Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2010, 20:43   #6
Azazello
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Mimo że głowa bolała go tego dopołudnia niemiłosiernie, tak że tupot szczurzych nóżek rozlegał się potężnym łoskotem niczym odległa burza albo goblińskie bębny rozbrzmiewające w otchłani, nie mógł nie zauważyć zamieszania jakie wywołało pojawienie się dziesiętnika Luclaca, którego koń wpadł prawie nie zrzucając swego jeźdźca na wewnętrzny dziedziniec zamku, tratując jakiegoś nieostrożnego kupca na podgrodziu.
- Nigdy nie słyszałem bębnów zielonoskórych, ale każdy potulny krasnolud pewnie takie dźwięki miał na myśli – powiedział ni to do owego kupca, ni to do siebie Wielki Mistrz Gildii Szczurołapów - oczywiście jak zawsze incognito – Waldemar de Watt – dlaczego ten głupiec nie odskoczył jak każdy żwawy deratyzator, jeno dał się potrącić jak baba na wiejskiej potańcówce – kontynuował patrząc na zaskoczonego kupca, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku zamku. Na ból głowy najlepsza była zupa, której składniki niósł nadziane na kij oparty na ramieniu, a nie kwaszona kapusta, jak imaginował sobie cyrulik, czy zimne piwo, jak przekonywał kowal.

Straż, nawet gdyby w tym momencie nie była zaalarmowania nagłym rwetesem i obecna na stanowiskach, nie próbowałaby zatrzymać śmierdzącego kanałami szczurołapa. Roztaczał on dokoła urok tak znakomity, że każdy w promieniu kilku metrów zapomniał języka w gębie. Waldemarowi nie umknęło oczywiście to, że wyjeżdżając dziesiętnik dowodził drużyną, z której to teraz został jedynie rzeczony dziesiętnik i przede wszystkim to, że nie było z nim Pana Zamku. Co to oznaczało? Dowiedział się już niebawem. Pocięty Luclac zszedł.

- Gdzie jest ten pieprzony Kiciuś? Znowu ugania się za szczurami? Ja mu dam, miał uczy się przyjaźni do gryzoni, ale jest uparty jak osioł! – mruczał do siebie idąc brukowaną uliczką, potrząsając pustymi klatkami, które miał zamiar porozstawiać w zamkowych magazynach, gdzie lubiły przebywać szczury. Drzwi zwykle stawały przed nim otworem, był w końcu Mistrzem Gildii, bez niego całe to miasto zostałoby zalane przez potop szczurów, tak jak stało się to w Hammeln, mieście w Imperium. Każdy szczurołap zna tę opowieść. Rozstawić pułapki, zebrać swoje żniwo, rozsypać trutkę, powybierać małe, futrzane truchła. Dzień jak co dzień. Prawie, śmierć Pana Berengera d’Arvill to była szansa dla niego i Kiciusia, by zaistnieć na dworze. W tym celu musiał pierw zwielokrotnić ilość szczurów w okolicy zamku.
- Moje talenty zostaną zauważone, a Gildia osiągnie niebywałą pozycję!! – niemal krzyczał, tak że szczury rozbiegały się, nawet te, które początkowo wydawały się martwe. Widać leżały tylko z przejedzenia, a to był znak, że alchemik pomylił coś w składnikach trutki. Mam nadzieję, że zupa mnie nie otruje przez to, że przyprawa tak smakuje tym małym chujkom. Uerzał swoim kosturem dokoła wzbijając tumany kurzu, lub mąki, lub kaszy - w zależności w co trafiał.

Kiedy schodził do kanału dziękował za swoje bardzo wysokie skórzane buty. Przeciskając się przez zdjętą kratownicę prawie zgubił swój żółty ongiś szpiczasty kapelusz. Był on niegdyś żółty, podobnie jak onegdaj kubrak był czerwony, a galoty zielone. Zarówno ongiś, onegdaj jak i niegdyś były albo bardzo dawno, albo cierpiały na poważny daltonizm. Taaa, daltonizm, na to nawet cyrulik z alchemikiem nie pomogą, tylko zupka. Mniam!
 
Azazello jest offline