kamyków.
Strach zawsze towarzyszył Maksowi, ale to dobrze. Po co na siłę pchać się na cały obóz bandytów? Strach był w walce tym czym licznik Geigera był w trakcie zwykłej "przechadzki" po Zonie.
Minęła godzina, dwie i w końcu oczom Maksymiliana ukazał się nasyp. Nie był to piękny widok, który zapierał dech w piersiach, o nie. Wszystko zniszczone przez wybuch w elektrowni było straszne, ohydne... i stwarzało niesamowite możliwości zarobku. Wielkolud przygotował MP5 i ruszył w stronę nasypu.