Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2010, 21:44   #2
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
- Mówiłem że się zgubimy. Zaprawdę młodzieńcze powiadam Ci gdybyśmy skręcili w lewo za moją rada, to już dawno byśmy byli na miejscu!
-Oj cicho bądź, nie wiem po co Cię zabierałem...- Vincent uciszył swój miecz i skręcił w kolejną uliczkę.
Ostrze wyraziło głośno swoje zdanie o impertynencji młodych osób i ucichła. Zaklinacz zaś z triumfem wypisanym na twarzy wzrokiem odnalazł szyld karczmy. Upewnił się, że Psikus ukryty jest w jednej z kieszeni plecaka, i dziarskim krokiem wszedł do przybytku.
~*~

Siedząc przy stole wraz z resztą najemników rozglądał się zafascynowany, jak gdyby pierwszy raz był w karczmie. I była to w sumie prawda! Vincent chłonął wzrokiem każdy stół, każde krzesło i każdy kielich. Uderzenia kufli były dla niego istną muzyką, a powszechne pijaństwo dodatkową atrakcją i motywacją do różnorakich żartów.
Młody zaklinacz z rodu Drakano miał szesnaście wiosen. Jak na swój wiek był dość wysoką osobą. Poczochrane włosy w kolorze miedzi zdobiły jego głowę, twarz była wolna jeszcze od młodzieńczego zarostu. Srebrne oczy chłonęły otoczenie, poruszając się niczym szalone. Chłopak był szczupły, jednak nie kościsty, widać było że jest zadbany, dobrze odżywiony, a ćwiczenia dawały efekty w postaci lekko zarysowanych mięśni. Nie było by w nim nic dziwnego gdyby nie... łuski! Na jego ciele po rozsiewane były małe zbiorowiska gadzich łusek. Błyszczały delikatnie w blasku świec, miały barwę miedzi, taka samą jak włosy chłopaka. Dłonie Vincenta były kolejnym czynnikiem który odróżniał go od przeciętnego nastolatka. Zamiast paznokcie miał krótkie acz groźnie wyglądające pazury. Na dłoniach łuski obrodziły w dużych ilościach, toteż przypominały one bardziej smocze szpony niż ręce młodego chłopaka. Pazur delikatnie szorował po stole gdy zaklinacz wiercił się na krześle. Na ustach młodziana nieprzerwanie gościł uśmiech, który ujawniał ostatnią gadzią cechę chłopaka, jego zęby. Były one lekko zaostrzone, wyglądały jak gdyby ktoś wyjął młodemu smokowi i wymienił uzębienie chłopaka na ten nowy zestaw.
Ubiór Vincenta nakierowywał myśli na jego pochodzenie. Ubrany był bogato w dobrze skrojone ubranie, guziki kamizelki były posrebrzane, a kapelusz z zawadiackim piórkiem na czubku leżał na jego głowie idealnie. Młodzian przybył do karczmy wraz z dużym plecakiem, który teraz spoczywał pod stołem. Chłopak nie bał się kradzieży gdyż jego zwierzątko były w środku bagażu, a to oznaczało, że w razie zagrożenia dało by mu znać.

Gdy Gaccio poeta i niziołek skończyli mówić i cisza zaległa w powietrzu na niecała sekundę młodzian wypalił jak z armaty.
- A ja, ja się jeszcze nie przedstawiłem! Jestem Vincent Drakano, miło mi was poznać!- szponiasta łapa uchwyciła dłonie siedzącego najbliżej zaklinacza niziołka i potrząsnęła nimi energicznie. Srebrne oczy przeniosły się na osobę która była powodem całej te wyprawy a usta otworzyły się równie szybko co wtedy.
- Naprawdę jesteś poetą!? Dużo piszesz? Mój starszy brat też jest poetą, a konkretnie to bardem, wiesz? Opowiadał mi kiedyś, że poeci mają swój własny świat, to prawda? –fala pytań lała się nieprzerwanie z ust łuskowatego i nic nie wskazywała na to, że szybko ma się skończyć.- Mój ojciec nie przepada za muzyką brata, mówi że jest za głośna. Za dowcipami zresztą też nie przepada, raz kiedy przykleiłem mu wszystkie dokumenty do biurka przez cały tydzień musiałem go unikać. Pamiętam też jak kiedyś... Vincent nie dokończył gdyż gdzieś z okolic jego pasa wydobył się głośny zarozumiały głos.
- Daj już spokój chłopaku, zapytałbyś o coś sensownego. Takie bezcelowe gadanie teraz na nic się przyda! dźwięk był lekko metaliczny ale słyszalny dla każdego. Miedzianowłosy zrobił urażoną minę i bąknął tylko.
- Przepraszam za niego, to mój miecz, jest strasznie przemądrzały...
- Nie jestem przemądrzały! A ty chłopcze mógłbyś zapytać o coś konkretnego! Kiedy wyruszamy, zaproponować, że przemycisz tego zakochanego mazgaja przed bramę. Radzę Ci posłuchaj mnie!- gdyby miecz umiał prychać zapewne zrobiłby to teraz.
Vincent zwiesił na chwilę głowę jak dziecko skarcone przez matkę. Jednak krótki moment potem na jego twarzy znowu gościł uśmiech gdy zaczął oferować swoją pomoc.
- Z tym opuszczeniem miasta nie powinno być problemu! Mogę uczynić tego pana niewidzialnym, myślę że nie tylko jego! – Zaklinacz wyszczerzył kły.- A ile zajmie nam podróż?
W tym momencie gdyby ostrze posiadało głowę, pokiwało by nią z aprobatą.
 
Ajas jest offline